Piotr Kornel Olszewski
Mongolia
Nie jestem wielkim podróżnikiem, po prostu jestem ciekaw świata i ludzi i staram się w miarę możliwości zaspokajać swe potrzeby. Cieszy mnie "odkrywanie" nowych miejsc, podpatrywanie ludzi i przyrody, uczestniczenie w zwyczajach i obrzędach religijnych. Moją "naturalną" formą podróżowania jest tramping w wersji niskobudżetowej. Zdając sobie sprawę z tego, jak wiele jest do poznania, staram się maksymalnie wykorzystywać czas urlopu, by jak najwięcej zobaczyć i doświadczyć. Trampingi zdecydowanie nie kojarzą mi się z wypoczynkiem ;-) Plaża i leżakowanie to nie dla mnie!
Kilka ostatnich wyjazdów skierowanych było na wschód: Mongolia, Chiny, Iran, Indie i Nepal. Dziś chciałbym powspominać odbytą kilka lat temu podróż koleją transsyberyjską do Mongolii. Kraj ten kojarzy się zwykle z pustynią Gobi, stepami, Dżyngis Chanem i Naadamem. My zrezygnowaliśmy świadomie z komercyjnego święta w stolicy i z wycieczki na pustynię, i skierowaliśmy się ku uroczemu zakątkowi kraju - w stronę Jeziora Chubsugulskiego leżącego u stóp pasma górskiego o tej samej nazwie. Tu odwiedziliśmy wymierające plemię Caatanów - hodowców reniferów i urządziliśmy sobie krótki treking po okolicznych 3-tysięcznikach. Dalsza droga wiodła przez góry Chantej do wulkanu Chorgo położonemu nieopodal malowniczego jeziora Terchijn Cagaan. Odwiedziliśmy również buddyjskie klasztory w Cecerleg i Charchorin - miaście zbudowanym przez Dżyngis Chana. Na deser zostawiliśmy sobie park narodowy Tereldż