Dania i Norwegia z plecakiem
Kazimierz Lach
W lipcu 2011 wyruszyłem w moją pierwszą podróż do Skandynawii. Trwała trzy tygodnie.
Jechałem samochodem przez Niemcy i Danię, zatrzymałem się na krótko w Kopenhadze.
Dalej ruszyłem na północ Danii, gdzie z miejscowości Hirtshals przprawiłem się
promem do Norwegii do Kristiansand. Stamtąd jechałem w kierunku Bergen
zatrzymując się na biwak w różnych miejscach. Namiot rozbijałem wyłącznie na dziko.
Chciałem podczas tej wyprawy sprawdzić się, czy potrafię przeżyć w tym przepięknym
kraju polegając na swoich umiejętnościach łowieckich. I udało się. Dzień w dzień,
machając wędką nad fiordem, dość obficie, zaopatrywałem się w białko ze złowionych
ryb morskich. Nie wspomnę o doznaniach płynących od strony kubków smakowych podczas
uczty :)
Wszystkie fotografie plenerowe pochodzą z miejsc w których zatrzymywałem się na biwak.
Jedno z najbardziej charakterystycznych punktów Kopenhagi, ulubione miejsce spotkań
Kopenhaska syrenka. Szkoda że nie należy do klubu :)
Przed budynkiem rządowym. Podziwiam ! Prawdziwi emocjonalni twardziele :)
Można momentami odnieść wrażenie, że ulubionym zajęciem sporej części
społeczeństwa jest wylegiwanie się w parkach. Pozazdrościć :)
Kopenhaga jest prawdziwym rajem dla rowerzystów, szerokie ścieżki na każdej ulicy gwarantują swobodne przemieszczanie się po całej aglomeracji
Jedna z wielu urokliwych fontann
To nie jest widok z lotu ptaka :) lecz makieta przed muzeum
Moje pierwsze miejsce biwakowe
Namiocik stanął 5 m od wody
Miejsca pod namiot wybierało się gdzie popadnie, ale czasami trzeba było dłużej szukać mniej kamienistego podłoża.
No i trzyma się namiocik
Jeśli nad samym fiordem nie było kamieni, to miejsce było wymarzone :)
Poranna kąpiel we fiordzie to czysta przyjemność :)
Z dzikimi zwierzętami miałem mało do czynienia, ale i takie robiły wrażenie :)
Wodospady. Pogoda, niestety, nie dopisywała, co widać również na fotkach.
Lipiec był katastrofalny pod względem pogodowym.
Bergen. Budynki starej dzielnicy kupieckiej hanzeatyckiego nabrzeża wpisane są na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO
Okolice moich miejsc biwakowych
Pierwsza makrela przeze mnie złowiona skończyła, niestety, w brzuchu ogromnej mewy. Wystarczyło, że poszedłem na chwilę do auta (po zrobieniu fotki) kiedy usłyszałem tylko ten żarłoczny wrzask ptaszyska, jak gdyby chciał "powiedzieć" - proszę o jeszcze
Aaaaa...., takie tam, rybki
Aaa, tutaj sobie powiesiłem zdobycz, żeby nieco odpoczęła :) Łosoś.
Okolice biwaku
Zarastające daszki posuwają niekiedy ciekawe skojarzenia :)
Okolice biwaku
W wodę zaopatrywałem się w strumieniach. Można ją śmiało pić.
W tej budce można nabyć owoce w pojemniczkach. Napis obok otwartej szkatułeczki wypełnionej walutą głosi, że trzeba wrzucić doń pieniązki zgodnie z podaną kwotą za pojemniczek. Wkoło żywego ducha nie uświadczysz. Z resztą po co ? skoro i tak wszystko jest ustalone. Można ? - można. Da się ? - da się :)
Miasteczko nad fiordem
okolice Kristiansand
Na skalistym wybrzeżu Kristiansand jest kilkanaście stanowisk baterii przeciwlotniczej z czasów wojny. Okazały się być idealną lokacją do przyrządzania posiłków na czas niepogody. Dobre "zadaszenie" to podstawa.
Pożegnanie Kristiansand, pożegnanie z Norwegią.