Elżbieta i Andrzej Lisowscy




W zbliżeniu mrówkę zobaczyć

 

Elżbieta i Andrzej Lisowscy, podróżnicy, opowiadają o ciekawości świata pielęgnowanej
przez lata, pierwszej wspólnej podróży i o miejscu, które mimo zmieniającego się świata,
wciąż pozostaje takie samo.


Karolina Gołda: Gdyby mieli państwo stworzyć własny słownik najważniejszych wyrazów,
to jaka definicja podróżowania znalazłaby się w nim?

Andrzej Lisowski: Chyba nie umieściłbym tego słowa w słowniku. Podróżowanie, tak jak
pasja, jest w naszym wnętrzu. To pewien rodzaj desperacji, która łączy się z tą pasją, ostrą
pracą, konsekwencją w dążeniu do celu oraz przyjaznym losem.

Elżbieta Lisowska: I ciekawością świata, która jest w człowieku.

A.L.: Ciekawość, która jest w nas, możemy rozwijać lub nie. To nie tylko czysta egzotyka.
Teraz oglądam i fotografuję chałupy, których nie będzie za dziesięć lat. Kapliczki, które się
walą. Widzę kobiety, które doją krowy na łące – to też jest ciekawość świata. A poznawanie
świata trzeba dozować. Warto dozować.

Dlaczego?

A.L.: Bo kiedy się zobaczy i przeżyje coś mocnego, potem ciężko zaczynać od zera. My
mieliśmy szczęście. Z jednej strony był zły los - Żelazna Kurtyna i socjalizm, z drugiej, jak
mówił Tadeusz Kantor, stał ten mur, o który trzeba było uderzać głową i cały czas walczyć.

E.L.: Trzeba było chcieć. Chcieć być gotowym.

Porównując Państwa młodzieńcze spojrzenie i spojrzenie dzisiejszej młodzieży na świat -
jest inaczej?

A.L.: Pamiętam pociąg, środki lokomocji… Z rozrzewnieniem wspominam ciuchcie parowe.
I tę atmosferę dworców, które wówczas śmierdziały. Teraz pociągi jadą równo, wtedy ich
rytm kojarzył się z dalekim światem. A dziś młodzi ludzie przez możliwość komunikowania
się, w ciągu kilku sekund, z całym światem, myślą, że znają ten świat. Ale to tylko pozory.
To tak, jakbyśmy dotykali globusa i przemieszczali po nim rękę albo wędrowali palcem po
mapie. To nie jest znajomość świata, tylko jego bliskość.

Często zdarza się tak, że to, co pierwsze, najbardziej zapada w pamięć. Jakie było to
pierwsze Państwa wspólne zaznajamianie się ze światem, pierwsza wspólna podróż?

E.L.: Jeszcze przed ślubem pojechaliśmy do Zdunowic, na Kaszuby. Wspaniała wycieczka.
Mała osada. A do przystanku chyba 7 km piechotą, przez las, piach.

A.L.: Wychodziliśmy rano z namiotu, zbieraliśmy maślaki, a potem smażyliśmy na nich
jajecznicę.

E.L.: Zbieraliśmy też jagody. Nie mieliśmy pieniędzy, więc las nas wyżywiał. Bardzo miło
to wspominamy. A potem był Gdańsk, który zawsze kojarzył nam się z wakacjami. Stamtąd
pamiętam cudowną zupę cebulową, pizzę i włoski makaron – wówczas to był powiew świata.

Wydaje się, że wszystko się zmienia. Ludzie, świat, miejsca w których już byliśmy... A czy coś
sprzed lat zostało takie samo?

E.L.: W 1979 roku pierwszy raz pojechałam do Indii. Potem wróciłam tam po 20 latach.
Obojętnie czy to było wtedy, czy teraz – to są dokładnie te same rozmowy. Skąd jesteś, dokąd
jedziesz? Te same spłowiałe podkoszulki, te same wytarte jeansy. Gdzieś w tych hotelikach
nawet muzyka wraca do dawnych czasów. Kiedy siedziałam na dachu w Kalkucie, miałam
wrażenie, że to jestem ja tylko minus dwadzieścia.

Powiedzieli Państwo kiedyś, że nałóg podróżowania jest tak samo bezwzględny jak
alkoholizm czy narkomania. Wciąż domaga się kolejnej porcji wrażeń. To przewlekła
choroba, bez szans na wyleczenie. Zastanawiam się, kiedy tak w pełni poczuliście, że z tego
nałogu nigdy nie wyjdziecie?

A.L.: Na początku człowiek nie jest tego świadomy, czy wyjdzie czy nie wyjdzie. Pokazały
mi to dopiero ostatnie lata. Kiedyś spotkałem na Rynku psychiatrę, profesora Zdzisława
Ryna. Robiłem mu zdjęcia i nagle przeleciał nad nami samolot do Anglii czy Irlandii.
Powiedziałem do niego: „Popatrz, wróciłem dwa tygodnie temu z fajnej podróży do Azji
i już zazdroszczę tym ludziom, dlaczego?” Odpowiedział: „Słuchaj, bo to jest choroba -
poriomania.”

Poriomania, czyli niekontrolowany popęd wędrowniczy?

A.L.: Tak! Ludzie często nie rozwijają swoich talentów, nie spełniają marzeń i nie realizują
potrzeb, bo się boją. Kiedy człowiek ma tę poriomanię, nie zastanawia się. W momencie, gdy
siądziemy i zaczynamy rozmawiać, to tak: pieniędzy nie mamy, tu złamiemy sobie nogę, tam
jest ameba, tam jeszcze inna bakteria, a tu monsun zasuwa, więc po co jechać?

No właśnie, po co?

A.L.: Opowiem pewną historię. Andrzej Mleczko jakieś 20 lat temu nienawidził
podróżowania i zrobiłem z nim o tym wywiad. Tłumaczył, że Park Yellowstone lepiej
oglądać w telewizji, bo w zbliżeniu mrówkę zobaczy. Można coś pić i siedzieć wygodnie w
fotelu. Tylko przyłapałem go parę lat później, jak zaczął pływać wokół Wysp Kanaryjskich, a
później dalej i dalej. Czyli rozbudził w sobie coś, co już potem dało upust. Otworzył się.

Takie sytuacje jak ta, mogą ludziom uświadomić, by nigdy nie mówić „nigdy”. A ja się
zastanawiam, czego nauczyło Państwa to wieloletnie podróżowanie?

E.L.: Tolerancji dla ludzi, bo świat jest kapitalny.

A.L.: Tak, tolerancji, Nawet w krajach, gdzie były ostre zamieszki, zagazowane hotele itp.
rzeczy, nie spotkaliśmy złych ludzi. Nigdzie. Ludzie są wspaniali - od Iranu, Pakistanu po
Indonezję. Koszmarni są władcy mediów, politycy i wielu ludzi nadzorujących pieczę nad
kościołami i świątyniami. Im prostsi ludzie tym lepiej, gdyż ich mentalność jest trochę jakby
niezniszczona przez cywilizację. Niezwykle cenią szczerość. Jeśli ja ich nie chcę oszukać, to
oni mnie też nie oszukają.



ELŻBIETA I ANDRZEJ LISOWSCY– krakowscy dziennikarze i podróżnicy,
członkowie m.in. The Explorers Club (Nowy Jork) i honorowi członkowie Polish – American Travelers Club, twórcy telewizyjnych magazynów „Światowiec”
(TVP INFO, emisje także w TVP Polonia, TVP Kraków) oraz „Z plecakiem i walizką” (TVP Kraków, emisje także w TVP1-Edukacyjna, TVP 3),
autorzy etnologicznych reportaży z Azji (emitowanych w TVP1 i TVP2), autorzy przewodników turystycznych (wydawanych także za granicą), audycji radiowych i licznych artykułów prasowych.
Od zawsze, uwzględniając nawet poprzednie wcielenia, żyją w podróży. Elżbieta – zodiakalny Skorpion – łączy dziennikarstwo z pracą naukową (orientalistka, religioznawca), zajmuje się mistycznym islamem w Instytucie Religioznawstwa UJ (adiunkt, na ukończeniu habilitacja). Andrzej – zodiakalna Ryba – dziennikarz i fotograf, członek – założyciel Fundacji Kultury Polskiej, studiował historię sztuki (UJ), zajmował się także reportażem społecznym i publicystyką kulturalną.

http://www.lisowscy.pl/



Karolina Gołda


Studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej.
http://www.klubpodroznikow.com/korespondenci

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]