Poławianie dolnośląskich pereł - Praca Konkursowa

 Poławianie dolnośląskich pereł

Joanna Czajka


Jedna z wersji opowieści o królu Arturze, gdy ją czytałam za młodu, była pierwszą książką, nad zakończeniem której zalałam się łzami. Również w późniejszych latach łykałam wszelkie przejawy materii bretońskiej i pokrewnych motywów jak młody pelikan. Ba! O mały włos zaciągnęłabym się swego czasu do bractwa rycerskiego...
...a dopiero niedawno postanowiłam wreszcie dotrzeć do tytułowej perły wśród polskich miejsc arturiańskich.


Bywając w Jeleniej Górze przejazdem, jakoś nigdy nie zdarzyło mi się zajechać do Siedlęcina. A to przecież tyle, co splunąć pestką od czereśni, tak blisko. Zwłaszcza że było się już i w Pilchowicach na zaporze, i w pałacu Lenno w pobliżu... Tym razem więc postanowiłam za główny cel obrać przesławną wieżę – bez żadnych wymówek, że przecież jeszcze tyle innych ciekawych miejsc jest tam dookoła (a jest sporo...).
Droga „do” jest z gatunku tych, które lubię najbardziej – z widokiem na coraz wyraźniej wyłaniające się górki. W takich okolicznościach przyrody na dalszy plan schodzi nawet jakość asfaltu pod kołami, a jednak wcale nie była najgorsza (jak się obawiałam). Dodając do tego rozbuchaną wiosenną zieleń, urokliwe zabudowania i ogólną atmosferę pogórza... No cud, miód i orzeszki.

01

A to nie wszystko, co okolica ma do zaoferowania... Wszak jedziemy przez Park Krajobrazowy Doliny Bobru. Rzeczkę ową od czasu do czasu widać wzdłuż drogi (aż prosi się o zwodowanie kajaka...), a na odcinku Czernica-Nielestno mamy do dyspozycji wspaniałą, dość wąską ścieżynę z baśniowymi widokami.

02

Napawając się tym wszystkim, prawie przeoczyłam skręt do wieży. Od strony Jeleniej jest łatwiej - ma się drogowskaz jak wół przed nosem - ale jadąc od północy, albo się wie, żeby skręcić koło sklepu na rozjeździe w prawo, albo - tak jak w moim przypadku - przejeżdża się przez całą miejscowość, wypatrując oczy, by dopiero, gdy się skończą domy, zatrzymać się i zastanawiać co dalej. Bo Siedlęcin za plecami, a wieży coś nie ma... Na szczęście postój zarządziłam na kolejnym rozjeździe, pod byczym drogowskazem kierującym do Perły Zachodu (czyli po sąsiedzku z wieżą) i po smętnym rzuceniu okiem na tablice krajoznawcze w poszukiwaniu wskazówek, spojrzałam jeszcze bez nadziei przez ramię, a tam - JEST! Na brązowej, niedużej tabliczce: że wieża książęca to tam, prosto. No, to jesteśmy w domu... Potem już z górki - dosłownie - ku wieży, którą teraz z grubsza widać nad drzewami. Oczywiście znów o mało co nie zapędziłam się za daleko, widząc przed sobą ładny kratownicowy mostek, a to właśnie tuż przed nim należy odbić ostro w prawo, by znaleźć się od razu na dziedzińcu przed wieżą.

03

Przed bramą zwraca uwagę okazała, powykręcana lipa, o której krążą legendy. Konkretnie dwie. Jedna romantyczna, o miłości driady do mistrza malarskiego, zazdrosnym mężu i tragicznym końcu tej historii, a druga z dreszczykiem - o złej dziedziczce, zwanej siedlęcińską Zmorą, nieprzychylnej ludziom za życia, ale i... po zejściu z tego świata. Brr...

Po wejściu w progi wieży, chciałoby się z rozpędu biec od razu ku głównej atrakcji, ale najpierw należy udać się w lewo, celem pozyskania biletu. Zresztą może nie tylko – kasa jest bogato zaopatrzona w literaturę i pamiątki, a gospodarząca tu pani z chęcią opowiada o dziejach wieży i tym, co obecnie się odbywa w jej cieniu. A dzieje się sporo – cyklicznie organizuje się tu targ lokalnych produktów rolnych „Górskie Smaki”, zdarzają się warsztaty (np. malowania miniatur) i wiele innych ciekawych przedsięwzięć. Warto więc zaglądać na świetnie prowadzony facebookowy profil, pełen ciekawostek o malowidłach siedlęcińskich i pokrewnych, informacji z „życia” wieży i chyba o wszystkim, co arturiańskie.

04

Wróćmy tymczasem do zwiedzania. Naprzeciwko kasy jest mała salka z ekspozycją tutejszych wykopalisk, a obok kolejna - z odsłoniętymi fundamentami. Wszystko jak na dłoni, archeologia na żywo. Następnie, pokonawszy mały dziedziniec, wchodzimy do wieży „właściwej”. W poszukiwaniu ochłody warto zejść do piwnic, a w ramach rozgrzewki przed głównym daniem, w dolnej sali witają nas nastrojowe dźwięki filmu o etapach budowy i rozbudowy wieży oraz dalsze eksponaty z tutejszej ziemi.
Wszystkiemu towarzyszy ten specyficzny zapach starego drewna. I to nie jakiegoś tam pierwszego lepszego, lecz najstarszych zachowanych w Polsce drewnianych stropów (niedawno stuknęła im siódma setka).

05

I wreszcie, po odpowiednim narobieniu sobie smaku, można iść wyżej. W zaciemnionej sali światło pada głównie na jedną ścianę, wydobywając kolory z najstarszych w naszym kraju malowideł o tematyce świeckiej. W ich przypadku handlarskie określenie „jedyne takie” byłoby w zupełności uzasadnione. Nie ma na świecie innych - opowiadających o sir Lancelocie - które zachowałyby się w miejscu swojego powstania. Istny cud, że te tutaj przetrwały. Znając losy innych dolnośląskich zabytków...

06

Niesamowita rzecz, zobaczyć z bliska i móc niemalże dotknąć tego, co powstało przed tyloma wiekami i poruszało wyobraźnię tylu... Choć w sumie to samo można by powiedzieć po wejściu do pierwszego lepszego kościoła ;) No, ale jeden lubi księdza, drugi księdza Kaśkę. Mnie porusza akurat coś takiego. Może przez tę unikatowość, może przez tego księcia, który wolał mieć na ścianie przygody baśniowego rycerza, zamiast baśniowych dwóch facetów z gołębiem... Każdy zobaczy tu, co mu wyobraźnia podpowiada i chyba to jest najlepsze. Nawet jeśli od niektórych teorii książę przypuszczalnie przewraca się w grobie ;)

07

08

Wieżę można zwiedzić do samej góry, aż do czwartej kondygnacji, a ze strychu widać piękne krajobrazy oraz wijący się tuż obok Bóbr i malutką przystań – czyli dobrze mi się wydawało, da się tu przypłynąć kajakiem!

- - - - - - - -

Druga perła to oczywiście gościniec „Perła Zachodu” - dawniej schronisko PTTK - wraz z przyległościami w postaci pięknej drogi dojazdowej wzdłuż Jeziora Modrego i przecinającego ów zbiornik zabytkowego mostka. Choć dla niezmotoryzowanych pewnie bardziej kusząca będzie trasa spacerowa z Jeleniej Góry przez Borowy Jar, z racji widoków i malowniczych skałek. Jednak również asfaltowy dojazd gwarantuje wspaniałe widoki, a dodatkowo z tej strony zobaczyć można niedużą zaporę przy elektrowni Bobrowice.
Budynek schroniska wyłania się parę zakrętów dalej i dzięki drewnianym „szatkom” sprawia przytulne wrażenie. Dopiero gdy wdrapiemy się na kamienną wieżyczkę przy nim lub udamy się na taras z drugiej strony, widać w jak spektakularnym miejscu zostało zbudowane.

09

Mój plan zakładał obiad z widokiem, ale trafiłam akurat na przygotowania przedweselne i kuchnia już nie wydawała strawy dla turystów. Mimo ciepłej aury, wzięłam więc w garść wszystkie graty (ach, uroki motocyklowych wycieczek...) i podążyłam milionem schodków w dół, za nic mając, że wrócić trzeba będzie tą samą drogą. Widoki są tego warte.

10

11

Za mostkiem można pójść ścieżką dalej w las, brzegiem jeziora, ale oparłam się pokusie trekkingu. Zobaczyłam co chciałam. Perły pozbierane.

12

Podsumowując - droga, kierunek i pora roku zgrane idealnie. Tyle cudnych zakrętów, zakręcików - takich nie za bardzo, lecz w sam raz... Tyle mleczy, zieleni i majowości (i rzepaku)... No bajka. Szkoda tylko, że bez smoków ;)

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]