Jordania – z wizytą w jaskini Beduina - praca konkursowa

 Jordania – z wizytą w jaskini Beduina – praca konkursowa

Szymon Kędzierski

Petra


Petra to ruiny stolicy kraju Nabatejczyków – starożytnego ludu przybyłego z półwyspu arabskiego na tereny obecnej Jordanii. Miasto przeżywało swój rozkwit w czasach antycznych. Obecnie jest zaliczane do siedmiu nowych cudów świata.


Podróż


Moja jordańska przygoda zaczęła się na praktykach studenckich w Izraelu. Wraz z grupą znajomych, innych studentów, postanowiliśmy odwiedzić Ejlat - izraelski kurort nad Morzem Czerwonym. Wykorzystaliśmy do tego wolne dni podczas żydowskiego święta Sukkot, upamiętniającego mieszkanie w szałasach podczas ucieczki Izraelitów z Egiptu. Od dłuższego czasu myślałem o zwiedzeniu legendarnej Petry i będąc już tak blisko Jordanii nie mogłem zmarnować takiej okazji.
Nasza studencka grupa była złożona z mieszanki obcokrajowców. Mimo mojego usilnego namawiania, część osób wybrała wycieczkę do Egiptu zamiast Jordanii, a część nie mogła jechać ze względu na problemy wizowe. Koniec końców, na podbój
Jordanii ruszyłem tylko z koleżanką. Podczas kilkugodzinnego oczekiwania w kolejce do uiszczenia opłaty wjazdowej, obawiałem się o swoją izraelską wizę, która nie upoważniała mnie do opuszczania kraju podczas odbywania praktyk studenckich. Formalnie była to praca na czas określony i w tym czasie nie mogłem wyjeżdżać z kraju pod groźbą anulowania wizy. Nie mogłem jednak odmówić sobie zobaczenia Petry i nie zważając na formalne obostrzenia, ruszyłem na podbój kamiennego miasta. Z granicy złapaliśmy kolejną taksówkę do Akaby, skąd miał odjeżdżać bezpośredni autobus do Petry. Jak to w krajach arabskich bywa, najpierw musieliśmy się targować o cenę, a następnie taksówkarz usiłował nam wmówić, że nie ma żadnego autobusu z Akaby do Petry, ale on nas może tam zawieźć po „okazyjnej cenie”. Nie daliśmy się zwieźć tym namową i po kilkudziesięciu minutach byliśmy już w autobusie jadącym w kierunku upragnionej destynacji.

Nocleg


Jeszcze przed wyjazdem, towarzyszka podróży stwierdziła, że nie będziemy nocować w hotelu, ale wykorzystamy couchsurfing. Obiecała, że ona się wszystkim zajmie, a ja mam jej zaufać. Nie przejmując się zbytnio, naiwnie przystałem na taką opcję. Po wyjściu z autobusu, na przystanku, naszym oczom ukazał się różowy jeep, a przy nim trzech Beduinów. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że to nasi gospodarze. Jako, że przyjechaliśmy już późnym popołudniem umówiliśmy się, że pierwszy dzień spędzimy u nich, a następnego razem ruszymy na zwiedzanie Petry. Zabrali nas do swojej wioski na kolację. Obecnie spora część Beduinów mieszka w wioskach, a jordański rząd stara się ich odciągnąć od koczowniczego trybu życia. Na miejscu czekał na nas poczęstunek w postaci Malfouf – jordańskiej wersji gołąbków z ryżem. Został przygotowany przez mamę jednego z nowopoznanych towarzyszy, która serdecznie nas przywitała i zagadywała skąd jesteśmy.

 

1

Malfouf – jordańskie gołąbki

Po posiłku, jeden z Beduinów stwierdził, że teraz czas nazbierać drewna na prezent ślubny dla jego przyjaciela z wioski. Wydało mi się to trochę dziwne, ale zaproponowałem swoją pomoc i razem z koleżanką ruszyliśmy jeepem w nieznane.
Po około 10 minutach jazdy drogą skręciliśmy na kompletne bezdroża – w głąb czerwonej pustyni. Podczas jazdy Beduini komplementowali długie, blond włosy mojej koleżanki, a następnie zatrzymaliśmy się na skraju przepaści. Wychodząc z samochodu polecili mi iść z nimi zbierać drewno… w kierunku przepaści, natomiast mojej znajomej oznajmiono, że beduińskie kobiety nie pracują, więc ma zostać w środku. W tym momencie jakby otrzeźwiałem, zdałem sobie sprawę ze swojego położenia. Spojrzałem na koleżankę - była blada i nie odzywała się już od dłuższego czasu. Ja stałem nad skalnym urwiskiem, na środku pustyni w Jordanii, z dala od cywilizacji, z trzema Beduinami i w dodatku po nielegalnym przekroczyłem granicy. Zdałem sobie sprawę, że nie była to najrozsądniejsza rzecz jaką zrobiłem.

 

2

Idealne miejsce żeby nazbierać drewna

 

3

Faktycznie zbieramy drewno

 

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, panowie Beduini okazali się bardzo sympatycznymi ludźmi, nazbieraliśmy chrustu na planowane wesele i ruszyliśmy w drogę do wioski. Po rozładowaniu samochodu pojechaliśmy do naszego miejsca noclegowego. Tu okazało się, że mogłem jednak zainteresować się wcześniej gdzie będziemy nocować ponieważ, ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że będziemy spać w jaskini. Znajoma po prostu „zapomniała” mi o tym powiedzieć. Jaskinia, o dziwo, posiadała zamykane na klucz drzwi, kilka materacy i mały stolik na środku. Była to mała izba wykuta w skale. Beduini przygotowali dla nas kolację z wcześniej kupionych składników – kurczaka i warzyw. Całość została zawinięta w folię i wrzucona na ognisko.

 

4

Jaskinia na pustyni

 

5

Wnętrze

 

6

Nasza kolacja

 

W czasie kolacji mogliśmy bliżej poznać historię owych Beduinów. Jeden z nich urodził się w jednej z jaskiń w Petrze, ale w młodym wieku wyjechał do Niemiec. Tam studiował i pracował jako fizjoterapeuta. Za granicą spędził w sumie kilkanaście lat. Jakiś czas temu wrócił jednak do swojej jaskini na pustyni, porzucając całe swoje dotychczasowe życie. Bardzo zaciekawiło mnie co było jego motywacją do powrotu. Gdy o to zapytałem stwierdził, że obecne życie daje mu dużo więcej swobody – nie musi wstawać codziennie do pracy, jest prawdziwie wolny i szczęśliwy. Założył firmę oprowadzającą turystów po górach Jordanii. Wystarczy, że pracuje 2-3 miesiące w roku, taki dochód zapewnia mu odpowiednią egzystencję. Podczas wieczornych rozmów poznałem jeszcze jedną ciekawą postać. Był nim Meksykanin, który od kilku miesięcy podróżował po Izraelu i Jordanii. Młody chłopak pochodził z Mexico City, gdzie pracował od wczesnych lat. Na pewnym etapie życia, jak mi wyjaśniał, przemówiła do niego siła wyższa, ruszył w góry aby zostać szamanem w jednej z tamtejszych wiosek. Kilka miesięcy pobierał nauki, jak tłumaczył dalej, pomagał miejscowej ludności. Po pewnym czasie jednak, ciągnął opowieść, duchy nakazały mu porzucić wioskę i ruszyć do Europy. Od tego czasu podróżuje, pracując dorywczo, aż w końcu trafił do Jordanii. Po tej, musicie przygnać sami, dosyć abstrakcyjnej opowieści, udaliśmy się na spoczynek na jaskinne materace. Beduini położyli się na zewnątrz pod kocami. Wczesna pobudka zapewniła nam niesamowity wschód słońca, jeszcze poranna kawa i można było ruszać na wycieczkę do Petry!

 

7

O wschodzie Słońca

 

8

Nasz host

 

Petra


Beduini zaproponowali nam przejście do Petry od tylnej strony, która jest o wile bardziej widowiskowa. Byli tak mili, że zabrali nas, tuż po otwarciu miasta, do głównej bramy, gdzie kupiliśmy bilety. Z samą ceną biletów wiąże się pewna ciekawostka. Otóż jeśli przyjechałeś do Petry na jeden dzień i nie masz noclegu, cena biletu będzie dwa razy droższa (około 130$), niż cena dla turysty nocującego w Jordanii. Jeśli pokażesz rachunek z hotelu to cena spada do około 70$. Z racji tego, że nie mieliśmy rachunku za nocleg w jaskini  (no i był darmowy) stanowiło to pewien problem. Na szczęście jeden z Beduinów wytłumaczył, że zatrzymaliśmy się u niego i pokazanie pieczątki w paszporcie z dnia poprzedniego wystarczyły, żeby kasjer policzył na mniejszą cenę biletu. Jednak nie skorzystaliśmy z biletów przy wejściu, tylko ruszyliśmy wspominaną tylną drogą, przez góry aż do kanionu. Widoki po drodze zapierały dech w piersiach.

 

9

Tylna droga do Petry

 

Petra nie od razu była miastem wykutym w skale. Pierwsi Nabatejczycy, którzy przybyli do tego miejsca, mieszkali zazwyczaj w namiotach. Dopiero później w skałach zaczęto drążyć budowle. Środek miasta przecinała jedna główna ulica, wyłożona białym kamieniem, a w głąb miasta odchodziło wiele jej bocznych odnóg. Na tarasach umiejscowione były trzy duże rynki otoczone sklepami. Najbardziej charakterystyczne były oczywiście skalne konstrukcje wykute w skale, które pełniły różnorakie funkcje – począwszy od świątyń i pałaców, a skończywszy na okazałych grobowcach. Nie zabrakło również dużego teatru – jednej z najbardziej spektakularnych budowli tego miasta, świadczącej o rozwoju kulturalnym ówczesnej cywilizacji. Nie lada atrakcją był „Skarbiec Faraona”, który w filmie „Indiana Jones i ostatnia krucjata” skrywał Świętego Graala. Niestety niemiłym zaskoczeniem w Petrze był ogrom turystów i jeszcze więcej obwoźnych handlarzy. Kupcy zaczepiali nas na każdym kroku oferując ozdoby, napoje czy przejażdżkę na wielbłądzie. Kto podróżował po Azji, ten wie o czym mówię. Cały dzień nasi przyjaciele Beduini dotrzymywali nam towarzystwa. Oprowadzali od świątyni do świątyni, racząc nas kolejnymi opowieściami. Wspominali o ekipie filmowej, która kręciła tutaj jedną z części Transformers oraz jak żyje się w wioskach Beduinów po tym, jak rząd częściowo przymusza ich do rezygnacji z koczowniczego trybu życia i osiedlania się. Po dwóch dniach spędzonych w towarzystwie opiekujących się nami Beduinów, muszę przyznać, że jest to wyjątkowo prawy i gościnny lud. Zastanawiam się, jak ekstremalnie trudny pustynny klimat wpłynął na ich charakter oraz bezinteresowną pomoc nawet obcym.

 

10

Skarbiec Faraona

 

11

Monastery

 

12

Widok na Petrę

 

13

Widok na Petrę

 

14

Grobowiec

 

Powrót

Po całym dniu zwiedzania, jako że ostatni autobus do Akaby już odjechał, ponownie jeden z Beduinów wyciągnął nas z opresji i jego znajomy z wioski odwiózł nas do granicy, i to po znacznie niższej cenie niż ta, którą oferowali nam taksówkarze.
Po powrocie, zainteresowany życiem Beduinów, postanowiłem bardziej wnikliwie przyjrzeć się życie ich życiu oraz ich sytuacji w Jordanii. Jakież było moje zdziwienie, gdy trafiłem na wywiad w BBC, którego udzielił poznany niedawno Beduin. Okazało się, że jest z jednym z pierwszych, którzy zapoczątkowali couchsurfing w Petrze. On sam był już hostem dla kilkuset osób. Nie opowiedziałem Wam jeszcze o jednej swojej przygodzie, związanej z powrotem do Polski. Pamiętacie jak wspominałem, że moja izraelska wiza była na tyle specyficzna, że zakazywała przekraczania granicy z innymi państwami? Jednak podczas powrotu z Jordanii celnicy nie zwrócili na to uwagi i bezproblemowo wróciłem do Izraela. Komplikacje pojawiły się natomiast gdy przybyłem na lotnisko w Tel Awiwie z zamiarem powrotu do ojczyzny. Podczas stania w kolejce wszystkim sprawdzano paszporty. Gdy tylko kontroler zobaczył mój stempel z Jordanii zostałem poproszony o przejście za nim do osobnego pomieszczenia. Tu celnik zaczął mnie wypytywać: dlaczego odwiedziłem Jordanię, czy kogoś tam znam, gdzie się zatrzymałem, itp. Po serii pytań mój bagaż został dokładnie przeszukany, włącznie z sprawdzaniem mojej szczoteczki do zębów wykrywaczem materiałów wybuchowych. Dopiero po godzinie byłem wolny i mogłem w spokoju biec na swój samolot.

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]