ŚWIAT na wyciągnięcie RĘKI
LESZEK SZCZASNY
Książka powstawała przez kilka lat. Jest barwnym zapisem eskapad po Europie i Bliskim Wschodzie. Porusza, rozśmiesza, koi, prowokuje - zachęca do odkrywania świata na własną rękę.
Udaję się w strony mniej sielankowe, na północny-wschód od Cetinji. Z lubością wdzieram się nie-wiadomo-gdzie. Ludzie pukają się w czoło: „po co tam jedziesz? tam nic nie ma!”. I jak mam im wytłumaczyć, że właśnie dla tego NIC tam jadę? Trzeba przecież poznać również niefolderowe oblicze danego kraju. Pomagając mi o zmroku w przesiadce do kolejnego samochodu, policjant pyta, czy nie boję się wilków. Zrozumiałem go dopiero wtedy, gdy zademonstrował odgłos tego zwierzaka. Mógłbym mu odpowiedzieć: „Panie władzo, jeśli te wilki mają takie braki w uzębieniu jak wy, to się nie boję”.
(fragment relacji bałkańskiej, 88 str.)
Bardzo mi się podoba turecka muzyka. Z takim przejęciem dopytuję się tego kierowcy o tytuły czy nazwiska, że gdy wysiadam, daje mi dwie płytki cd. Wcześniej jedyna rzecz, o którą on mnie zapytał, bardzo połamanym angielskim, to to, czy Polska w II wojnie światowej walczyła po stronie Stalina. Gdy usłyszał, że tak – oczywiście trudno byłoby mi wytłumaczyć mu wszystkie zawiłości tamtej sytuacji – to bardzo się ucieszył i wykonał gest pomiędzy „tak trzymać” a „niech żyje Stalin!”...
(fragment relacji tureckiej, 121 str.)
Wieczorem, gdy siedzę na murku przy skrzyżowaniu, dosiada się grubaśny barbarzyńca w gumiakach. Bez specjalnego pytania wychyla półlitrowy łyk mojej wody, po czym okazuje się, że jest barbarzyńcą przyjaznym. Mimo że nie znamy żadnego wspólnego języka, to ma on wielką ochotę na komunikowanie się. Więc wymienia mi kraje, z których pochodzą auta, jakie mijają nas bardzo wolno, bo muszą pokonać akurat brukowany wertep: Korea. Francja, Iran, Niemcy, Chiny... W końcu przejeżdża śmieciowóz, takie dwie beczki na metalowej konstrukcji, którą ciągnie miejski pracownik... Wtedy mój nowy kumpel z przekąsem i wyszczerzonymi zębami informuje: „Syria!”.
Wieczorem, gdy siedzę na murku przy skrzyżowaniu, dosiada się grubaśny barbarzyńca w gumiakach. Bez specjalnego pytania wychyla półlitrowy łyk mojej wody, po czym okazuje się, że jest barbarzyńcą przyjaznym. Mimo że nie znamy żadnego wspólnego języka, to ma on wielką ochotę na komunikowanie się. Więc wymienia mi kraje, z których pochodzą auta, jakie mijają nas bardzo wolno, bo muszą pokonać akurat brukowany wertep: Korea. Francja, Iran, Niemcy, Chiny... W końcu przejeżdża śmieciowóz, takie dwie beczki na metalowej konstrukcji, którą ciągnie miejski pracownik... Wtedy mój nowy kumpel z przekąsem i wyszczerzonymi zębami informuje: „Syria!”.
(fragment relacji syryjskiej, 215-16 str.)
Główną treść książki, obok kilkunastu drobnych tekstów o idei podróżowania i o samym autostopie, stanowią następujące opowieści (m.in. Hiszpania, Ukraina, Bałkany, Turcja, Syria):
„Niech sobie sami zrywają, skoro tyle tego posadzili, czyli zakończenie przygód zachodnioeuropejskich"
„Mój pierwszy raz na Wschodzie i czemu nie jest mi smutno samemu”
„Bałkańskie A (Albania), B (Bośnia), C (Chorwacja, Czarnogóra), czyli dlaczego nie boję się wilków”
„Niekrótka opowieść o kraju, gdzie najlepszym przyjacielem człowieka nie jest pies, ale drugi człowiek”
„O domu urody 'Absolut' i o dróżniku, co wygląda jak manekin oraz o paru innych pionkach na ukraińsko-słowackiej szachownicy”
„Reaktywacja zachodnio-południowa, czyli jaki ma związek coca-cola z obrzezaniem”
„Jak wygląda starożytność i ramadan z dyktaturą w tle”
[288 stron, 61 cz-b zdjęć, papier kremowy tzw.ecco-book, miękka oprawa, ISBN 978-83-930974-2-5]
Pozycja bierze udział w konkursie o prestiżową statuetkę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera (edycja 2010), przyznawaną najlepszej polskiej książce podróżniczej.