fotorelacja z tatrzańskiego wyjazdu
Urszula Grzegolec
Wyjazd w Tatry jest świetnym pomysłem na spędzenie urlopu zarówno dla osób, które w ciągu roku nie poświęcają zbyt wiele czasu na sport oraz dla zapalonych fanów wysiłku fizycznego. Mnogość tras pod względem trudności pozwala na takie rozplanowanie wycieczki, by każdy, niezależnie od kondycji był zadowolony. Z takim założeniem ruszyliśmy w Tatry.
Nasza ekipa liczyła 6 osób: rodzice + rodzeństwo + tzw. drugie połówki. Wyjazd dostosowany był do fizycznych możliwości wszystkich uczestników - od miłośników odpoczynku na kanapie po zapalonych biegaczy-półmaratończyków. Wyjścia w teren zawsze zaczynaliśmy i kończyliśmy wspólnie, w międzyczasie półmaratończycy podziwiali tatrzańskie krajobrazy z oscypkiem w dłoni w pozycji horyzontalnej na łące, a miłośnicy kanapy dzielnie pokonywali kolejne kilometry liczone w pionie. A może odwrotnie? :)
Każdą wycieczkę warto zaplanować dzień wcześniej. Dlaczego? Głównie ze względu na pogodę - o ile ta będzie dopisywać warto wybrać się na Kasprowy Wierch (1987 m n.p.m.) Silny wiatr nam to uniemożliwi. Jeśli w naszej grupie są osoby o różnej kondycji polecam na szczyt wjechać kolejką, a następnie poświęcić cały dzień na zejście spacerowym tempem do samych Kuźnić. Bilet najlepiej zakupić dzień wcześniej poprzez internet. Unikniemy tłumów i zaoszczędzimy kilka cennych godzin stania w kolejce. Fotorelacja zawiera opis z jednego, bardzo intensywnego dnia. Moim zdaniem najciekawszego, zarówno pod względem różnorodności tras oraz widoków.
Kuźnice - tutaj wszystko się zaczęło.
Zgodnie z założeniami na sam szczyt dotarliśmy pierwszym porannym wagonikiem kolejki PKL. Na samej górze turystów jak na lekarstwo. W restauracji byliśmy pierwszymi gośćmi. Postanowiliśmy wykorzystać chwilę spokoju na poranną kawę z szarlotką, która jest specjałem górskich schronisk. Szybki zastrzyk kofeiny i można przemierzać szlaki. Po krótkiej analizie mapy, wywiadzie środowiskowym wszystkich uczestników o samopoczucie i siły, mamy ułożony plan dalszej trasy. Wczoraj przemierzaliśmy Dolinę 5 Stawów Polskich, więc dziś postanowiliśmy wybrać trasę długą - dla półmaratończyków, ale łagodną - dla reszty.
Obowiązkowe zdjęcie na szczycie.
Mimo sierpniowego upału, który od kilku dni ogarnął całe Zakopane, szczyt powitał nas chłodnym, orzeźwiającym wiatrem. Niech nikogo nie zmyli słońce i zapowiedź gorącego dnia. Góry rządzą się swoimi prawami, które trzeba zawsze respektować. Obowiązkowo zabieramy cieplejszą, przeciwwiatrową i przeciwdeszczową odzież. Opatuleni po same uszy obraliśmy kierunek na Suchą Przełęcz (1950 m n.p.m.), która znajduje się niecałe 40 m poniżej Kasprowego Wierchu. Trasa, która prowadzi w jej kierunku jest niezwykle szeroka, płaska i bardzo bezpieczna. Wymarzona pogoda na górskie wycieczki sprawiła, że z Przełęczy mogliśmy podziwiać Tatry Zachodnie i Wysokie.
Kawa wypita, szarlotka zjedzona, kaptur na głowie - ruszamy!
Idealna pogoda do nostalgicznych zdjęć z Tatrami w tle.
Kolejnym punktem była Przełęcz Liliowe (1950 m n.p.m.). Przez grań przebiega granica polsko-słowacka. Warto wiedzieć, że przełęcz ta jest powszechnie uznawaną geologiczną i krajobrazową granicą Tatr Wysokich i Zachodnich. Kazimierz Przerwa-Tetmajer pisał "Liliowa Przełęcz, z której tylekroć patrzałem do Wierchcichej, do doliny na dole, która wydawała mi się jak cudowny złocisty sen". Z całą stanowczością popieramy słowa poety.
Przełęcz Liliowe.
Po drodze obowiązkowa sesja zdjęciowa. Zamykam oczy i jestem wśród chmur.
Po godzinie spokojnego marszu dotarliśmy do Świnickiej Przełęczy (2051 m n.p.m.). W tym miejscu nasza "wspinaczka" skończyła się, ale podróż trwa dalej. Odległość na Świnicę (1h) oraz odcinkowo trudne podejście na szczyt (łańcuchy, klamry) sprawiły, że postanowiliśmy schować ambicje do kieszeni i długą trasą zmierzać w dół.
Przełęcz Świnica z widokami na szczyt.
Jedyny, nieco trudniejszy moment wycieczki. Zaś przed nami Długi Staw Gąsienicowy.
Jak na prawdziwych turystów przystało, po drodze wielokrotnie zatrzymywaliśmy się przy punktach widokowych na krótki odpoczynek i posiłek regeneracyjny. Po niezwykle malowniczym, choć momentami stromym zejściu dotarliśmy do Murowańca, gdzie każdy otrzymał jakże zasłużoną nagrodę w postaci ciepłego posiłku i zimnego trunku.
Odpoczynek tuż przed Halą Gąsienicową.
Po nabraniu sił i chęci do dalszej podróży postanowiliśmy widokową trasą dojść do Czarnego Stawu Gąsienicowego (1624 m n.p.m.). Wysiłek się opłacał! Na zboczu doliny w drodze nad Staw ujrzeliśmy niedźwiedzicę z małymi, które wesoło turlały się po zboczach i biegały wśród kosodrzewiny. Obserwacja w bezpiecznej odległości - by nie płoszyć zwierząt.
Niedźwiedzie w drodze na Czarny Staw Gąsiencowy
W towarzystwie niedźwiedzi dotarliśmy nad Czarny Staw Gąsienicowy. Woda miała kojącą, szafirową barwę. Był czas krótki odpoczynek i wspólne zdjęcie.
Czarny Staw Gąsienicowy
Na szlaku obowiązkowa ochrona skóry. Na zdjęciu mobilny salon kosmetyczny w wykonaniu moim i mojej mamy. Przerwę w wędrówce warto wykorzystać na ochronę przed słońcem.
Pielęgnacja i ochrona na szlaku.
Przed nami zejście do samych Kuźnić. Można by pomyśleć, że już bez niespodzianek, ale...
W stronę Kuźnic.
... po drodze spotkaliśmy 10-letniego chłopca, który miał skaleczoną nogę. Na szczęście wśród nas był lekarz, który fachowo odkaził ranę oraz założył opatrunek. W górach warto mieć przy sobie niewielką apteczkę. Nie tylko po to by pomóc sobie, ale być może komuś. Przecież plaster, gaza i niewielka butelka wody utlenionej ważą mniej niż tabliczka czekolady.
Pomoc na szlaku.
Zaopatrzeni w niesamowite wspomnienia (i zdjęcia!) wróciliśmy do punktu startu, czyli Kuźnic. Tutaj nasza wycieczka się zakończyła. W myślach każdy układał plan na następny dzień. Kto wie, może kiedyś uda się wspólnie wejść na Rysy?
Kuźnice - kilkanaście godzin i kilometrów później.
PS. Rodzina to jest siła! :)