Za horyzont i jeszcze dalej




Za horyzont i jeszcze dalej

Z Mikołajem Korwin-Kochanowskim i Miłosławą Niezgodą
rozmawia Karolina Gołda


W ubiegłe wakacje wsiedli na rowery i przemierzyli Azję Centralną. Swoją wyprawę rozpoczęli w Kazachstanie. Potem przejechali przez Kirgistan, Chiny i Pakistan. Na odpoczynek znaleźli czas w Indiach. Snowboardzistka freeridowa - Miłosława Niezgoda oraz student inżynierii biomedycznej - Mikołaj Korwin-Kochanowski, opowiadają o prawdziwym życiu w tamtych rejonach, magii Pakistanu oraz trudnościach, z jakimi przyszło im się zmierzyć…

Długo się znaliście zanim postanowiliście, że spędzicie razem trzy miesiące w Azji?

Mikołaj: Poznaliśmy się w liceum, a potem nasze drogi się rozeszły. Ponownie spotkaliśmy się po 4 latach, podczas prezentacji z Tadżykistanu.

Miłka: Wtedy powiedziałam Mikołajowi, że chciałabym pojechać na taką wyprawę, a on odpowiedział krótko: „No to jedźmy”.

I pojechaliście. W tych wszystkich miejscach, które zwiedziliście wspólnie, byliście pierwszy raz?

Mikołaj: Byłem kiedyś w Indiach, więc wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać. Czytaliśmy różne relacje z wypraw i rozmawialiśmy ze znajomymi, którzy byli w niektórych miejscach, m.in. w Pakistanie, dlatego mieliśmy jakieś wyobrażenie o tych miejscach.

Jakie ono było?

Mikołaj: Pozytywne!

Miłka: Na początku mieliśmy jakieś wątpliwości w związku z całą tą sytuacją polityczną, ale na szczęście w żaden sposób nas to nie ograniczyło. Potem okazało się, że nie było się czego bać.

Jakie przygody Was tam spotykały?

Mikołaj: Jeżeli chodzi o jakieś straszne doświadczenia, że prawie zginęliśmy albo coś w tym stylu, to niestety ludzie się zawiodą.

Miłka: Ja powiedziałabym, że na szczęście (śmiech). Żadnych fajerwerków ani historii mrożących krew w żyłach nie mamy, bo tak naprawdę tam jest całkiem normalnie. Poza tym po pewnym czasie zupełnie inaczej patrzymy na to wszystko i pewne sytuacje nie są dla nas zaskakujące.

Czyli sytuacja, w której weszliście do namiotu przepełnionego bronią, nie była dla Was zaskoczeniem?

Miłka: Właściwie nie była. W jednej prowincji w Chinach, policja normalnie chodziła z bronią. Na ulicach tej broni widzieliśmy bardzo dużo, dlatego ­­w namiocie nie zrobiła na nas większego wrażenia. Byliśmy już do tego widoku przyzwyczajeni.

Mikołaj: Poza tym oni nie robili z tej broni żadnego pożytku. Widzieliśmy, że ją mają, ale jednocześnie nie widzieliśmy, żeby ktoś z niej strzelał.

Miłka: Teraz, kiedy pokazujemy zdjęcia albo opowiadamy co tam przeżyliśmy, to ludzie bardzo się tym emocjonują. My, w trakcie wyprawy, tak się do tego przyzwyczailiśmy, że nic nas już specjalnie nie zaskakiwało po drodze.

Przyzwyczailiście się chyba do wszystkiego, ale pewnie nie obyło się bez kryzysowych momentów, w których mieliście dość wyprawy?

Miłka: Mieliśmy pełno kryzysów, ale na szczęście nie w tych samych momentach. Jedno drugie zawsze ciągnęło do przodu. Z resztą to były głównie takie drobnostki. Nie chciało nam się jechać, rozmawiać, patrzeć na siebie… Czasami, jak trafi się na zły dzień i fatalny humor, wszystko zaczyna człowieka przytłaczać. Jednak gdyby w tamtych momentach ktoś mi powiedział: „masz bilet do domu, jutro wracasz”, to nie wróciłabym.

Mikołaj: Na tej wyprawie chwil, w których miałem naprawdę dość, chyba nie było. Wiedziałem, że ta sielanka, w której codziennie jest coś innego, odkrywamy nowe miejsca i poznajemy nowych ludzi, zaraz zniknie.

Nie dla każdego taki wyjazd jest sielanką. Chyba trzeba mieć w sobie sporo determinacji, żeby zdecydować się na coś takiego?

Miłka: To chyba nie jest kwestia determinacji, ale tego, czy coś takiego podoba się człowiekowi czy nie. Sama jazda na rowerze nie jest problemem.

A co nim jest?

Miłka: Chodzi o to, że śpisz w namiocie, kąpiesz się w rzece, gotujesz na jednym palniku, na butli gazowej. Kaszę, ryż, kaszę - ciągle to samo. Tu rodzi się pytanie: czy jesteś w stanie przeżyć trzy miesiące bez komputera, bez Internetu, bez suszarki do włosów, itd.

Mikołaj: Jeśli chodzi o aspekt fizyczny, to każdy po pewnym czasie przyzwyczaja się do długiej jazdy. Natomiast nie każdy psychicznie wytrzymuje takie warunki. Niecodziennie szczęka opada z wrażenia. Często jest nudno, monotonnie i trzeba sobie z tym poradzić w głowie.

Warto przeżyć coś takiego?

Mikołaj: Myślę, że przynajmniej raz warto. W pustyniach jest coś magicznego i wydaje mi się, że człowiek zmienia się trochę pod ich wpływem. Kiedy jedziesz pod górę, to koncentrujesz się na celu, bo gdzieś widzisz ten szczyt. Jadąc przez pustynię, patrząc na ten horyzont, nigdy nie wiesz, kiedy to się skończy - to ma taki ciekawy wymiar…

Przez trzy miesiące można przeżyć naprawdę wiele. Co czuliście, kiedy ta przygoda zbliżała się ku końcowi i musieliście wracać do domu?

Miłka: Kiedy wsiadaliśmy do samolotu w Delhi, czułam się strasznie dziwnie. Przyzwyczaiłam się, że jesteśmy w innym miejscu, jeździmy na tych rowerach i śpimy w namiotach. Będąc tam poczuliśmy, że tak naprawdę nie ma barier i odległości. A te dystanse na świecie zbiegają się, zmniejszają, skracają…

Stwierdziliście, że nie ma barier, ale przecież niekiedy ludzie je tworzą. Mieszkańcy tamtych regionów nie robili Wam jakichś problemów?

Mikołaj: Nie. Oni byli niezwykle gościnni. Każdy, kto był w tamtych rejonach, właściwie powie to samo. Ludzie zaproszą cię do domu, ugoszczą czym mają, chociaż czasem nie mają za wiele. Kiedy jedziesz autobusem i ten zatrzymuje się na postoju, to niektórzy są nawet w stanie postawić ci obiad.

Jak myślicie, dlaczego tak robią?

Miłka: Oni mają takie poczucie, że kiedy odwiedzamy ich kraj, to tak jakbyśmy ich odwiedzali. Pamiętam jak pewnego dnia dziewczyna w autobusie ściągnęła bransoletki z ręki i założyła je na moją. Potem dostałam od niej misia. To było niesamowite.

Często spotykaliście się z takimi sytuacjami?

Miłka: Tak, takich przyjemnych i pozytywnych wydarzeń było mnóstwo. Dla tych ludzi byliśmy zaskoczeniem i atrakcją. Nie wiem kto musiałby przyjechać do Polski, żeby był dla Polaków tak egzotyczny, że zachowywaliby się w stosunku do niego w taki sposób.

Mikołaj: Jechaliśmy na rowerach i co chwilę obok nas zatrzymywały się samochody. Kierowcy pytali czy mamy co jeść i pić. Dawali nam numery telefonów. Mówili, żebyśmy zadzwonili jak gdzieś tam dojedziemy, to oni ugoszczą nas u siebie.

To rzeczywiście niesamowite. Myślicie, że ludzie wykorzystują tę ich gościnność?

Mikołaj: Pewnie nieraz tak. Ja nie pasożytowałbym na nich, ale kiedy np. student jest na takim wyjeździe i nie ma wypchanego banknotami portfela, to może być prawie pewny, że jak rozbije się w okolicy jakiegoś domu to ktoś z niego wyjdzie i zaprosi go na obiad.

I nie będzie oczekiwał nic w zamian?

Mikołaj: Nie. Oni po prostu bardzo chcą poznać takiego przybysza.

Miłka: Niesamowite jest też to, że cieszą się z drobiazgów. Np. kiedy dostaną zwykły krem, są ogromnie wdzięczni. W sklepach nie brakuje takich produktów, ale są dla nich zbyt drogie.

Mikołaj: Pamiętam jak w Tadżykistanie dawaliśmy dziewczynom krem do opalania. Tak się cieszyły, że wreszcie będą miały jasną cerę. To było wspaniałe, kiedy widzieliśmy jak ludzie radują się z takich na pozór normalnych rzeczy.

Co tam na Was wywarło największe wrażenie?

Miłka: Ciężko podać jedną rzecz.

Mikołaj: Na pewno ta gościnność, bo była dla nas czymś niecodziennym. Mieszkając w Europie nie doświadczysz takich sytuacji ot tak. Poza tym krajobrazy są obłędne. Żadne zdjęcia i filmy tego nie oddadzą. I jeszcze ta przestrzeń… Znienawidzone przez nas słowo, które co chwilę powtarzaliśmy.

Miłka: Czasem myślałam, że oszaleję. Kiedy Mikołaj mówił: „Ale przestrzeń!” to miałam ochotę „puknąć” go w głowę.

Właśnie, co czuje człowiek, kiedy tak jedzie, jedzie, jedzie i końca nie widzi?

Miłka: Nigdy więcej nie pojadę do Kazachstanu! (śmiech) - To czuje i myśli człowiek, jak jedzie prosto i końca nie widzi. Ma wrażenie, że oszaleje. Naprawdę lepiej jechać pod górkę i w dół, niż za horyzont i jeszcze dalej.

Mikołaj: Dobrze mieć licznik czy GPS, który generalnie nie przydaje się zbyt często, ale w takiej sytuacji pomaga. Widzi się progres. Pedałuję, pedałuję, pedałuję, a tu praktycznie nic się nie zmienia. Zerkam na licznik i widzę, że jednak zrobiłem te 60 km, choć mam wrażenie, że stoję w miejscu. W Polsce jest inaczej. Po drodze z Krakowa do Zakopanego mija się pagórki, wioski, domy, itd. Tam nawet po kilkudziesięciu kilometrach jazdy, mieliśmy wrażenie, jakbyśmy dopiero wsiedli na rowery.

Często wracając z podróży, dochodzimy do wniosku, że było inaczej, niż to sobie na początku wyobrażaliśmy. Zastanawiam się czy podczas tej wyprawy rozczarowało Was coś?

Mikołaj: Nie. Byłem już w tamtym rejonie i wiedziałem czego się spodziewać. Kiedy się tam jedzie, trzeba być bardzo otwartym na wszystko, co się tam zastanie.

Miłka: Wiele rzeczy okazało się innych niż to sobie wyobrażaliśmy. Ja trochę zawiodłam się Indiami. Tam mieszkańcy są tak nastawieni na turystów i wyciąganie pieniędzy od nich, że mogą doprowadzić człowieka do szału. Na szczęście ten kraj był na końcu naszej trasy, więc już bez żalu, że coś tracę, mogłam wracać do domu.

Mikołaj: Miłka przed wyjazdem bardzo chciała jechać do Indii i strasznie żałowała, że tak mało czasu tam spędzimy. Powiedziałem jej wtedy: „Poczekaj, pojedziesz, zobaczysz, Pakistan ci się spodoba.” A ona uparcie twierdziła, że chce do Indii.

Kolejność krajów, które odwiedzaliście, miała jakieś znaczenie?

Mikołaj: Myślę, że ta sekwencja była trafna, bo można powiedzieć, że apetyt rósł w miarę jedzenia. Zaczęliśmy od Kazachstanu, który w pewnych miejscach był taki europejski. Potem Kirgistan, Chiny… I te nowo wybudowane miejscowości, gdzie wszystkie domy są identyczne, robione jakby od linijki. Fajnie to zobaczyć i mieć świadomość tego, jak to naprawdę wygląda, ale nie są to miejsca, w których chciałoby się dłużej przebywać.

Miłka: A Pakistan to już inna bajka…

Bajka kojarzy mi się z pewną magią. W tym kraju jest coś magicznego?

Miłka: Dla nas w pewnym sensie tak. Kumulacja tych dobrych sytuacji, niesamowitych widoków i fantastycznych ludzi, których spotkaliśmy, tworzy w naszych głowach obraz czegoś niezwykłego.

Mikołaj: Tam przyjezdny nie jest odbierany jak turysta tylko jak gość, a to naprawdę duża różnica. Oni nie widzą w nim pieniądza, lecz człowieka…

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo alejapodroznikow@gmail.com

Jeżeli chcesz wykorzystać materiały naszego autorstwa zamieszone na portalu skontaktuj się z nami: alejapodroznikow@gmail.com