NEW YORK STATE OF MIND…
… CZYLI O MOIM NOWOJORSKIM STANIE UMYSŁU
Dominika Mizerska
Panorama Manhattanu z Queens
Najbardziej spektakularne i zadziwiające historie z podróży, wprawiające słuchacza w „ochy i achy” to te długoterminowe lub dalekodystansowe. Najlepiej do odległych, niebezpiecznych, dzikich destynacji. Dużym zainteresowaniem cieszą się również przygody o charakterze ekstremalnym, niedostępne dla każdego. Wystarczy przywołać nazwiska takie jak Doba, Bargiel czy Waligóra. W końcu zwykły Kowalski ani nie przepłynie kajakiem Oceanu Atlantyckiego, ani nie przejdzie pustyni Gobi. Nie mówiąc o wejściu na K2, a co dopiero o zjechaniu na nartach ze szczytu. Dla mnie samej to czysta abstrakcja, o której słucham z rozdziawioną buzią ze zdziwienia i niedowierzania. Niemniej analizując sobie moje wszystkie przygody, odbyte dotychczas podróże, z rozrzewnieniem wspominam Nowy Jork. Wyjazd za Atlantyk był spełnieniem marzenia, wzbudzającym w dwudziestojednoletniej wówczas dziewczynie ogrom emocji i przeżyć. Przede wszystkim jako dziecko lat dziewięćdziesiątych, mój czas dorastania nierozerwalnie związany był z amerykańską pop kulturą. Co jak co, ale Kevin Sam w Nowym Jorku na święta być musiał. I nie daj Boże ominąć Titanica, wyświetlanego w Boże Narodzenie, aby zobaczyć jak Rose Dawson znajduje Serce Oceanu przy Statule Wolności. Potem doszli Przyjaciele, którzy przez dziesięć sezonów rozbawiali mnie do rozpuku, a dźwięki New York, New York Franka Sinatry puszczane z kaset magnetofonowych, wzruszały do łez. Przykłady mogłabym powielać w nieskończoność, dodając między innymi zamach z 11 września 2001, który śledziłam jako dziewięcioletnia dziewczynka. To zdarzenie szczególnie mną wstrząsnęło, ponieważ panorama Manhattanu z wieżami World Trade Center była pierwszą ilustracją, która utkwiła mi w pamięci z wczesnego dzieciństwa. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie ani sprawy co dane zdjęcie przedstawia, ni gdzie ono zostało wykonane. Pomimo tego miliony świateł oraz budynki aż do nieba zachwyciły mnie, nie dając o sobie zapomnieć.
Nocna panorama Manhattanu
Dlatego też, gdy nadarzyła się okazja na odwiedzenie miasta marzeń, skakałam z radości jak szalona, jednocześnie obgryzając paznokcie ze strachu, iż rzeczywistość nie spełni moich oczekiwań …
Jednak Nowy Jork totalnie mnie pochłonął, chowając wszelkie obawy do kieszeni. Empiryczne doświadczenie miasta nad wyraz przekroczyło moje pragnienia. W „Wielkim Jabłku” znalazłam wszystko to, czego szukałam: możliwości oraz szanse
rozwoju, zabawę, a także wiedzę. Lista miejsc i rzeczy do zrobienia okazała się na tyle długa, iż przez tydzień pobytu zdążyłam odhaczyć nieznaczną jej część. Uciekając od gwarnego oraz głośnego Times Square, chowałam się w muzeach, które w konkretne dni, o wskazanych godzinach są darmowe lub za okazyjną opłatą „pay what you wish” 1 . Dzięki temu zaoszczędziłam na musical Chicago, na Broadwayu 2 . A zasiadanie na widowni granego nieprzerwanie od 1996 roku przedstawienia, którego ekranizacja filmowa otrzymała aż sześć statuetek Oscara to doświadczenie niezapomniane. Ponadto jako miłośniczka street art-u byłam w swoim artystycznym raju, znajdując murale w każdym z pięciu okręgów Nowego Jorku (największe miasto Stanów Zjednoczonych składa się z okręgów tj. Manhattan, Brooklyn, Bronks, Queen oraz Staten Island, zajmując powierzchnię 1213,3 km²). Gdy po ich odkrywaniu, głód dawał się we znaki, wybierać mogłam spośród
szystkich kuchni świata, decydując się „w razie czego” na naszą polską, sprawdzoną, na Greenpoincie.
Times Square
Greenpoint na Brooklynie
Bushwick na Brooklynie
Whitney Museum of American Art
Za dnia przesiadywałam w Central Parku, aby podziwiać nowo budujące się wieżowce, które wieczorem obserwowałam z góry, z punktów widokowych na Empire State of Building lub Rockefeller Center. Nocami cieszyłam ucho dźwiękami jazz-u na Manhattanie, by rankami jeździć na Harlem, aby uczestniczyć w kościelnych obchodach, opatrzonych występami grup gospel.
Rockefeller Center
Worship w FCHC, na Harlemie
Worship w FCHC, na Harlemie
Central Park
Chelsey Market
Zresztą samo przemieszczanie się nowojorskim metrem było unikatowym doświadczeniem. Współdzielenie przestrzeni z dziesiątkami osób, różniących się kolorem skóry, językiem czy wyglądem było fascynującym doświadczeniem kulturowym. Istny tygiel, którym się Nowy Jork charakteryzuje, wciąga. Może dziwić, nawet szokować, gdy między eleganckim, ubranym w najlepsze marki odzieżowe biznesmanem i obładowaną sprzętem elektronicznym turystyką z Azji, siada znarkotyzowany emigrant z Karaibów, ale daje powody do myślenia, zagłębienia wiedzy o genezie miasta. Skąd, czemu, dlaczego?
Kolaż zdjęć z nowojorskiego metra
1 9/11 Memorial & Museum – wtorek od 17 do zamknięcia Museum of Modern Art. (MOMA) – piątek od 16 do zamknięcia Whitney Museum of American Art – piątek od 19 do 22 Solomon R. Guggenheim Museum – sobota od 17.45 do 19.45 (pay what you wish) Powyżej wymieniłam swoje ulubione muzea. Listę wszystkich, nowojorskich placówek z wyróżnieniem darmowych dni wstępu, można znaleźć na stronie: https://www.nyc-arts.org/collections/35/free-museum-days-or-pay-what-you-wish
2 Kiosk TSK funkcjonujący przy Times Square, oferuje zniżki na broadwayowskie przedstawienia. W celu zdobycia tańszego biletu, należy udać się do niego na godzinę przed wybranym spektaklem. Inną metodą jest zakupienie wejściówki w kasie biletowej teatru tuż przed występem.
Tysiące twarzy Nowego Jorku przedstawionych jest nie tylko za pomocą różnorodnej struktury jego mieszkańców. W mieście mieszają się również style architektoniczne, języki, obyczaje społeczne oraz formy sztuki. Wszystko to sprawia, iż miejsce to jest olbrzymim plenerem fotograficznym. Z mojej amatorskiej perspektywy kadry w Nowym Jorku nachodzą niemal na siebie, powodując swojego czasu rozpalenie do czerwoności spustu migawki.
Dolny Manhattan
Manhattan
Most Puławskiego łączący Queens z Brooklynem
Wszystko powyżej, a także to niedopowiedziane sprawia, że istniejące dopiero około 400 lat miasto, na głowę przebija swoim temperamentem i atmosferą wiele innych, teoretycznie zgoła ciekawszych miejsc. Słowem zakończenia chciałabym powiedzieć, że pobyt w Nowym Jorku jest jednym z piękniejszych wspomnień, jakie posiadam z kolekcji wszelkich, odbytych dotychczasowo wyjazdów. Czasem sama się sobie dziwię, iż to jedna z najludniejszych aglomeracji świata skradła bardziej moje serce niż mongolskie stepy, czy peruwiańskie góry. Niemniej nie zawsze miarą najlepszych doświadczeń są miejsca teoretycznie najciekawsze. Jak to w życiu, tak i w podróżach ważne są różne elementy, składające się na całość. Nowy Jork to nie tylko olbrzymie miasto z mnóstwem atrakcji, ale także wspomnienia dzieciństwa oraz głęboko siedzący we mnie sentymentalizm. Co więcej magia „pierwszego razu” za oceanem, w miejscu tak odległym od Polski, od domu. Każdy kolejny wyjazd był już drugim, trzecim, …, dziesiątym, zatem nie niósł ze sobą tak ogromnej siły skrajnych przeżyć, składających się z radości i ekscytacji, aż po przez strach oraz niepewność.
Nowojorczyk na Manhattanie
I tak jak śpiewał Billy Joel w swojej piosence „New York State of Mind”, tak i ja wolałabym wziąć autobus Greyhound wzdłuż rzeki Hudson niż samolot do Miami lub Hollywood, bo niezmiennie od lat jestem w nowojorskim nastroju.
Most Brookliński