W poniższym tekście opiszemy Trzy Gujany, czyli Gujanę Brytyjską, Surinam oraz departament zamorski Francji, Gujanę Francuską.

20 wrzesień 2010r

Tranzytowego przejazdu przez terytorium Brazylii nie będziemy opisywać, gdyż było to 400 km. drogi po niezbyt interesujących, płaskich terenach sawanny, a technicznie to przymus, ponieważ granica pomiędzy Wenezuelą a Gujaną jest zamknięta, ze względu na nie rozwiązany od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku konflikt graniczny.

Ranek nieco organizacyjny, rozpoczynamy od tego, że zastajemy nasz pojazd bez powietrza w jednym z kół. Na szczęście tuż obok, znajduje się siermiężny warsztat wulkanizacyjny i usuwamy defekt, a powodem są nasze wyczyny off – roadowe na Sabanie, błoto na wybojach wdarło się pomiędzy felgę a krawędź opony i powietrze puszczało, po rozebraniu i wyczyszczeniu wszystko jest już w jak najlepszym porządku. Jedziemy na wschód drogą nr Br 401 z Boa Vista do Bonfim, granicznej osady, gdzie przeprawiamy się z Brazylii do Gujany poprzez nowy most na rzece Takutu, oddany do użytku dopiero rok temu. Najpierw po przekroczeniu granicy i wjeździe na terytorium Gujany następuje małe nieporozumienie i celnik informuje nas, że to przejście jest dostępne tylko dla obywateli Brazylii i Gujany, po czym po wyjaśnieniu sprawy przez czarnoskórego naczelnika tegoż urzędu i sprawdzeniu wiz, nakazuje przeprowadzić czynności odprawowe! Nam już przeszła gęsia skórka po całym ciele, a mnie ukazała się cała droga objazdowa do Gujany Francuskiej przez Manaus w Brazylii, potężną rzekę Amazonkę i wjazd od południa do tego kraju, gdzie ze stolicy Cayenne mamy wykupione już bilety powrotne do Polski. Oczywiście wszystko się szybko wyjaśniło i następuje procedura odprawy, nas i naszej Toyoty. Dostajemy przewodnika i jedziemy do przygranicznej osady Lethem po stronie Gujany, aby w miejscowym supermarkecie wykupić specjalne ubezpieczenie na auto (za miesiąc zapłaciliśmy 17$), oraz zrobić ksero wszystkich potrzebnych dokumentów. Całość przebiega w spokoju i przyjacielskiej atmosferze, już od niepamiętnych czasów, nikt spoza sąsiadujących państw, nie przekraczał tej granicy własnym pojazdem. Wypisywanie przeróżnych kwitków, świstków oraz notowanie „na piechotę” danych pojazdu do różnych zeszytów, zajęło trzem osobom, prawie trzy godziny. Wszystko odbywało się w zwolnionym tempie, jak w telewizyjnej powtórce. Po tym czasie jesteśmy już wolni i możemy kontynuować jazdę po terytorium Gujany Brytyjskiej, jadąc tak jak w Wielkiej Brytanii, czyli po lewej stronie szosy – mam już w tym spore doświadczenie po wojażach w Australii, Nowej Zelandii i Anglii. Okazało się również, że człowiek od ubezpieczeń, poza sklepem jest również właścicielem hotelu o szumnej nazwie Savanna Inn i tam też za sumę 35$ wynajmujemy dwuosobowy pokój z wszelakimi wygodami, a jego pracownik, czarny kucharz przygotowuje nam wspaniałą obiadokolację za sumę 12$ za dwie osoby (1 USD = 200 GYD – gujańskie dolary). Ponieważ nasze doświadczenia kulinarne, tak te wenezuelskie jak i brazylijskie, spowodowały u nas zatracenie poczucia smaku, gdyż potrawy miały tekturowo – trawiasty smak, albo były całkowicie jego pozbawione. W tymże hotelu niezwykłej atmosfery dodają rozwrzeszczane papugi – jest wspaniale i do tego dystyngowanie, czujemy się jak za minionych czasów kolonialnych , tych oglądanych na filmach sprzed wielu, wielu lat.

21 wrzesień 2010r

drzewa…drzewa…drzewa… i tak przez 10 godzin przemierzamy dzisiejsze 320 km. Pokonujemy rozległy interior Gujany Brytyjskiej bitą drogą, przypominającą nasz dukt leśny tyle, że tutaj możemy wjechać do lasu deszczowego i przemierzać go, aż do samej stolicy tego państwa Georgetown, a dystans ten od granicy z Brazylią w Lethem mierzy 565 km. Podróż umilają nam miliony cytrynowych motyli, które wprowadzają nas w stan migotania źrenic. Po drodze przeprawiamy się pontonem motorowym przez rzekę Essequibo, w pobliżu osady Kurupukari. Właśnie na obszarze za rzeką, w 1996r utworzono specjalną strefę ochrony dziewiczego, nienaruszonego obszaru lasów deszczowych, najlepiej zachowanych na naszym globie o powierzchni 3710 km² noszących nazwę Iwokrama. Cóż więcej napisać o dzisiejszym dniu: natura, natura, natura, dzikość i nieskalanie cywilizacją, jednym słowem -  wspaniale. Po pokonaniu stu  tysięcy błotnych dziur, zatorów z powalonych drzew, docieramy z objawami wstrząsu mózgu do celu i zatrzymujemy się  w Mabura Hill, małej osadzie związanej z wyrębem drzewa – tutaj też dostajemy pełny obraz tej podstawowej gałęzi „przemysłu” Gujany – czyli rabunkowej wycinki lasów deszczowych tych ulokowanych już za rzeką i eksportu tego niezwykle cennego surowca do Chin, Wietnamu i Indii. Spanko w hotelu Toyota Inn pomiędzy posterunkiem policji i knajpą prowadzoną przez Malezyjczyków w której to tymczasem na otwartym tarasie razem z tubylcami oglądamy w telewizji koncert najlepszej brazylijskiej grupy Banda Calypso.