Autostopem do Porto - praca konkursowa

Autostopem do Porto - praca konkursowa

 Autostopem do Porto

Magdalena Ludwiczak

Krótka trasa, niecałe 1200 kilometrów, ale jaki intensywny czas! Razem z koleżanką udałyśmy się na wyprawę autostopową, z Madrytu do Porto i z powrotem Pierwszy dzień: Plan był prosty: dotrzeć do Portugalii na tak zwany „złoty strzał”. Realne? Jak na wybrany sposób komunikacji oraz pierwszy dzień nowego roku 2019 to całkiem spore wyzwanie, jednak najcięższa chwila to dojście na wylotówkę. Mróz nas nie oszczędził a strona Hitchwiki wcale nie pomagała.

 

zdjęcie nr 1

dojście na wylotówkę


Dotarłyśmy! Mała, droga stacyjka. Klienci? Starsi mężczyźni z Mercedesami i BM- kami. Cudownie! Zapowiadało się na długie czekanie. No nic, przygotowałyśmy kawałek kartonu i wygrawerowałyśmy napis: Salamanca. Nie zdążyłyśmy nawet podnieść go do góry, gdy zatrzymał się On! Antonio ze swoją “mamitą”! Jak się później okazało, jedna z najwspanialszych dusz jaką miałam okazję poznać. Zatrzymał się i zaproponował, że może jechać dla nas przez Salamancę. Wsiadłyśmy! Pierwsze zdania padały po hiszpańsko-portugalsku. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że Antonio posługuje się doskonałym angielskim, co ucieszyło nas jeszcze bardziej. Od słowa do słowa okazało się, że jedzie zawieźć mamę do Bragi, która leży godzinkę pociągiem od Porto. Idealnie, prawda?! I tak się zaczęło. Tak poznałyśmy Antonio. Z urodzenia Portugalczyk, mieszkał w Hiszpanii i Francji. Aktualnie pracuje w Brazylii w Amazonii. Ma swoją firmą kosmetyczną, wytwarzającą produkty z naturalnych zasobów dżungli. Nie wspomnę już, że odwiedził wszystkie kontynenty, mieszkał w 6 krajach. I uwaga uwaga! Antonio poświęcił 15 lat swojego życia, tworząc rodzinne drzewo genealogiczne! W poszukiwaniach danych doszedł do XIII wieku! Drzewo zawiera 3000 osób, 50 pokoleń. Doszukał się krewnych z okresu Średniowiecza, czy to nie jest inspirujące? Naprawdę nie mogłam, nie byłam w stanie uwierzyć, że spędził nad tym tak wiele lat, tylko i aż dlatego że interesuje się historią i chciał poznać swoją rodzinę. Niesamowite, prawda?! Razem z nim zaczęła się nasza podróż przez historię Antonio i historię Portugalii. -Zamora- to miejsce, gdzie Hiszpania i Portugalia podpisały podział granic między państwami.

 

zdjęcie nr 2
Zamek w Zamorze

-Bragança- to dwunastowieczny zamek z wieżą księżniczki! -Guimarães- pierwsza stolica Portugalii z pierwszym zamkiem i wreszcie- z pierwszym królem...

 

zdjęcie nr 3

A tu razem z Antonio i jego mamą przechadzamy się po zamku

 

zdjęcie nr 4

Zamek w pełnej okazałości


-Braga- to trzecie największe miasto w Portugalii z czterdziestoma czterema kościołami i najpiękniejszymi organami, jakie widziałam. Miasto zostało zbudowane aż 2000 lat temu!

 

zdjęcie nr 5

Centrum w Bradze

 


Zatrzymaliśmy się w wyżej wymienionych miejscach, dokonując szybkiego oglądu, zwiedzając najważniejsze miejsca, słuchając naszego prywatnego przewodnika. Całe 8 godzin jazdy towarzyszyły nam rozmowy o… właściwie to o wszystkim! Mogę śmiało powiedzieć, że był to tak inspirujący czas. Dotarłyśmy do Bragi, rodzinnego miasta Antonio. Zwiedziłyśmy je i jeszcze przed północą pożegnaliśmy się serdecznie i złapałyśmy pociąg do Porto. Ps: Do dzisiaj mam kontakt z portugalskim przyjacielem. W Porto poznałyśmy muzyka. Zaczęło się typowo: „Podoba mi się, jak grasz” i tak rozmawialiśmy jeszcze 2 godzinki. Kolejnego dnia i następnego też, muzykowaliśmy już razem. To jest właśnie coś, co pcha mnie w kolejne przygody. Gdybyśmy nie rzuciły się w nieznane, nie poznałybyśmy tych cudownych ludzi, których spotykałyśmy na naszej drodze. Porto zachwyciło wyjątkowym klimatem i pięknem parków oraz zachodów słońca.

 

zdjęcie nr 6

To ja pod mostem

 

Każda wyprawa z Sonią ma jeden cel: Znaleźć miejscówkę i obejrzeć zachód słońca.

 

zdjęcie nr 7

Odkryłyśmy piękny, piętrowy park gdzie obserwowałyśmy zachód słońca popijając winem Porto! <3) Oczywiście jest ich jeszcze kilka, ale nie ukrywam, że dla mnie obejrzenie zachodzącego słońca jest najbardziej wyczekiwaną chwilą w ciągu dnia. To portugalskie słońce... ACH!

 

zdjęcie nr 8

A tutaj zachód słońca kolejnego dnia, równie cudowny


Wracając do Madrytu zahaczyłyśmy o Salamankę, na której bardzo mi zależało. Droga nie była prosta. Doświadczyłyśmy także tej niebezpiecznej strony autostopu. Idziemy na stację, z prawej nic, z lewej też. Tylko my i puste pola ziemi. Nagle zrywają się trzy spore kundle. Pojawiają się znikąd! Najwidoczniej strzegły pola, a ponieważ ukryły się, leżąc, to nie byłyśmy w stanie ich dostrzec. Odwracamy się automatycznie, w jednej sekundzie i idziemy w przeciwną stronę. Niestety psy już do nas dobiegły, otoczyły nas z trzech stron, warcząc i kłapiąc szczękami. Jeden chwycił mnie za nogę. Wyrwałam się. Drugi ugryzł torbę, którą Sonia miała przewieszoną przez ramię. W jej ręce zostały tylko strzępy. Psy, zaspokojone zdobyczą, odeszły. Byłyśmy chorobliwie przerażone. Przez kilka chwil byłyśmy pewne, że straciłyśmy wszystko (w torbie były dokumenty, pieniądze i wszystkie najważniejsze rzeczy). Wokół nie było nikogo. Po chwili, już spokojniejsze, wypatrzyłyśmy zakład mechanika, a przy nim starszych panów, palących papierosy i popijających kawę. Podbiegłyśmy natychmiast z pytaniem, czy to ich psy i czy mogą nam pomóc. Jeden pan wstał, przypatrzył się naszym wystraszonym twarzom, zaśmiał się. Wytłumaczył że to nie jego zwierzęta, ale pomoże. Chwycił w dłoń miotłę, drugi wziął kilka kamieni z drogi i ruszyli. Przez całe 5 minut zbierali rzeczy wysypane z poszarpanej torby, rzucając kamieniami i wymachując miotłą- odganiali przyczajone psy. Znowu, uprzejmość ludzi! Już na stacji, powoli doszłyśmy do siebie, przeanalizowałyśmy, co się stało, a co mogło się wydarzyć. Kolejny etap- autostop do Salamanki. Poszło dobrze. Przed zachodem słońca, śpiewając “Hakuna Matata”, razem z przypadkową rodzinką dojechałyśmy do miasta, gdzie czekała na nas słynna hiszpańska Parada Trzech Króli. Coś niesamowitego Obrzucone cukierkami i przeszczęśliwe zasnęłyśmy jak susły.

 

  zdjęcie nr 10

Parada Trzech Króli


Kolejnego dnia zostało nam już tylko zwiedzenie Salamanki i dotarcie do Madrytu. Cała podróż trwała tydzień, ale kosztowała nas dużo! A mianowicie:
-ogrom emocji,
-pełno uśmiechu,
-jeszcze więcej wymienionych numerów telefonu z cudownymi ludźmi!
Podsumowując kosztorys, bardzo zachęcam do podobnych przygód. Opłaca się :D

 

zdjęcie nr 9

 I na koniec widoczek na słynny most Ponte Luis

Magdalena Ludwiczak, 20 lat

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]