Agrafka i Sznurek czyli Etno Wyprawa

Więcej
10 lata 5 miesiąc temu #10911 przez Albin
Kolejna relacja z trasy Doroty i Bartka

Czajepitie. Jedno z moich ulubionych rosyjskich słów. Może dlatego, że z jednej strony brzmi dość swojsko, a z drugiej jest w nim jakiś powiew magii, związany z czynnością rytualną.
Chociaż chodzi o najzwyklejszą w świecie czynność picia herbaty, w Rosji nie zawsze była ona tak postrzegana, a z piciem herbaty wiązało się wiele tradycji, zwyczajów i reguł. Picie czaju było ( i chyba ciągle jest) postrzegane jako swego rodzaju medium, bez którego żadna biesiada obejść się nie może).
Jeśli chodzi o stronę praktyczną, to w Rosji pije się raczej czaj liściasty i robi się go z esencji (zawarka) i zalewa wrzątkiem (kipiatok)– może z uwagi na jej wypijane hektolitry. Dominuje „zwykła” czarna herbata, bez cytryny, za to z dużą ilością cukru.
Czaj był w Rosji zawsze, również przed wojną. Jeśli nie było pieniędzy, wtedy herbatę zbierało się samodzielnie. Mieliśmy zresztą okazję taką herbatę pić niedawno w Petersburgu. Smakowała podobnie, może nawet bardziej jak zielona herbata. Tak więc herbata zawsze się znalazła. A co z cukrem?
Dawniej, jeśli w domu był cukier, to raczej w jednym kawałku, chowany głęboko w szafce na klucz, żeby na przykład dzieci nie mogły się do niego dobrać. Tak jak u nas, przed wojną i w jej trakcie, cukier był traktowany jak skarb.
Gdy przystępowano do czajepitia, gospodarz domu pytał każdego z biesiadników, ile filiżanek czaju zamierzają wypić, a następnie odcinał stosowny kawałek, który miał starczyć do końca wieczoru.
Jeśli w domu cukru prawie nie było, nie zostawało nic innego jak pić na tzw. wgliad, tzn. kostka cukru leżała wysoko na półce, a wszyscy pili gorzką herbatę, za to patrząc na jedyną kostkę cukru.
Zatem nawet jeśli cukru brakło, piło się samą herbatę i to w wielkich ilościach – w każdym domu był niegdyś samowar (dziś powszechnie występują one w każdym wagonie pociągu) na 5, czasem 10 litrów wody. I piło się dopóty, dopóki w samowarze był wrzątek. Jest to tym bardziej zrozumiałe, że czas picia herbaty był czasem odpoczynku: „Kak czaj pijut’ drwa nie idut’”, jak mówi popularna pogoworka.
W Karelii mówiono nam, że kiedyś np. czas w zwykłej wsi był o niebo lepszy niż herbata w Anglii. Wszyscy się dziwili jakim cudem biedni karelscy rolnicy raczą się lepszym czajem niż angielska arystokracja. Otóż herbatę do Rosji sprowadzana drogą lądową ze wschodu ( Indii, Chin), a do Anglii była ona transportowana na statkach. Słona woda morska nie pozostawała bez wpływu na ładunki z herbatą, nadając jej lekko słonawy smak. Za to smak herbaty w Rosji pozostawał niezmieniony, a jakość wody w Karelii pozwalała ( i pozwala) na otrzymanie naprawdę pięknego aromatu. W Karelii też pije się zawsze prawie wrzątek – trzeba w końcu jakoś ocieplić wyziębiony organizm.
Na koniec mała ciekawostka: zamiast wódki w więzieniach, całe opakowania herbaty (np. 200g) rozrabiano w szklance i zalewano wrzątkiem i pito dużymi łykami. Efekt był podobny do tego po alkoholu.

DNB

.

Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.

Please Logowanie or Zarejestruj się to join the conversation.

Więcej
10 lata 5 miesiąc temu #10904 przez raven
Hej!
Mnóstwo praktycznych informacji, szczegółowa relacja i myślę, że ktoś skorzysta.
Albin, dużo pracy wsadzonej w napisanie tego... :)

rAFAŁ

Please Logowanie or Zarejestruj się to join the conversation.

Więcej
10 lata 5 miesiąc temu - 10 lata 5 miesiąc temu #10889 przez Albin
Powoli możemy podsumować przejazd przez Rosję. Jest nieco drożej, niż założyliśmy. Przed większymi kosztami uchroniło nas częściowe korzystanie ze stopa oraz fakt, że tylko 1 noc spędziliśmy w hostelu. W przeciwnym razie koszty pewnie wzrosłyby dwukrotnie. Przed nami jeszcze dwa dni w Ułan Ude i zakup biletów do Mongolii, czyli ogólna kwota pewnie wzrośnie o 4000-5000 rubli. Poniżej wykaz pełnych kosztów (mniej więcej można założyć, że 1 PLN to 10 rubli):

WYDATKI MIASTO WALUTA UWAGI
DZIEŃ PETERSBURG waluta -Rubel
06-08.05 bilet kolejow Moskwa - Uła Ude (plackarta) 13050,4
bilet kolejowy St.Petersburg - Murmańsk (plackarta) 2232,6
zakusocznaja - pielmieni x 2 + solanka + piwo 420
sushi ze znajomymi 600
knajpa gruzińska - zupa z wołowiną + 2 x piwo Wasilyeostrovvskoye 520
zakupy jedzeniowe 350
bilet do metra x 4 112
marszrutka z St.Petersburga do Peterhofu x 2 110
Bartek - szczepienka przeciw Żółtaczce typu B II faza 408
polar x 2 secondhand 1000
różne pierożki z budy na wynos 165
wstęp do Ermitażu 500 (bo Bartek zapomniał wyjąć resztę z automatu ).
hostel 1 noc 1445
hostel dodatkowa opłata 25 (bo zapomnieliśmy odebrać z recepcji)
zakupy jedzeniowe 400
10-12.05 MURMAŃSK
zakupy jedzeniowe 396
zakupy jedzeniowe 417
zakupy jedzeniowe 223
zakupy jedzeniowe 76
bar mleczny Czajnaja Łożka 160
wstęp na atomowy lodołamacz Lenin (2 os) 300
13-15.05 PETROZAVODSK
bar Stolowaya 8 450
bar Beczka 120
bar Beczka 399
knajpa Smile (spotkanie podróżnicze) 110
zakupy w markecie 370
zakupy 45
pociąg z Petrozavodska do Biełomorska 2000
16.05 BIEŁOMORSK
kibel na dworcu autobusowym w Biełomorsku Bartek 15
zakupy 200
trolejbus 2 x bilet 20
muzeum Karelii w i pietroglifów w Biełomorskku x 2 bilet 40
17.05 PIETROZAWODSK
kawa + szejk w Burger Kingu (duże) 164
bus do Sortawala x 2 bilet 1180
marszrutka do ogrodu botanicznego x 5 bilet 100
zakupy 500
18.05 SORTAWALA
wstęp do kamieniołomu marmurowego (rosjanie 150 R/os, inostrancy 500 R/os) 500
kibel x 2 w barze nad wodą 40
bar przy wodospadach (2 x piwo bałtika 7 + 2 x kwas) 350
żurawinówka + ciasteczka 98
19.05 VALAAM
motorówka na Valaam x 2 (wodolot jest nieco tańszy - ok 800 R w jedną stronę) 4000
20.05 WYSEPKA W OKOLICACH WIOSKI TERWU (ok 30 km od Landehpohii)
podwózka do sklepu 300
zakupy (serdelki, chleb, cebula, pomirodki, piwo 1,5l) 350
zakupy (serdelki, krakersy, piwo 1,5l, ziemniaki), serek topiony 280
22.05 PETERSBURG
bilet autobusowy do Moskwy x 2 bilet 2160
Mc Donalds (2 x buła + duża kawa i frytki) 350
doładowanie karty w telefonie 250
piwo w barze x 2 + solanka + borszcz 420
zakupy (2 x lepioszka + czekolada) 90
metro x 4 110
23.05 DROGA DO MOSKWY
opłata za bagaż w autobusie x 2 200
zakupy (chleb, sok, woda, serki topione, wafelki) 150
24.05 MOSKWA
piwo x 4 200
koperta 50
nadanie paczki do PL 647
zakupy (10 jaj + chleb) 86
knajma MU MU 863
piwo na Patriarszych Prudach x 2 98
zakupy jedzeniowe do pociagu 1090
bilet miejski na 10 przejazdów 300
zakupy na dworcu Jarosławskim (piwo + woda + sok) 130
25-29.05 KOLEJ TRANS-SIB
wagon restauracyjny (2x herbata + pelmeni po carsku) 325
zakupy na stacjach (naleśniki, chleb, słodycze) 180

SUMA 42240

agrafkaisznurek.blogspot.com/2014/05/pow...-przejazd-przez.html

.

Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.
Ostatnia10 lata 5 miesiąc temu edycja: Albin od.

Please Logowanie or Zarejestruj się to join the conversation.

Więcej
10 lata 5 miesiąc temu #10888 przez Albin
Dorota i Bartek 29.05

Wczoraj nie mieliśmy szczęścia i nie dotarliśmy na wyspę Valaam. Najwcześniejszy autobus z Pietrozawodska przyjeżdża do Sortawali o 11:45, czyli o jakąś godzinę za późno. Nie oznacza to jednak, że dzień zaliczyliśmy do straconych. Na przystani zaczepił nas kapitan jednego z kutrów. Szukał od sześciu do ośmiu chętnych, co stanowiło minimum opłacalności do wypłynięcia na otwarte jezioro. Cena trochę wyższa, niż za rejsowy wodolot lub statek, ale nie na tyle, żeby nie wziąć jej zupełnie pod uwagę, tym bardziej, że kuter okazał się później całkiem fajną motorówką. Zostawiliśmy zatem złowieni i czekaliśmy, aż za haczyk pociągną kolejne dwie parki albo jakaś grupka zainteresowanych.
W między czasie zostaliśmy przekazani pod opiekę innego kapitana. Kwadrans mijał za kwadransem, a my wciąż na schodkach baru, zamiast zachwycać się z pokładu łódki przyrodą dziesiątek wysepek. Tymczasem, poruszyliśmy z nowym kapitanem kwestię możliwości noclegów w Sortawali. W planie był namiot gdzieś w lesie pod miastem, ale asekuracyjnie myśleliśmy o kwaterze u miejscowych. Rozmowa okazała się cennym krokiem. Leonid obdzwonił pół miasta. Ceny okazały się wprawdzie powyżej oczekiwań – za stówkę złociszy od łebka można przebierać w kwaterach nad Morzem Śródziemnym – nie mniej, finał całej sytuacji zakończył się miłym zaskoczeniem i pociągnął za sobą jeszcze przyjemniejsze konsekwencje, a sam Leonid zaproponował rozbicie namiotu na swoim podwórku. Valaam zatem dzisiejszego dnia nie wypaliło. Dostaliśmy jednak w zamian możliwość noclegów bez opłat, a wisienką na torcie stała się propozycja Leonida wspólnego odwiedzenia wodospadów Ruskeala i marmurowego kanionu, co też po wspólnym posiłku niezwłocznie uczyniliśmy.
Motorówka ruszyła następnego dnia o 9:00 rano. Na pokładzie my, kapitan i rodzina z Pitera. Przed nami około czterdziestu kilometrów jeziora, co ja na jego rozmiary jest zaledwie niewielkim tripem. Po drodze mijaliśmy urokliwe wysepki z okazałymi daczami, w tym wiele należących do dostojników państwowych Rosyjskiej Federacji. Jest też dacza prezydenta Putina, którą podobno sprezentował swojej córce i tylko ona tam zagląda. Jest też zakątek, gdzie pomiędzy skałami wygrzewają się czarne jak smoła Tiulenie, czyli endemiczne foki, zwane przez miejscowych „nerpami ładożskimi”.
Na horyzoncie pojawia się wyspa z dwiema strzelistymi wieżyczkami, z których jedna zaczyna po chwili połyskiwać złoceniami kopuły. Tak wita nas skit Nikolski, a razem z nim cała wyspa Valaam. Z przystani po schodkach dotarliśmy do błękitnego i zarazem najważniejszego na wyspie, skitu Prieobrażeńskiego. Zaraz za nim jest droga, w którą należy skręcić w lewo i kierować się wzdłuż muru. Droga prowadzi przez las i jakieś cztery drewniane mostki, łączące mniejsze wysepki i kończy się urwiskiem tuż przy usytuowanym w tym miejscu skicie Nikolskim. Na wyspie znajduje się jeszcze pięć wartych obejrzenia zabytkowych skitów, do których jednak nie dotarliśmy ze względu na ograniczony czas i zasobność rubli w portfelach (pozostały skity znajdują się w odległości kilku kilometrów od przystani w głębi wyspy, trzeba więc korzystać z taksówki albo kutrów, a motorówka czeka tylko trzy godziny).

Na wyspie aż roi się od fantastycznych alejek, ukrytych wśród starych sosen i świerków, co tworzy baśniową scenerię. Można też tutaj z łatwością znaleźć wiele genialnych zacisznych zakątków. Zatopione w wodzie skały zachęcają do kąpieli słonecznej albo brodzenia w płytszych miejscach. Przy nodze znikąd pojawi się nagle puszysty valaamski mruczek. A turystów w maju jak na lekarstwo.

Autor: Dorota i Bartek , blog: agrafka i sznurek, czyli (etno)wyprawa drogą lądową i morską

.

Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.

Please Logowanie or Zarejestruj się to join the conversation.

Więcej
10 lata 6 miesiąc temu - 10 lata 6 miesiąc temu #10787 przez Albin
O Murmańsku

Kiedyś pewien profesor w Instytucie Etnologii na Uniwersytecie Warszawskim wspomniał o istnieniu nieoficjalnej listy „The best shit cities in the world”. Na pierwszych miejscach uplasowały się miasta typu Władywostok, Norylsk, Krasnojarsk, etc. Był chyba wśród nich także Murmańsk. Ale czy zasłużenie?
Murmańsk miał być naszymi wrotami do Karelii, najwyżej na północ wysuniętym punktem naszej wyprawy. Już w pociągu wiele się dowiedzieliśmy zarówno o tym mieście jak i całej Karelii od naszej współpasażerki, która 10 lat działała w organizacjach ekologicznych i wiele mogła nam poopowiadać o tym specyficznym regionie, o którym w końcu wiemy bardzo niewiele. Dzięki tym rozmowom i zerowym problemom w znalezieniu darmowego noclegu, nasze nastawienie było bardziej niż pozytywne nawet mimo śniegu za oknem i jezior skutych lodem.
Jeśli Petersburg słynie z białych nocy to Murmańsk jest ich praźródłem i esencją. Dni polarne już powoli się zaczynają i tak dzień trwa właściwie 24 godziny (co empirycznie sprawdziliśmyJ).
Choć wydaje się, że oprócz blokowisk niczego więcej tu nie ma, spędziliśmy dwa dni na dość intensywnym zwiedzaniu. Nad miastem góruje Aljosza-pomnik pamięci żołnierzy poległych w wojnie ojczyźnianej. Poniżej znajduje się jezioro (Semanovkye ozero), na które mieliśmy widok z naszych okien. Jezioro jeszcze skute lodem, ale widać już przygotowania do lata. Właśnie do lata, nie do wiosny, bo jak nam jedna mieszkanka regionu powiedziała, na północy są tylko dwie pory roku: zima, która trwa dziesięć miesięcy i dwumiesięczne lato.
Udało nam się również załapać na wycieczkę do wnętrza atomowego lodołamacza Lenin. Powiew blichtru sowieckiej świetności jest tu ciągle żywy. Poza Leninem w porcie jest jeszcze całe mnóstwo dźwigów, ogromna stocznia, zakład przetwórstwa rybnego, fabryka niklu i jeszcze jeden atomowy lodołamacz, ciągle w użyciu (pozostałe siedem olbrzymów pracuje gdzieś hen na wodach Północy). Plenery jak z rosyjskich filmów Ładunek 200 lub Stalker. Kto nie widział, polecam! Idealny plener na mroczny kryminał w industrialnym klimacie.
Kładką na tyłach dworca wracamy do centralnej części miasta, tej z McDonaldem i centrami handlowymi i idziemy na spacer prospektem Lenina, którego pomnik ciągle stoi. Miasto jest lekko wymarłe, ale w końcu mamy niedzielne popołudnie. Orientacja w mieście jest bardzo prosta ze względu na pagórkowate ukształtowanie terenu. Wystarczy więc tylko obrać azymut i podążać w tym kierunku. Jakieś 1,5 kilometra od dworca jest latarnia morska i pomnik ku pamięci marynarzy, którzy stracili życie w czasie pokoju, w tym załogi okrętu podwodnego Kursk. Obok malutka cerkiew, a wokoło bloki, bloki, bloki…
Trzeba przyznać, że blokowisk jest tu sporo, a właściwie oprócz nich i przemysłowych zabudowań portowych, nie ma niczego innego. Nieliczne cerkwie, zamknięte w czasach ZSRR, działają od niecałych 20 lat, a samo miasto nie ma ich nawet stu. W końcu Murmańsk, jak zresztą wiele innych rosyjskich miast, powstał jako sypialnia dla pracowników zakładów niklu. Ale choć jest ono tak młode, to wszystko wygląda jakby się już sypało i chyliło ku upadkowi. Zresztą młodzi mieszkańcy miasta żartując, że Murmańsk jest pełen plaż, mówią o wszechobecnych zwałach piachu, które są wszędzie tam, gdzie nie ma szosy.
Drugi dzień w Murmańsku zaczęliśmy od przechadzki do już mocno nieturystycznej (o ile jest tu w ogóle jakaś część turystyczna!) części w poszukiwaniu resztek polskiego cmentarza. Po marszu skrajem szosy wśród rzędów blaszanych garaży i kłębów spalin, dostrzegliśmy w krzakach coś, co przypomniało groby. Zaniedbane do granic możliwości. Gdzieniegdzie tylko widać goździki, zaniesione niedawno, na 9 maja. Garstka grobów polskich żołnierzy była w zaskakująco dobrym stanie i na każdym z nich leżał choć jeden goździk, czasem cukierek, czasem kopiejka. Żadnego nazwiska.
Nieopodal złapaliśmy marszrutkę do monastyru na skraju miasta, który obecnie jest gruntownie remontowany. W środku od razu zagadał do nas pop i wyczerpująco opowiedział o ikonach i historii cerkwii. Inną atrakcją były jeszcze 3 wielkie koty z puszystymi kitami na wejściu.
Całkiem przypadkowo zwiedziliśmy nawet westybul najlepszego hotelu w Murmańsku celem wydrukowania jednego dokumentu. Choć wyglądamy nieszczególnie, magia języka angielskiego zadziałała i załatwiliśmy wszystko bezproblemowo i bezpłatnie, choć szaleństwem byłoby podejrzewać, że należymy do grona hotelowych gości.
Nasz gospodarz uraczył nas na pożegnanie porządnym talerzem pożywnej charczo i ostatni raz ruszyliśmy trolejbusem na dworzec.
Good Bye Lenin!
[dnb]

Radio węzeł! Ciekawostka, którą odkrywam po raz pierwszy, chociaż to nie pierwsza przygoda z plackartą. Od wejścia do wagonu towarzyszy nam muzyczka. Narodnyje pieśni i ballady mieszają się ze współczesnym popem i rosyjskim disco. Co jakiś czas muzyczkę zakłóca jednak poważny komunikat z serdecznymi poradami od naczelnika pociągu:
1. Pilnuj dzieci, aby nie znalazły się w niebezpieczeństwie.
2. Nie przyjmuj od obcych żadnych paczek ani kopert, bo mogą ukrywać materiały wybuchowe lub szkodliwe dla zdrowia i życia substancje.
3. W czasie jazdy pociągiem nie zaleca się brania udziału w grach hazardowych.
4. W razie pożaru należy postępować według instrukcji.
5. Kradzieże należy niezwłocznie zgłaszać kierownikowi wagonu i naczelnikowi pociągu.
6. O wszelkich nadużyciach należy informować kierownika wagonu.
7. Odpowiednio wcześniejszy zakup biletu to możliwość zaoszczędzenia pieniędzy.
8. Prowadnik zawsze służy pomocą i radą.
Bezpieczeństwo i rozsądek w podróży to podstawa:)

I jeszcze załącznik muzyczno-wizualny – wart obejrzenia! Miłej zabawy :D



Autor: Dorota i Bartek , blog: agrafka i sznurek, czyli (etno)wyprawa drogą lądową i morską

.

Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.
Ostatnia10 lata 6 miesiąc temu edycja: Albin od.

Please Logowanie or Zarejestruj się to join the conversation.

Więcej
10 lata 6 miesiąc temu - 10 lata 6 miesiąc temu #10713 przez Albin
9 maja - Dzień Zwycięstwa

Ulice wypełniły setki przechodniów. Tłumy ustawiają się wzdłuż Newskiego Prospektu. Pozostała część zebranych przybrała postać dwóch wartkich potoków. Ciężko stwierdzić, który ma większą siłę. Ten sunący w stronę Placu Powstania, czy też ten, zmierzający w przeciwnym kierunku, do Prospektu Admiralskiego. Ciągi ludzi wskazują miejsca, gdzie zaplanowano poszczególne etapy uroczystości. Jest ich, oczywiście, więcej niż te dwa w skrajnych punktach głównego prospektu miasta. Można śmiało przypuszczać, że dzisiejszego dnia każdy większy plac Petersburga przemieni się miejsce wspólnego świętowania. Stacje metra co dwie – trzy minuty wypluwają przez bramki setki kolejnych przybyłych. Wszyscy oni zasilą wkrótce potoki ludzkie na głównych arteriach. Tłumowi nie ma końca. Dziewczynki przyciągają uwagę białymi kokardami. W dłoniach powiewają chorągiewki z dwiema flagami – narodową i zwycięstwa. W tysiącach dłoni tkwi czerwony goździk, niejednokrotnie wzniesiony ku górze. Powyżej głów unoszą się również misternie przygotowane ramki z portretami poległych. Są przytwierdzone do cienkich listewek i niesie je każdy, kto utracił bliskiego w Wojnie Ojczyźnianej. Mali chłopcy i dziewczynki, dla których jest to świetna okazja do zabawy i starsi, którzy pamiętają swoich ojców lub dziadków. Biało-czarne fotografie i goździki. Symbole, które łączą w tej chwili każdego ze zgromadzonych. Uwagę przykuwa ogonek kolejki. Zaczyna się tuż za Kanałem Gribojedowa i powolnie przesuwa nieopodal Soboru Kazańskiego. W powietrzu unosi się rytm pieśni żołnierskiej. Kolejka zmierza wprost do garstki mężczyzn w uniformach wojskowych. To jeden z kilku punktów, gdzie można spróbować prawdziwej frontowej strawy. Wojskowa owsianka, serwowana jest przez żołnierzy na bazie surowej receptury i jej skład ogranicza się do kaszy gryczanej i soli. Luksusem, na który zapewne nie mogli liczyć żołnierze walczący w latach czterdziestych, jest kromka chleba i kubek gorącej herbaty. Wspólnemu obiadowaniu wtóruje żołnierska pieśń. Do melodii z głośnika, od czasu do czasu, dołączają się głosy tych, którzy w pamięci wciąż zachowali słowa. Na ulicach panuje jedność. Zdumiewa szacunek młodego pokolenia do weteranów. Obcy sobie ludzie stają się rodziną. Staruszkowie są po prostu dziadkami, a młodzi to nikt inny jak wnuczki i wnuczkowie. Pracownik służb porządkujących ulice zaczepia przy nas przed przejściem dla pieszych wątłą staruszkę. Zatrzymała się niepewnie, formując ponownie bukiet z rozlatującego się pęczka goździków. Ta chwila postoju została jej wynagrodzona serdecznym uściskiem i podziękowaniem za zwycięstwo.

Newski Prospekt - 9 maja to jeden z nielicznych dni w roku kiedy główna ulica miasta staje się deptakiem.

Ostatnie dopieszczanie maszyn przed uroczystym przejazdem.

.

Zapraszam na profil prywatny:
klubpodroznikow.com/tatromaniak-autor?showall=1
.
.
.
Załączniki:
Ostatnia10 lata 6 miesiąc temu edycja: Albin od.

Please Logowanie or Zarejestruj się to join the conversation.

Czas generowania strony: 0.403 s.

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]

Jeżeli chcesz wykorzystać materiały naszego autorstwa zamieszone na portalu skontaktuj się z nami: [email protected]