Benedykt Polak

 
Benedykt Polak, pierwszy polski podróżnik

urodził się około 1200 roku we Wrocławiu lub gdzieś na terenach ówczesnej Wielkopolski. Nie jest wiadomym, czy swoje imię przyjął podczas chrztu, czy dopiero po dołączeniu do zakonu. Polak to nie, jak mogłoby się zdawać, nazwisko, a przydomek, który nadano mu w celu identyfikacji w nielicznych, bynajmniej nie polskich źródłach pisanych. Istnieją domniemania, że w młodości Benedykt mógł być rycerzem lub przebywał na dworach magnatów w charakterze doradcy. Około 1236 roku wstąpił do zakonu franciszkanów, a stosując się do panujących zasad, cały majątek rozdał ubogim. Przed rozpoczęciem wyprawy życia, większość swojej dziewięcioletniej zakonnej posługi sprawował poza murami klasztoru. To uczyniło z niego geografa, świetnie zorientowanego w terenach wschodniej Europy. Obok znajomości łaciny, biegle władał językiem staroruskim, a kontakty z Tatarami dały mu możliwość nauki podstaw ich języka. Przez franciszkanów wspominany jest tylko raz jako świadek cudu dokonanego przez św. Stanisława ze Szczepanowa. W dokumentach zapisano wtedy gwardianin zakonu Braci Mniejszych, który był u Tatarów. Benedykt Polak jest nazywany pierwszym polskim podróżnikiem.
Będąc jednym z dwóch pierwszych Europejczyków i pierwszym Polakiem przemierzającym Azję, stał się jej odkrywcą dla ówczesnej Europy, gdyż podróżując pieszo i konno aż pod Karakorum i z powrotem, przebył dwukrotnie niemalże całą jej szerokość. Był więc tam już przed urodzeniem samego Marco Polo. Jego relacje zmieniły nie tylko spojrzenie na geografię świata, ale i światopogląd ludzi. W owych czasach nikt nie zdawał sobie sprawy z możliwości istnienia Ameryki, Afryka przedstawiana była jedynie jako arabskie pobrzeże, a Azja kończyła się tam, gdzie leżą Indie. Nikt nie wiedział, co znajdowało się za Donem, co więcej mało kto w ogóle starał się tego dowiedzieć. Strach przed nieznanym posiłkowany powszechną i niezaprzeczalną wiarą w czary, zabobony, duchy czy zjawy, powodował, iż dominowało przekonanie, że na wschodzie żyją przerażające, dzikie monstra. Swoimi relacjami franciszkanin zaprzeczył istnieniu olbrzymich cyklopów, psiogłowców, czy hymanotopodów skaczących na jednej stopie. Jego poselska wizyta u mongolskiego chana, choć w kwestiach politycznych czy religijnych zmieniła niewiele, z pewnością przyczyniła się do tego, że Mongołowie już więcej nie najechali na środkową Europę. Razem z towarzyszem Janem di Piano Carpinim zgromadził nieprawdopodobną wiedzę o ludach zamieszkujących te nieznane dotąd tereny. Opisał funkcjonowanie kultury, która w kompletnej izolacji od europejskiego świata wyrosła przez minione tysiąclecie na podwalinach kultury greckiej, rzymskiej, a także judeochrześcijańskiej. Opowiadał o wierzeniach i tradycjach miejscowych, jak również pułapkach i manewrach stosowanych przez tatarskie oddziały. Co ciekawe, kilka kronik w ogóle nie wspomina działalności Benedykta i Carpiniego. Najwidoczniej dopiero po latach można było docenić rangę tego przedsięwzięcia.
W roku 1245 Benedykt wraz ze starszym od siebie franciszkaninem Carpinim wyruszył jako poseł papieża Innocentego do chana Mongołów. Celem wyprawy było dostarczenie tatarskiemu władcy listu, w którym papież nakłania jego naród do przyjęcia wiary w jednego Boga - Jezusa Chrystusa - jak również zaprzestania łupieżczych najazdów na Europę. Przy okazji posłowie mieli okazję zbadania tatarskich sił zbrojnych. W czasie trwającej ponad dwa i pół roku podróży Benedykt przebył niemal całą, nieznaną Europie jeszcze wtedy Azję, pokonując pieszo i konno niemal 20 tysięcy kilometrów, stale zmagając się ze skrajnymi warunkami pogodowymi, i będąc zdanym na łaskę obcych ludzi. Kapryśny klimat Mongolii zmuszał go do walki ze śnieżnymi zamieciami i mrozami osiągającymi wartości minus czterdziestu stopni, jak również z letnimi upałami, często narażającymi organizm na udar cieplny. Górska choroba wysokościowa niejednokrotnie stawiała jego życie pod znakiem zapytania. Podróży dwójki franciszkanów nie ułatwiały też inne niedogodności. Carpini wspominał kilkukrotnie, jak wyglądały ich racje żywnościowe: stopiony śnieg, gotowane proso z rosołem czy, w razie szczęścia, kilka płatów mięsa. Zdarzało się też, że podstępni Tatarzy oszukiwali franciszkanów, wyłudzając od nich dary. Czego nie zdołali wyłudzić, ukradli. Benedykt przeszedł też próbę ognia, polegającą na spacerze wśród smagających ciało płomieni, które – posiadając moc boską – miały usunąć niecne zamiary, a także zniwelować moc trucizn, które potencjalnie mógł nieść poseł. Krótko mówiąc, mając świadomość poziomu niebezpieczeństwa misji poleconej mu przez papieża oraz braku pewności powrotu – poszedł, dotarł i wrócił.
W książce Benedykt Polak: pierwszy polski podróżnik, J. Pałkiewicz i K. Petek tak oto komentują dokonanie franciszkanów: Wcześniej absolutnie nic nie było wiadomo o tym, co znajduje się za Donem. A Carpini z Benedyktem zdobyli i tak sporo wiedzy, biorąc pod uwagę, że pędzili całe dnie. Czegoś się tam dowiadywali, coś zapisywali... Dziś nazwalibyśmy to okruchami wiedzy, ale przywieźli te okruchy na grunt, na którym nie było absolutnie nic. To tak, jakby chcieć scharakteryzować państwo, przejeżdżając przez nie pociągiem.
 
opracowanie
Rafał Lasyk

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]

Jeżeli chcesz wykorzystać materiały naszego autorstwa zamieszone na portalu skontaktuj się z nami: [email protected]