- Posty: 6282
- Otrzymane podziękowania: 3
Inarijarvi Expedition 2010 - sukces wyprawy
- Albin
- Autor
- Wylogowany
- Administrator
Less
Więcej
14 lata 7 miesiąc temu - 14 lata 7 miesiąc temu #718
przez Albin
.
Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.
Inarijarvi Expedition 2010 - sukces wyprawy was created by Albin
"23 marca o godzinie 12.45. zamknęliśmy pętlę wokół jeziora Inari. Jesteśmy pierwszymi Polakami, którzy tego dokonali.
To nasz ogromny sukces, będący ukoronowaniem lat trudnych przygotowań, lat planów i marzeń.
Inarijarvi okazało się dokładnie tym, czym było w naszych wyobrażeniach. Fantastycznie pięknym jeziorem z nieprawdopodobnym labiryntem wysp i totalnie skomplikowaną linią brzegową.
Pojechaliśmy tam aby zmierzyć się z Arktyką. Zobaczyć na własne oczy wszystkie jej atrybuty. Wielki mróz, silne wiatry, ale też piękną słoneczną pogodę, zorzę polarną i ogrom śniegu.
Wszystkiego tego doznaliśmy. W ciągu trwającego trzy doby biegu wokół jeziora Arktyka pokazała nam wszystkie swoje oblicza. Spaliśmy w namiocie przy trzydziestostopniowym mrozie, jechaliśmy naszymi zaprzęgami przy minus dwadzieścia pięć w dzień i w nocy, ale także prażyliśmy się w niemal upalnym słońcu w środku dnia, kiedy to straszliwie dręczyło nas pragnienie.
Ostatniej nocy na jeziorze natura rzuciła do akcji swoją najpotężniejszą broń – wichurę.
Tamtej nocy wiało około 100 km/h. Nie byliśmy w stanie rozbić namiotu, gdyż on robił wszystko, żeby odlecieć w mrok nocy. Psy zasypywał nawiewany zewsząd śnieg. Nie było jak natopić śniegu, ąby mieć wodę dla psów i siebie. Tkwiliśmy na otwartej przestrzeni bez możliwości ukrycia się za jakąś wyspą, których jak na złość nie było w ogóle w tym rejonie.
To był najbardziej dramatyczny moment całej wyprawy.
W końcu udało nam się przykryć psy polarowymi kocami, które mieliśmy specjalnie na takie właśnie okazje, a nam samym ukryć się w ułożonym za saniami jak płachta biwakowa namiocie i dotrwać do świtu, czyli mniej więcej piątej rano.
Wtedy to ujrzeliśmy widok, który dosłownie nas zmroził. Psy w całości pokryte były lodową skorupą. Nawiewany na nie śnieg w styku z ciepłym ciałem psa topił się, a następnie zamarzał. W ten sposób powstała lodowa skorupa. Zwierzaki leżały na resztkach słomy, bardzo ciasno zwinięte w kłębek i kompletnie bez ruchu. To był jedyny moment, kiedy mieliśmy wątpliwości, czy damy radę.
W pewnym momencie weteran Moli, najstarszy pies w całym zespole – 9 lat, podniósł się zwyczajnie i na dodatek dla rozgrzewki zaczął się tarzać po śniegu. Momentalnie całe napięcie minęło. Wiedzieliśmy, że wszystko będzie dobrze. Szybko ruszyliśmy naprzód, żeby znaleźć się w bardziej przyjaznym miejscu.
Tego dnia Arktyka pokazała nam jeszcze jedno oblicze. Wichura przyniosła niż i zrobiło się ciepło – ok.0 stopni – i przez moment padał nawet deszcz.
Inarijarvi Expedition 2010 to spełnienie naszych marzeń, to bezcenne źródło wiedzy o mushingu, Arktyce, psach i o nas samych. To wreszcie niesamowite źródło motywacji do realizacji naszych przyszłych projektów, które są już dość ściśle rozpisane. Po takiej wyprawie wiele spraw staje się oczywistych i przestaje być problemem. I tak właśnie miało być! "
Po nocnych przygodach wstaliśmy o całkiem rześkim poranku około piątej. Czekała nas masa roboty tego dnia. Pierwszym zadaniem było śniadanie dla psów i dla nas. O ile to pierwsze było tylko problemem czasowym - kuchenka spirytusowa pracowała wolno, ale w końcu efektywnie - o tyle sprzęt przeznaczony dla ludzkiego użytku zawiódł na całej linii.
Palnik gazowy nawet nie zasyczał. To zjawisko nakazało nam spojrzeć na termometr. Ten bezczelnie zatrzymał się na -28 i nie miał zamiaru się ruszyć. Może to i dobrze, bo wtedy mógłby zejść jeszcze niżej.
W każdym razie gaz zamarzł i nie było co na niego liczyć. Może później?
to tylko fragment relacji z wyprawy Inarijarvi Expedition 2010
zakończonej sukcesem. Relację można było czytać na bieżąco na stronie klubu jako że Klub Podróżników jest patronem medialnym wyprawy .
strona wyprawy:
www.inarijarvi2010.blogspot.com/
strona Darii i Krzysztofa Nowakowskich:
syberiada-adventure.com/
To nasz ogromny sukces, będący ukoronowaniem lat trudnych przygotowań, lat planów i marzeń.
Inarijarvi okazało się dokładnie tym, czym było w naszych wyobrażeniach. Fantastycznie pięknym jeziorem z nieprawdopodobnym labiryntem wysp i totalnie skomplikowaną linią brzegową.
Pojechaliśmy tam aby zmierzyć się z Arktyką. Zobaczyć na własne oczy wszystkie jej atrybuty. Wielki mróz, silne wiatry, ale też piękną słoneczną pogodę, zorzę polarną i ogrom śniegu.
Wszystkiego tego doznaliśmy. W ciągu trwającego trzy doby biegu wokół jeziora Arktyka pokazała nam wszystkie swoje oblicza. Spaliśmy w namiocie przy trzydziestostopniowym mrozie, jechaliśmy naszymi zaprzęgami przy minus dwadzieścia pięć w dzień i w nocy, ale także prażyliśmy się w niemal upalnym słońcu w środku dnia, kiedy to straszliwie dręczyło nas pragnienie.
Ostatniej nocy na jeziorze natura rzuciła do akcji swoją najpotężniejszą broń – wichurę.
Tamtej nocy wiało około 100 km/h. Nie byliśmy w stanie rozbić namiotu, gdyż on robił wszystko, żeby odlecieć w mrok nocy. Psy zasypywał nawiewany zewsząd śnieg. Nie było jak natopić śniegu, ąby mieć wodę dla psów i siebie. Tkwiliśmy na otwartej przestrzeni bez możliwości ukrycia się za jakąś wyspą, których jak na złość nie było w ogóle w tym rejonie.
To był najbardziej dramatyczny moment całej wyprawy.
W końcu udało nam się przykryć psy polarowymi kocami, które mieliśmy specjalnie na takie właśnie okazje, a nam samym ukryć się w ułożonym za saniami jak płachta biwakowa namiocie i dotrwać do świtu, czyli mniej więcej piątej rano.
Wtedy to ujrzeliśmy widok, który dosłownie nas zmroził. Psy w całości pokryte były lodową skorupą. Nawiewany na nie śnieg w styku z ciepłym ciałem psa topił się, a następnie zamarzał. W ten sposób powstała lodowa skorupa. Zwierzaki leżały na resztkach słomy, bardzo ciasno zwinięte w kłębek i kompletnie bez ruchu. To był jedyny moment, kiedy mieliśmy wątpliwości, czy damy radę.
W pewnym momencie weteran Moli, najstarszy pies w całym zespole – 9 lat, podniósł się zwyczajnie i na dodatek dla rozgrzewki zaczął się tarzać po śniegu. Momentalnie całe napięcie minęło. Wiedzieliśmy, że wszystko będzie dobrze. Szybko ruszyliśmy naprzód, żeby znaleźć się w bardziej przyjaznym miejscu.
Tego dnia Arktyka pokazała nam jeszcze jedno oblicze. Wichura przyniosła niż i zrobiło się ciepło – ok.0 stopni – i przez moment padał nawet deszcz.
Inarijarvi Expedition 2010 to spełnienie naszych marzeń, to bezcenne źródło wiedzy o mushingu, Arktyce, psach i o nas samych. To wreszcie niesamowite źródło motywacji do realizacji naszych przyszłych projektów, które są już dość ściśle rozpisane. Po takiej wyprawie wiele spraw staje się oczywistych i przestaje być problemem. I tak właśnie miało być! "
Po nocnych przygodach wstaliśmy o całkiem rześkim poranku około piątej. Czekała nas masa roboty tego dnia. Pierwszym zadaniem było śniadanie dla psów i dla nas. O ile to pierwsze było tylko problemem czasowym - kuchenka spirytusowa pracowała wolno, ale w końcu efektywnie - o tyle sprzęt przeznaczony dla ludzkiego użytku zawiódł na całej linii.
Palnik gazowy nawet nie zasyczał. To zjawisko nakazało nam spojrzeć na termometr. Ten bezczelnie zatrzymał się na -28 i nie miał zamiaru się ruszyć. Może to i dobrze, bo wtedy mógłby zejść jeszcze niżej.
W każdym razie gaz zamarzł i nie było co na niego liczyć. Może później?
to tylko fragment relacji z wyprawy Inarijarvi Expedition 2010
zakończonej sukcesem. Relację można było czytać na bieżąco na stronie klubu jako że Klub Podróżników jest patronem medialnym wyprawy .
strona wyprawy:
www.inarijarvi2010.blogspot.com/
strona Darii i Krzysztofa Nowakowskich:
syberiada-adventure.com/
.
Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.
Ostatnia14 lata 7 miesiąc temu edycja: Albin od.
Please Logowanie or Zarejestruj się to join the conversation.
Czas generowania strony: 0.306 s.