Krym

Krym


Bo chodzi o to, by Żyć zamiast egzystować, żeby każdy oddech miał smak i zapach. W końcu „wędrujemy zaledwie do wnętrza momentu i nie ma żadnego kresu ani żadnego celu." Jest tu i teraz, są tylko sekundy, jest tylko dzisiaj.

Wtedy postanowiłam...

(reportaż Karoliny Zieby-Kulawik pochodzi z 13.10.2011r)

Jadę na Krym w poszukiwaniu mistycznej, czy też jakiejkolwiek innej magii. W ruinach jej nie znajduję, kolejnych kilka zakurzonych kamieni, gdzie jedyną wartością jest wiek tego całego kurzu. Trafiam za to na dziką plażę niedaleko, która spełnia wszystkie wymogi, aby czuć się królem świata. W każdym niemal miejscu, przed moimi oczami rozgrywa się prawdziwy spektakl barw i kolorów. Jestem widzem, postronnymi obserwatorem. Nie mam wpływu na poczynania natury. Woda jest krystalicznie czysta, widzę dno tak daleko, jak tylko mogę dopłynąć. Przy okazji przychodzi mi do głowy, że to idealna metafora podróży – nieważne, dokąd płyniesz, dopóki unosisz się na powierzchni. Pływając w morzu nie korzystasz z kierunków typu północ, południe, wschód, zachód, istnieje tylko jakieś abstrakcyjne przed siebie. I z powrotem, za wyjątkiem tych, którzy utonęli na dobre...




Po raz pierwszy od miesięcy mam nad sobą gwiazdy, jest ich więcej niż granatowej przestrzeni pomiędzy. To miejsce emanuje spokojem i przedziwną mocą. Daje ukojenie, uspokaja pędzące myśli.... ten wschód




 
Największym skarbem Krymu jest przyroda. Do największych atrakcji należą zjawiskowe widoki, rozciągające się z górskich szczytów. To jedno z ostatnich miejsc, gdzie występuje krajobraz niezmieniony ręką człowieka. Czasem odnosi się wrażenie, że cała Ukraina jest krajem rządzonym przez siły natury. Jednym z ostatnich miejsc w Europie, gdzie człowiek nie jest numerem jeden. Tutaj przyroda sprawuje niepodzielne rządy. Człowiek jest tylko zbędnym dodatkiem. Skupiska ludzkie, wsie i miasta występują tak rzadko, że wydają się być odstępstwem od reguły. Krym jest krainą ogromnych, niezamieszkanych przestrzeni. Krainą niedostępnych, górskich szczytów, sąsiadujących z bezkresnym morzem.




 
Krym ma dziesiątki nazw w wielu językach. Dla mnie na zawsze pozostanie krainą kamienistych plaż i błękitnego morza, którego dno jest usłane ostrymi, raniącymi stopy, kamieniami. Cały Półwysep jest zdominowany przez dwa kolory. Zieleń lasów występuje obok wszechobecnego niebieskiego. Niebieskie na Krymie jest nie tylko morze. Z niewiadomych względów kolor ten wybrali sobie ludzie. Przejeżdżając przez Krym ciągle widzi się pomalowane na niebiesko drzwi, okna, płoty, czasem całe budynki.


 

 

 

 
Kwatera u pewniej pani która przygarnęła nas, poszukujących noclegu o 23.00. Płacąc za nocleg nakazała nam położyć pieniądze na ziemi przy jej stopach, tłumacząc że to przynosi szczęście.


...żyją tu Ukraińcy, Rosjanie i potomkowie Tatarów. Wśród mijanych gór i dolin, jak spod ziemi wyrastają meczety. Często znajdują się tuż obok cerkwi. Nikomu to nie przeszkadza, nikogo to nie dziwi. Krym to prawdziwe miejsce spotkań. Tutaj Wschód styka się z Zachodem, tworząc niepowtarzalny mix kulturowy. Półwysep miał w swojej historii tak wielu władców, że mało kto mógłby ich spamiętać. Każdy pozostawił po sobie ślad w architekturze, kulturze, języku, nazwach miejscowości i mentalności ludzi. Obecnie Krym ma problem z tożsamością. Teoretycznie jest ukraiński, ale ponad połowę ludności stanowią Rosjanie. Większość mieszkańców Krymu identyfikuje się z Rosją. Język rosyjski dominuje w sklepach, urzędach i na ulicach. Tutaj proeuropejskie aspiracje Ukrainy nie znajdują uznania. Zwłaszcza ludzie starej daty wierzą w Mateczkę Rossiję. Sprzeciwiają się wycofaniu Floty Czarnomorskiej do Rosji. Nie przepadają za Amerykanami i NATO. Na Krymie ciągle wyczuwa się pozostałości starego ustroju. Kapitalizm nie zapuścił tu zbyt mocno korzeni. Socjalizm głęboko przeorał świadomość starszego pokolenia. W krymskich miastach Lenin jest wiecznie żywy. Trudno znaleźć skupisko ludzkie bez jego pomnika.



Lenin w Jałcie


 
...w Teodozji


A teraz trochę o podróży...

Gdy celem stał się Krym musieliśmy postanowić jak tam dotrzeć. Można się wybrać różnymi środkami lokomocji. Jeśli chcemy szybko pokonać odległość z Polski do miejsca wypoczynku można wybrać się samolotem. Wielu turystów wybiera podróż samochodem. Ja ponad wszystko przedkładam podróż pociągiem. Dlaczego? Postaram się w kilku słowach przybliżyć dlaczego lubię podróż pociągiem. A przede wszystkim ważne wiadomości, czyli Klasy wagonów.
 
 
 
W ukraińskich pociągach dalekobieżnych wszystkie miejsca są leżące, a do wyboru mamy 4 klasy: Zahalnyj (ros. obszczij) - bardzo tani, wygląda zwykle jak płackarta, ale kupuje się bilet bez miejscówki - kto pierwszy ten lepszy, a wpuszcza się, ile wlezie. Tylko dla doświadczonych ekstremistów. Na Krym takie pociągi nie kursują, ale amatorzy klimatu bimbru w słoiku mogą się przejechać takim wagonem np. ze Lwowa do Kijowa i z Kijowa do Odessy. Płackartnyj (płackarta) - tani wagon bezprzedziałowy, spotykany tylko na wschodzie: 50 osób w odkrytych boksach, pełna integracja. Trzeba przeżyć, choć niektórym wystarcza tylko raz. . Miejsca z numerem powyżej 30 to bokowi/bokowyje, położone wzdłuż przejścia.
 
 



Kupejnyj (kupé) - czteroosobowe, zamykane przedziały. Optymalny wybór.



Spalnyj (liuks) - dwuosobowe przedziały. Cena zazwyczaj trzycyfrowa. Warunki podobne jak w kupe, ale jest więcej miejsca.
Szefem wagonu jest prawodnik/prawódnica (właśc. ukr. prowidnyk / prowdnycja), który roznosi pościel oraz "dba o komfort podróżujących i zapewnia ogólny porządek". Uruchamia on też piec węglowy, dzięki czemu mamy bezpłatny wrzątek i tanią herbatę czy kawę. Sprzedaje również drobne łakocie. Przy wejściu sprawdzany jest bilet (zawsze) i paszport (niekiedy), następnie bilet jest zabierany (dzięki temu jesteśmy budzeni przed przyjazdem) i oddawany dopiero na wyraźnie życzenie. W przedziałach można pić wszystko. Pociągi zatrzymują się na niektórych stacjach na kilkanaście - kilkadziesiąt minut (w każdym wagonie jest rozkład jazdy pociągu). W tym czasie na perony wylegają podróżni, a miejscowi znoszą owoce, słodycze i różne smaczne wyroby domowe, nie ma więc potrzeby zabierania na podróż większych zapasów, nie licząc wody niegazowanej.
 
 





A więc w drogę...
Opuszczamy Lwów i teraz 25h w pociągu :D




Dobry to czas na obmyślenie wstępnego planu co, gdzie i w jakiej kolejności odwiedzimy, co jednak i tak było spontaniczne, bo nie byliśmy niczym ograniczeni jak tylko biletem powrotnym do Lwowa po dwóch tygodniach... Był to także czas na naukę cyrylicy
Później okazało się, że udało nam się odwiedzić miejsca zarówno te zaplanowane jak i nie, a z cyrylicą nie było najgorzej
 
 
 


Po drodze minęliśmy wiele dworców, każdy piękny i monumentalny, i tak aż do Symferopola, gdzie nasza podróż pociągiem dobiegła końca
 



Oddaliśmy się w wir podróży, wakacji, chcąc zobaczyć jak najwięcej, poznać mentalność ludzi i to jak żyją. Dużo chodziliśmy pieszo z plecakiem, spaliśmy w kwaterach jak i w namiocie.









Dodatkowe łóżko dla nieoczekiwanego gościa


Pierwszym punktem do jakiego dotarliśmy była Jałta. Z Symferopola do Jałty prowadzi najdłuższa w Europie linia trolejbusowa długości około 86 km.

Za czasów Związku Radzieckiego była ona popularnym kurortem nadmorskim i nadal jest.

W czasie II wojny światowej (dokładnie w Liwadii – niewielkiej miejscowości koło Jałty) odbyła się konferencja jałtańska ustalająca na przeszło 40 lat polityczny podział powojennej Europy. Jałta jest także obecna w Sonetach krymskich Adama Mickiewicza, który mieszkał tam i tworzył przez pewien czas.
 
 





Rynek/targowisko w Jałcie, można było kupić dobre owoce, świeżo wyciskany sok...
 








 
 
SEWASTOPOL
Najbardziej rosyjskie spośród krymskich miast. Stacjonuje tu Flota Czarnomorska, rosyjski język i flagi są wszechobecne. Odnosi się wrażenie, że nagle przenieśliśmy się do innego kraju. Wrażenie to potęguje sam port, gdzie rdzewieją okręty wojenne z trójkolorową, rosyjską banderą. Militarny charakter miasta oddają organizowane „pchle targi", gdzie można na pamiątkę zakupić poradziecki order czy odznaczenie. Koniecznie należy wybrać się na spacer Bulwarem Nadmorskim, skąd można podziwiać pomnik Zatopionych okrętów, upamiętniający wydarzenia Wojny Krymskiej z 1905 roku. Samo miasto nie zachwyca, najciekawsze usytuowane jest na jego obrzeżach - to umieszczony na liście światowego dziedzictwa UNESCO Chersonez Taurydzki, pozostałości starożytnego miasta, gdzie można poczuć się niczym w antycznej Grecji. To miejsce, gdzie w 988 roku książę Włodzimierz Wielki przyjął symboliczny chrzest Rusi. Na uwagę zasługuje zwłaszcza fotogeniczna „Brama Morska" z dzwonem, który niegdyś ostrzegał statki w czasie złej pogody oraz kiepskiej widoczności, a dzisiaj stanowi obowiązkowy punkt zdjęciowy, do którego ustawiają się kolejki fotografów. Nie sposób też nie zauważyć niedawno zrekonstruowanego, efektownego soboru św. Włodzimierza, którego złota kopuła góruje nad urokliwymi ruinami Chersonezu.
Jako że Jałta była nasza bazą wypadową udało nam się odwiedzić jej okoliczne miasteczka. Ałupka leży 16 km od Jałty. Jej historia, jak i innych miejsc wybrzeża, sięga dalekiej przeszłości. Do 1917 r. było to miejsce wypoczynku zamożnych ludzi. Główną atrakcją miasta jest pałac Woroncowa, zbudowany w latach 1828-1848 wysiłkiem tysięcy żołnierzy i chłopów pańszczyźnianych, wg projektu E. Bloore'a.W zachodniej części dziedzińca znajduje się główne wejście do pałacu. Fasada pałacu, zwrócona w stronę morza, jest utrzymana w stylu mauretańskim. Kamienne ściany, okienne otwory i wystające trójkątne podpory nadają mu cechy średniowiecznego zamku. Przyglądając się dokładniej pałacowi odnajdujemy podobieństwo z konturami góry Aj-Petri.Wokół pałacu leży piękny park z I połowy XIX w., założony przez sadownika K. KebachaZespół pałacowo-parkowy jest unikalnym zabytkiem historii i architektury, często odwiedzanym miejscem Krymu.
 
 

 
 


 
Na wschód od Jałty leży Gaspra,a tam...słynne, bardzo turystyczne miejsce- Jaskółcze Gniazdo. Budowla ta, wzniesiona na szczycie 90-metrowego klifu przylądka Aj-Todor to symbol Krymu uwieczniony na milionach kartek pocztowych. Sam zameczek, zbudowany na początku XX wieku to obecnie restauracja i w zasadzie, poza pocztówkowym pejzażem nie ma tu nic interesującego. Za samo wejście na teren restauracji pobierana jest niewielka opłata, ale spojrzenie w dół urwiska zza niewysokiej barierki sprawia, że nie żal wydanych pieniędzy. Rozciąga się stąd wspaniały widok na inne symboliczne miejsce - górę Ajudach, która zgodnie z tłumaczeniem nazwy przypomina gigantycznego śpiącego nad wodą niedźwiedzia.
 


 



 
Pojechaliśmy na Krym, również z zamiarem chodzenia po górach. We wszystkich przewodnikach była informacja o kolejce linowej na Aj-Petri, bez informacji o jakichkolwiek szlakach... było to dla nas zastanawiające i postanowiliśmy to wyjaśnić.
 




 
Góra Aj-Petri, czyli Góra Świętego Piotra to miejsce wznoszące się 1234 m. n.p.m., jest ponoć najbardziej wietrznym miejscem na Półwyspie Krymskim, a jeśli nawet nie najbardziej wietrznym, to na pewno jednym z najbardziej interesujących. Już samo dotarcie kolejką górską na szczyt robi wrażenie. W ciągu kilku minut znad morza wędrujemy w góry, wagoniki trzeszczą i suną się powoli nad wspaniałymi winnicami, czasem niemal pionowo i wydaje się, że za chwilę rozbiją się o skały. Po kilkunastu minutach docieramy na sam czubek góry, który stanowią tzw. zębiska. Widok południowego wybrzeża Krymu z tego miejsca nie może się równać z niczym innym. Ciekawostką są znajdujące się tu krzewy i małe drzewa z gałązkami obwiązanymi różnokolorowymi wstążeczkami. To stary zwyczaj mający odgonić złe duchy i przynieść szczęście. Gałązki ze wstążeczkami można spotkać na całym Krymie. Warto zwrócić uwagę także na krzyż znajdujący na środkowym zębisku - postawili go tam filmowcy, gdy Aj-Petri grało Alpy. Stoi tam do dziś, gdyż nikt już nie zapłacił za jego usunięcie.
 


 
Aj-Petri 1234 m n.p.m


 

 

 

 

 



 
W drodze powrotnej nie skorzystaliśmy z usług busów, taksówek, czy też tej samej kolejki, a postanowiliśmy pójść pieszo, co wszystkich miejscowych bardzo zdziwiło, ale nas to jakoś nie zastanowiło i bez mapy, bez ścieżek a tym bardziej bez szlaków zeszliśmy w dół. Wprawdzie zajęło nam to 6 godzin, ale mieliśmy satysfakcję i poczuliśmy trochę tę górę. Trasa miała różne oblicza, na początku asfalt i serpentyny które szybko się znudziły i wybraliśmy opcję: las, idąc tak ciągle w dół i w dół wyszliśmy w końcu na plażę ;)
 


 

 



 
Kolejny punkt to Simeiz, który był zamieszkały od najdawniejszych czasów. Kilka wieków p.n.e. była tu grecka osada Simeogoz. Nazwa miasta z języka greckiego oznacza żagle, które można podziwiać ze skał. Unikalną malowniczość temu miejscu przydają urwiste brzegi, wąwozy i przybrzeżne skały: Diwa, Panea, Łabędzie Skrzydło (gdzie są poprowadzone drogi wspinaczkowe).
 




 
Zatoka Simeiz leży między Przylądkiem Aj-Panda a Skałą Cudu. Nad brzegiem morza można wejść na 43-metrowego Mnicha.W 1931 r. podczas sztormu wiele bloków skalnych odłączyło się od Mnicha, który stracił swój pierwotny wygląd.
 


 

 

 



 
Na wschodniej części Południowego Wybrzeża Krymu od Przylądka Baszennyj po Słoneczną Dolinę.rozciąga się Wybrzeże Sudaku, gdzie podążyliśmy. Sudak jest szczególnie znany z Twierdzy Genueńskiej. Jeden z najcenniejszych zabytków. Są to zawieszone nad morzem, doskonale zachowane ruiny XIV-wiecznej fortecy z czasów ekspansji Republiki Genueńskiej, będącej jednocześnie ostatnim przyczółkiem genueńczyków na Krymie. Do dzisiejszych czasów zachowały się dwa ciągi potężnych murów obronnych z czternastoma basztami, przypominające Wielki Mur Chiński, wewnątrz których znajdziemy ruiny meczetu, kościoła
i cysterny. Warto zadać sobie trochę trudu i wspiąć się na stromą i miejscami śliską skałę zwaną Kyz-Kule. Rozciąga się stąd niesamowity widok na Sudak i pobliski Nowy Świat.
 


 

 

 

 

 

 



 
Kraina która spodobała nam się najbardziej i zostaliśmy tam dłużej- Koktebel (dokładnie Kok-tepe-el) oznacza w języku tureckim Kraj Błękitnych Szczytów. Miejscowość cieszy się zasłużoną opinią oazy zacisznego luksusu, jest miejscem wypoczynku aktorów, pisarzy, malarzy.
 

 

 

 

 

 



 
Główną atrakcją Koktebela jest położony tuż na zachód od miejscowości rezerwat geologiczny Karadag. To pasmo górskie jest niewątpliwie jednym z ciekawszych miejsc tego regionu. Różnorodność biologiczna, obecność „atrakcyjnych" gatunków (czarna wdowa, sęp) oraz duch dzikości unoszący się nad tym miejscem powodują, że przyciąga ono jak lep na muchy podróżników. Wejść do rezerwatu można tylko z przewodnikiem. Po otrzymaniu instrukcji dotyczących tego jak mamy się zachowywać w rezerwacie, w końcu ruszamy stromym podejściem. Generalnie w Górach Krymskich wyróżnia się trzy piętra roślinności: pierwsze na wysokości 250 – 300 m n.p.m. tworzą lasy jałowcowo-dębowe, wyżej lasy sosny krymskiej, od około 500 do 1300 buczyny i na samym szczycie, jajła, czyli odpowiednik naszej hali tzw. Jajła wykorzystywana przez Tatarów jako letnie pastwiska. Na Kara Dag w szczytowych partiach widzimy lasostep. Wcześniej sceptycznie odnosiłam się do Sonetów naszego narodowego wieszcza, teraz jednak rozumiem, że będąc na Krymie nie sposób odmówić sobie próby oddania w słowach tego co się widzi. A widoki są iście bajkowe. Wulkaniczne skały sterczące w górę stwarzają atmosferę grozy. Wobec takiej potęgi trzeba się ukorzyć .Tzw. Złote Wrota to wystająca z morza na 17 metrów skalna brama, popularne turystycznie miejsce. Z niesmakiem patrzymy na niewielkie jachty krążące w pobliżu Wrót.
To pierwsi od paru godzin ludzie...


 

 

 

 

 

 
Złote Wrota
 

I jeszcze jedno miasto, a mianowicie Teodozja, została dosłownie "od bogów dana". Tak określili ją koloniści greccy, po założeniu tu jednej ze swych osad. Zarówno wiek miasta, oraz to że Teodozja zachowała jako jedyna na półwyspie antyczną nazwę, do dziś stanowi przedmiot dumy jej mieszkańców. Koloniści greccy zaczęli budowę osady w VI w. p.n.e. Początkowo miasto było niezależne i szybko bogaciło się na handlu zbożem, skórami, rybami i solą. Od 380 r. p.n.e. zostało częścią Królestwa Bosforańskiego. Dzieje Teodozji do IX w. są słabo zbadane i najpewniejsze dane pochodzą dopiero z XIII w. kiedy Genueńczycy uzyskali od Złotej Ordy przywilej na założenie tu faktorii handlowej. Do dziś można kroczyć po murach, które wówczas pełniły centrum średniowiecznej Kaffy. Mury Twierdzy genueńskiej są świetnie zachowane. Po przejściu przez bramę idąc wzdłuż muru twierdzy, po kilkudziesięciu metrach wychodzi się na górę umocnień. Fortecę zbudowano na wzgórzu już w 5 w. p.n.e., jej genueńska wersja pochodzi z XIV-XVw. Zachowała się: brama, baszta Klemensa VI, baszta Crisco, baszta Dokowa.
 


 

 

 

 

 

 



 
A schodząc już na ziemię, przedstawię teraz kilka praktycznych informacji, czy też ciekawostek...

WALUTĄ Ukrainy od 1996 r. jest hrywna, ale bardzo często zdarza się, że zwłaszcza starsze osoby w dalszym ciągu używają, z sentymentu za Związkiem Radzieckim, nazwy rubel. Wyjeżdżając na Krym należy wziąć ze sobą euro lub dolary amerykańskie. Kantory, jeszcze poza Rublami, z reguły nie wymieniają innych walut. Należy jednak pamiętać, aby banknoty były w miarę możliwości nowe i nieuszkodzone. W innym przypadku kantor może odmówić wymiany podejrzanego banknotu.

KUCHNIA KRYMSKA to temat rzeka nadający się na osobną relację. Rodowód kuchni krymskiej wywodzi się z tradycyjnej kuchni tatarskiej, ale można doszukać się wpływów kuchni rosyjskiej, ormiańskiej i ukraińskiej. Najbardziej popularne i najbardziej charakterystyczne na Krymie są czeburieki czyli tłuste, smażone, kruchutkie pierogi z różnego rodzaju farszem, pirożki przypominające pączki, ale z nadzieniem mięsnym lub kartoflanym, chaczapuri czyli również rodzaj dużego pierożka, ale najczęściej z nadzieniem serowym.




Oprócz tego warto skosztować słynnego płowa czyli ryżu utopionego na smalcu z warzywami, baraniną i przyprawami, treściwych zup z warzywami i baraniną czyli szurpy i łapszy, szaszłyków z baraniny, gołąbków zawiniętych w liście winogron zwanych tutaj dołmą czy nietypowych hot-dogów z warzywami, owiniętych w rodzaj cienkiego placuszka nazywanym lawasz. Na każdym rogu można również dostać gorące lepioszki czyli płaskie chlebki, pożywienie proste, ale niezwykle sytne i smaczne.




Miłośnicy słodkości również nie będą narzekać. Truboczki - rożki wypełnione masą czekoladową z orzechami, pachława - niezwykle słodkie, ociekające miodem z orzechami francuskie ciasto, czy orzechy włoskie nanizane na nitkę i oblane gęstym sokiem z winogron to tylko niektóre ze specjałów. Na Krymie bardzo popularny jest mołocznyj koktejl, a mianowicie schłodzone mleko z sokiem owocowym i lodami rozmieszane w mikserze. Słynne są także torty sprzedawane w kawałkach na targach, w miejscach turystycznych, wszędzie.. i wszystkie PYSZNE!




 
MARSZRUTKI
To najszybszy i w miarę tani sposób przemieszczania się po Krymie. Są to stare, wysłużone busy, zabierające tyle osób, ilu uda się wejść do środka, zatrzymujące się w dowolnym miejscu. Wystarczy krzyknąć do kierowcy „Astanowka pażałsta" (przystanek proszę) i marszrutka zgodnie z żądaniem podróżującego zatrzyma się. Sieć połączeń jest gęsta, marszrutki kursują często zwłaszcza między turystycznie atrakcyjnymi miejscami. Nie ma także problemu ze znalezieniem interesującej nas marszrutki nawet jeśli nie czytamy cyrylicy. W miejscach, skąd marszrutki wyruszają w trasę można spotkać naganiaczy, którzy zaprowadzą nas i wskażą odpowiedni pojazd.
 
 

 
 

WINO
Krymskie winnice należą do jednych z najstarszych w Europie. Krzewy winorośli sprowadzili tu starożytni Grecy w V w. p.n.e., jednak prawdziwy rozkwit i światowy rozgłos tutejsze wina zawdzięczają człowiekowi, w którego żyłach płynęła polska krew. Był to książę Lew Golicyn, urodzony na Lubelszczyźnie syn polskiej hrabianki i rosyjskiego arystokraty, który pod koniec XIX w. przyjechał za głosem serca na Krym i zbudował tu prawdziwe winiarskie księstwo. Marzeniami Lwa Golicyna było stworzenie niepowtarzalnego wina, które mogłoby konkurować z francuskimi trunkami oraz aby wino wyparło w carskiej Rosji wódkę. O ile pierwsze udało mu się zrealizować, drugie już niekoniecznie. Dla Krymu charakterystyczne są wina likierowe, mocne, wzmacniane winnym destylatem, o niepowtarzalnym muszkatowym aromacie. Punktem obowiązkowym dla miłośników szlachetnego trunku jest odwiedzenie dwóch miejscowości - Massandry i Nowego Świata.
Na degustację czy zakup można zdecydować się w każdym niemalże zakątku południowego Krymu. Wina sprzedawane są „na rozliw", prosto z beczek czy dużych plastikowych pojemników i kosztują one taniej niż w sklepach firmowych. Za naprawdę niewielkie pieniądze można posmakować legendarnego Czarnego Pułkownika i Czarnego Doktora
 



Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]

Jeżeli chcesz wykorzystać materiały naszego autorstwa zamieszone na portalu skontaktuj się z nami: [email protected]