Wenezuela

Wenezuela

3 wrzesień 2010r

Wcześnie rano, jeszcze w Maicao wymieniamy olej i filtry, gdyż to już 30.000 przebiegu naszej Toyoty, z czego 25.000 po Ameryce Pd. Przejście drogowe w Paraquachon przekraczamy z marszu w 30 minut, bez najmniejszego problemu. Wymiana waluty czyli $ na bolivares, u miejscowego „konika”, gdyż po informacji uzyskanej od wenezuelskiego celnika, wypisującego kwit odprawy granicznej na auto wiem, że tu funkcjonują dwie wymiany: bankowa 1$ = 2,6 bs i ta czarnorynkowa 1$ = 7,6÷ 7,8 bs, w zależności jak się uda wynegocjować. My zastosowaliśmy oczywiście tę drugą wersję. Nieco przerażeni i czujni, ruszamy na trasę. Droga zrujnowana do stanu tragicznego i do tego poruszają się na niej same „trupiaste”, ledwo trzymające się kupy, auta amerykańskie, których świetność minęła na przełomie 60-tych i 70-tych lat ubiegłego wieku. Wszystkie elementy tych pojazdów, dosłownie przemieszczają się i powodują wrażenie, że za moment się rozpadną, zdarzają się egzemplarze, gdzie widać nogi jadących przez przegniłe poszycia drzwi nadwozia – masakra. Po drodze nr 6 do Maracaibo mijamy wiele posterunków wojska i policji, o dziwo wszystkie kontrole przeprowadzone są uprzejmie, z uśmiechem, delikatnością i emanującą sympatią. W mieście widać i czuć zapach „petrodolarów”, w końcu to naftowa stolica kraju, dostawca dwóch trzecich ropy i trzech czwartych dochodu narodowego. Mamy plan zatankować auto, a tu na stacjach benzynowych kolejki na kilometr, samych starych gruchotów. Przy drogach oferta tankowania z butelek, wężykiem do baku. Na rogatkach Maracaibo, zmiana i zupełnie pusto. Gonitwa myśli, o co tutaj chodzi? Tankujemy i ponowne zaskoczenie, po wlaniu 74 litrów paliwa, dystrybutor wyłączył się, a pan „nalewakowy” oświadczył, że obowiązuje towarzysz limit i tylko tyle można wlać jednorazowo, pobierając od nas 5 bs, podajemy tą sumę słownie; pięć bolivares. Przecierając oczy ze zdziwienia, przeliczamy na zł, przecież 5 bs = 2,10zł, co daje sumę 0,03 zł za jeden litr, nawet gdyby to paliwo było tylko „powietrzem”, to koszty operacyjne zapewne przewyższają taka sumę – szok! Na następnych stacjach dopełniamy nasze zbiorniki do pełnych 240 litrów, myśląc, że chyba to jakaś pomyłka i że lepiej wozić niż później płacić więcej. Wiemy już skąd te ograniczenia, które dotyczą tylko tego regionu, to wpływ prywatnego eksportu paliwa do Kolumbii przez tzw. „mrówki”. Mieliśmy zamiar pozostać w Maracaibo, jednak ks. Karolewski, na którego dostaliśmy jeszcze namiary w Ekwadorze od ks. Arka, a z którym się skontaktowaliśmy tel., ponieważ był zajęty, przejechaliśmy przez to drugie co do wielkości 1,6 mil, nowoczesne miasto w kierunku Coro drogą nr 3, pokonując przesmyk pomiędzy jeziorem Lago de Maracaibo, a Golfo de Venezuela (zatoka wenezuelska), monstrualnej wielkości mostem. To właśnie w tym miejscu, kiedy to hiszpańscy żeglarze ujrzeli nowy ląd, na brzegu którego ukazały im się indiańskie domki na palach(palafitos), nadali nowo odkrytemu miejscu nazwę Venezuela, czyli „Mała Wenecja”. Jesteśmy niezwykle zaskoczeni , gdyż wszędzie ład i porządek, drogi szerokie i wspaniałe. Co tu jest tak naprawdę „grane”? - nie widzimy żadnego zagrożenia, wszystko dokładnie tak jak w innych krajach Ameryki Pd., albo nawet lepiej? Ludzie uczynni, żądni kontaktów, uśmiechnięci i zadowoleni. Stragany i knajpki przy drogach oferują wiele produktów i dań, żadnych kartek i ograniczeń. Zatrzymujemy się na posiłki i poddajemy się kolejnym nowościom, czyli arepas i cachapas, gdzie pierwsze upieczone są z ciasta kukurydzianego z serem, drugie to również placki, ale w wydaniu z mięsem i serem tyle, że podane z osobna. Jako deser ciastka z kokosem o nazwie besitos de coco. Wokół skromnych domków czysto i zadbanie, na innych terenach śmieci i syf, ale to na tym kontynencie jest wszędzie, nie tylko w Wenezueli. Jedno co rzuca się w oczy, jak to bywa w krajach, gdzie obowiązuje kult jednostki, to wizerunek Hugo Chaveza, teatralnie patrzący z niezliczonej liczby, różnej wielkości plakatów i bilbordów. W przydrożnym hotelu zatrzymujemy się na nocleg, pokój 2os. z klimą i łazienką + strzeżony parking (120bs – ok.50zł). Dzisiaj też zmieniliśmy czas i mamy jedną godzinę do przodu, czyli już tylko 6h w stosunku do Polski.

 

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-1a/img_5689.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-1a/img_5702.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-1a/img_5709.jpg

4 wrzesień 2010r

Kontynuujemy jazdę brzegiem Morza Karaibskiego, drogą nr 3 na wschód do miejscowości Coro, która to była pierwszą stolicą Wenezueli, założona w 1527r przez Hiszpanów. Zwiedzamy tą kolonialną miejscowość wpisaną na listę UNESCO, która jest najlepiej zachowaną ze wszystkich w tym państwie. Dalej poprzez park Medanos de Coro, będący swoistą Saharą w miniaturze, gdzie za pomnikiem matki Monumento a la Madre, ustawionym przy wejściu, nie ma już nic, tylko piasek w górę i piasek w dół, czyli potężne wydmy. Jedziemy jeszcze na wschód, aż pod Parque Nacional Morrocoy, na riwierę wypoczynkową , gdzie znajdują się chronione piękne osiedla tych najbogatszych oraz slamsy biedoty i budy z blachy, pomiędzy tym wszystkim walają się tony śmieci, w oddali błyszczy wielka rafineria, a z bilbordów patrzy na to wszystko uśmiechnięty Hugo Chavez. Tam też zostajemy na nocleg w pensjonacie przy plaży, w miejscowości Boca de Aroa.

 

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-2a/img_5806.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-2a/img_5774.jpg

W czasie jazdy obserwujemy jak radzi sobie część społeczeństwa z bezrobociem. Tak więc wzdłuż drogi „markety” ustawiają się rzędem i oferują to, co da szansę na przeżycie, od domowych artykułów spożywczych po wszelkie inne dobra, które można stworzyć własnymi rękami. Ponieważ jest tutaj wiele kóz, produkuje się ser, z mleka nasyconego cukrem do granic możliwości, wystawia się różnego typu kombinacje dulce de leche, kapelusze w wielu kolorach i fasonach, z kamieni rzeźbi się figurki, schwytane zwierzęta oraz ryby, wiszą w różnych wersjach, budząc w nas obrzydzenie. No cóż, co kraj to obyczaj, kiedy w państwie panuje wysokie bezrobocie, turyści nie odwiedzają, gdyż jest niebezpiecznie, dochody z nafty już nie takie jak za złotych czasów, mieszkańcy kraju zmanierowani starymi nawykami, a dokładniej w myśl hasła „ropa jest wszystkim”, nawykli do nic nie robienia i taki stan nadal trwa. Pracować nie ma gdzie, bo przecież, aż 95% dochodu narodowego pochodzącego tylko z ropy spowodowało, że nikt nie dbał o inne gałęzie produkcji, rolnictwo praktycznie nie istnieje, wszystko było i jest importowane, nawet żywność – na miejscu nie opłacało się tego wytwarzać.

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-2b/img_5861.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-2b/img_5866.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-2b/img_5841.jpg

Z biednego kraju, jakim była Wenezuela, pomijana niegdyś przez kolonizatorów Hiszpanów, po bumie naftowym spowodowanym odkryciem potężnych złóż ropy w 1914, stała się największym eksporterem tego surowca na świecie, nie potrafiono z tego państwa skutecznie zrobić „El Dorado”, mając świadomość świetnej płynności finansowej, zadłużało się nie wiedzieć po co, kiedy ceny ropy mocno spadły, Wenezuela przejrzała się w pustce. A gdy otworzyła szeroko oczy, do spłacenia było wiele kredytów. Tak skończył się piękny sen o potędze, a raj został utracony, dochody państwa zaniknęły i,aż dziw bierze, że można było na przestrzeni tak niewielu lat zniszczyć to państwo i naród w nim mieszkający?!. Na zadane pytanie „co dalej”?, odpowiadają : „zmiany są bardzo poważne, ale nie wiadomo czy na dobre, czy na gorsze”, ta niewiedza wbija nas w zadziwienie, czyż mamy rozumieć, że ten naród wie, że dzwonią, tylko nie wiadomo w którym kościele? Zapytany przez nas właściciel pensjonatu, tu gdzie śpimy tej nocy, świetnie mówiący po angielsku, skończył niegdyś Colege w Ohayo, co sądzi o obecnej polityce Chaveza i zmianami jakie się dokonują twierdzi:” wszystko CHYBA idzie w dobrym kierunku, ale tak naprawdę to nie wierzy w lepsze czasy, gdyż to niezwykle daleka przyszłość i trudny temat”. Reasumując, mamy niezły pasztet myślowy, ponieważ wielkie hasło rewolucji socjalnej, jest zgadywanką dla narodu, a jeśli nie wiedzą co jest dla nich, a co przeciwko nim, to oznacza, że jak zwykle stara komunistyczna szkoła się sprawdza.


http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-2c/img_5918.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-2c/img_5937.jpg

5 wrzesień 2010r

Jedziemy zwiedzić Parque Nacional Morrocoy, z niezliczoną ilością ptactwa, a w szczególności różowych flamingów. Kierujemy się więc do miejscowości Chichiriviche, która jest centralną częścią tego obszaru. Ptactwa rzeczywiście wiele, lecz jeśli to ma być „Park Narodowy”, to tylko w cudzysłowie, gdyż to co tam ujrzeliśmy tej weekendowej niedzieli, przerosło naszą wyobraźnię i poraziło na tyle, że dopiero po kilku chwilach, doszło do nas jak można wypoczywać, gdzie kombinacja ludzkiej masy przemieszana jest z porozrzucanymi dowolnie odpadkami. Kiedy jedni piją alkohol, inni już spoczywają w spokoju, tam gdzie padli upojeni relaksem, a wszystko to w potwornym gorącu, smrodzie i hałasie. Koszmar to bardzo entuzjastyczna forma wyrażenia naszych odczuć, nawet fotki nie dadzą rady tego oddać, to nierealne, to trzeba widzieć i czuć. Uciekamy z „Parku” w kierunku stolicy Wenezueli Caracas, najpierw drogą nr 3 do Morrocoy, później nr.1, aż do tego pięciomilionowego miasta.

 

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-3a/img_5942.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-3a/img_5974.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-3a/img_6000.jpg

Późnym wieczorem jesteśmy na miejscu i poszukujemy placówki Polskiej Ambasady. Zajęło nam to ponad dwie godziny i to dodatkowo z wynajętym taksówkarzem. System adresowy w tym mieście, to jakaś totalna łamigłówka pozbawiona sensu, kilka osób brało udział w dochodzeniu, po czym nastąpiła eureka. Jedno jest pewne, miasto Caracas to niezwykle niebezpieczny rejon i tylko w obrębie pewnych dzielnic, w miarę bezpiecznie można się poruszać, to 100% pewne, gdyż wszyscy napotkani po drodze ludzie, dobitnie nam to uzmysławiali, przestrzegając, aby nie wybierać się do centrum miasta. Tam za drobiazg można otrzymać wyrok w trybie natychmiastowym, a zasada jest prosta, kiedy zostanie się napadniętym, należy bez zastanowienia oddać wszystko, a być może oprawcy puszczą wolno. Są miejsca gdzie życie nie ma żadnej wartości, a jedynym obowiązującym prawem, jest siła razy przemoc do potęgi śmierci. Tam pod żadnym pozorem nie wolno się znaleźć, gdyż średnia kul w zwłokach wynosi pięć plus. W jednej z gazet, na tytułowej stronie, pokazano szczegółowo prosektorium, z ofiarami tylko jednego dnia. Dlatego też turyści omijają Caracas szerokim łukiem. A my, wynajmujemy pokój w hotelu, w tej bezpieczniejszej części, za 200 bs – ok 90zł (pok. 2os.łazienka, klima i garaż na auto) – godny polecenia, chociaż po krótkiej obserwacji i zestawieniu kilku faktów, okazało się,że to…hotel na godziny…no cóż, atrakcji nigdy dosyć.

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-3b/img_6034.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-3b/img_6054.jpg

http://www.wojtektravel.pl/wp-content/gallery/wen-3b/img_6071.jpg

6 wrzesień 2010r

Rankiem zabieramy się z pomocą Polskiego Konsulatu za załatwianie wiz do Gujany i Surinamu. Jeszcze przed oficjalnym czasem otwarcia, jesteśmy przy bramie naszego konsulatu, miła pani Ula Siemińska pomaga w pozyskaniu adresów i informacji, dotyczących pracy konsulatów Gujany i Surinamu. Ponieważ ten pierwszy dziś jest zamknięty, zaczynamy od drugiego. Oczywiście nie może być to łatwizną i prawie by się udało, jednak same wcześniejsze uzgodnienia telefoniczne pomiędzy konsulami nie wystarczyły, potrzeba oficjalnej noty wystawionej przez Polski Konsulat, drugim życzeniem pani z okienka było: „proszę napisać polski adres zamieszkania po angielsku”, a to już dla nas była poważna zagadka. I w tym miejscu Wojtek zastosował cały zestaw oszałamiających próśb do pani, która uległa ich urokowi. Ponowny kurs taxi tam i z powrotem, plus uprzejmość konsula Surinamu, który notę przyjął już poza godzinami pracy, mamy więc pewność, że jutro odbierzemy wizy do tego kraju, a zaczniemy brnąć w papiery dotyczące Gujany. A jak będzie przebiegać proces uzyskania wiz, to już w następnym odcinku.



więcej zdjęć z Wenezueli
http://www.wojtektravel.pl/index.php/wyprawy/4-ameryka-pd-etapii/3-wenezuela/

Pozdrawiamy!
Wojtek i Wiola

www.wojtektravel.pl

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo alejapodroznikow@gmail.com

Jeżeli chcesz wykorzystać materiały naszego autorstwa zamieszone na portalu skontaktuj się z nami: alejapodroznikow@gmail.com