- Posty: 6282
- Otrzymane podziękowania: 3
project- wildlife - Jodhpur – niebiesko mi!
- Albin
- Autor
- Wylogowany
- Administrator
Less
Więcej
13 lata 4 miesiąc temu #3388
przez Albin
.
Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.
project- wildlife - Jodhpur – niebiesko mi! was created by Albin
Polecamy relację z wyjazdu do Indii pod naszym patronatem
Nie było łatwo tu dotrzeć – a przynajmniej nie w moim, raczej nietypowym przypadku. Wszystko to dlatego, że za późno wsiadłam z koleżanką do tuk-tuka, który miał nas zabrać na dworzec w Jaipurze. Pociąg tego dnia odjeżdżał o 17:00, a na ulicach taki korek, że dojechałyśmy dopiero na 16:59. I… biegiem, przez tłumy hindusów, żebraków, psów, przez krowie placki w poszukiwaniu właściwego peronu. W pewnym momencie straciłam z oczu moją koleżankę. Trochę się zaniepokoiłam, bo czasu było już niewiele. Zapytałam kogoś o pociąg do Jodhpuru – był pewien, że chodzi o peron 4. To ja biegiem na schody, przez mostek, w dół i do pociągu. Zapomniałam, że Hindusi mają to do siebie, że nawet jak nie wiedzą, to i tak coś zmyślą. Tak było tym razem – już po drugiej stronie torów dowiedziałam się, że pociąg do Jaipuru odjeżdża jednak z peronu pierwszego… No to ja znowu na górę, biegiem przez mostek i w dół. Plecak wrzynał mi się w ramiona, a ja byłam skrajnie wyczerpania. W ostatniej chwili, jakby w zwolnionym tempie, ujrzałam odjeżdżający mi sprzed nosa pociąg- nie udało się. Zostałam bez pieniędzy, które miała przy sobie moja koleżanka. Wszystkie bankomaty w okolicy nie działały. Lekko spanikowana znalazłam Kalifornijczyka, którego poznałam wcześniej w drodze do Jaipuru. Pożyczył mi na bilet, jednak dowiedzieliśmy się, że na następny pociąg o północy nie ma już miejsc. Co za pech! Na szczęście z odrobiną gotówki w Indiach można załatwić niemal wszystko, a już na pewno miejsce w wagonie sypialnym. Szeroki uśmiech, łapóweczka i wszystko załatwione. Sześć godzin później wysiadłam wreszcie w Jodhpurze...
wiecej na blogu
projectwildlife.wordpress.com/
Nie było łatwo tu dotrzeć – a przynajmniej nie w moim, raczej nietypowym przypadku. Wszystko to dlatego, że za późno wsiadłam z koleżanką do tuk-tuka, który miał nas zabrać na dworzec w Jaipurze. Pociąg tego dnia odjeżdżał o 17:00, a na ulicach taki korek, że dojechałyśmy dopiero na 16:59. I… biegiem, przez tłumy hindusów, żebraków, psów, przez krowie placki w poszukiwaniu właściwego peronu. W pewnym momencie straciłam z oczu moją koleżankę. Trochę się zaniepokoiłam, bo czasu było już niewiele. Zapytałam kogoś o pociąg do Jodhpuru – był pewien, że chodzi o peron 4. To ja biegiem na schody, przez mostek, w dół i do pociągu. Zapomniałam, że Hindusi mają to do siebie, że nawet jak nie wiedzą, to i tak coś zmyślą. Tak było tym razem – już po drugiej stronie torów dowiedziałam się, że pociąg do Jaipuru odjeżdża jednak z peronu pierwszego… No to ja znowu na górę, biegiem przez mostek i w dół. Plecak wrzynał mi się w ramiona, a ja byłam skrajnie wyczerpania. W ostatniej chwili, jakby w zwolnionym tempie, ujrzałam odjeżdżający mi sprzed nosa pociąg- nie udało się. Zostałam bez pieniędzy, które miała przy sobie moja koleżanka. Wszystkie bankomaty w okolicy nie działały. Lekko spanikowana znalazłam Kalifornijczyka, którego poznałam wcześniej w drodze do Jaipuru. Pożyczył mi na bilet, jednak dowiedzieliśmy się, że na następny pociąg o północy nie ma już miejsc. Co za pech! Na szczęście z odrobiną gotówki w Indiach można załatwić niemal wszystko, a już na pewno miejsce w wagonie sypialnym. Szeroki uśmiech, łapóweczka i wszystko załatwione. Sześć godzin później wysiadłam wreszcie w Jodhpurze...
wiecej na blogu
projectwildlife.wordpress.com/
.
Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.
Please Logowanie or Zarejestruj się to join the conversation.
Czas generowania strony: 0.355 s.