To opowieść o samotnej wyprawie do Gwatemali, spotkaniach z Indianami, o tym czy naprawdę nastąpi koniec świata w 2012 r., o Kryształowych Czaszkach, Atlantydzie, o tym dlaczego i w jaki sposób Majowie składali ofiary z ludzi oraz o innych obyczajach dawnych i współczesnych Majów.
PREMIERA odbędzie się w najbliższy poniedziałek, 24 maja o godz. 18.00 w salonie Empik Junior w Warszawie, ul. Marszałkowska 116/122.
Beata Pawlikowska
Więcej informacji o książce, fotografie, rysunki
www.beatapawlikowska.com
www.oliwkowo.pl
fragment:
W ruinach miasta Tikal w gwatemalskiej dżungli obok piramidy Jaguara rośnie wielka ceiba, święte drzewo, które w marcu obsypuje się ogniście czerwonymi kwiatami. Wyglądało tak, jakby zostało opryskane ludzką krwią po tym jak bogowie znów ucztowali pożerając ludzkie serca.
Ofiary wprowadzono po schodkach na szczyt piramidy. Byli pomalowani na niebiesko, mieli związane ręce i nogi. Strażnicy pilnowali, żeby nikt nie mógł uciec. Więźniowie porwani z odległych wiosek i innych plemion nie mieli pewnie świadomości tego, że bycie złożonym w ofierze to wielki zaszczyt i honor, którego większość Majów może im zazdrościć. Był to jeden z trzech najpewniejszych sposobów, żeby trafić po śmierci od razu do raju. Działo się tak tylko w przypadku wojownika, który zginął w bitwie, matki zmarłej podczas porodu dziecka i człowieka, który dobrowolnie lub przemocą został złożony w ofierze.
Ceremonię na wierzchołku piramidy prowadził kapłan ubrany w pióra quetzala, tatuaże i maski z zielonego jadeitu . Na jego znak przyprowadzono kolejnego przerażonego jeńca, który nie wiedział co się dzieje i dlaczego kapłan z czarnym kamiennym nożem w ręku rozkraja żywego człowieka i wyrywa mu z piersi bijące serce. Gdyby mógł zobaczyć, co dzieje się później, byłby pewnie jeszcze bardziej przerażony. Kapłan żywym sercem posmarował twarze boskich posągów, a krwawiące ciało jeńca zostało zepchnięte z ołtarza i stoczyło się w dół po schodkach piramidy. Tam czekał inny kapłan z nożem, którym odciął mu stopy i dłonie, a potem zerwał z niego całą skórę, w którą od razu sam się ubrał. I tańczył w tym krwawym stroju na cześć bogów.
Czasem ciało jeńca krojono na mniejsze kawałki i rozdawano ludziom do zjedzenia, przy czym zjedzenie rąk, stóp i głowy było przywilejem kapłanów.
Taką scenę zobaczyłam właśnie w Tikal. Ogromna ceiba spryskana świeżą krwią, kapłan, który ratuje ludzkość, wyrywając serce spod żeber przerażonego jeńca i składając je w ofierze bogom.
Majowie nie byli okrutni, ale nie mieli wyjścia. Musieli zabijać ludzi, żeby zaspokoić głód swoich bogów. Gdyby tego nie robili, sami zostaliby przez nich zamordowani.
Dlatego krwi nigdy nie było dosyć.
Majowie sami sobie zadawali cierpienie, żeby okazać wymagany przez bogów hołd i uwielbienie. Czy mogliby przedstawić bogom bardziej przekonujący dowód oddania i czci niż własna krew?
Mężczyźni nacinali sobie skórę wokół uszu, przebijali policzki, dolną wargę albo język, przez który przeciągali źdźbła trawy. Kaleczyli też inne części swojego ciała, starając się, żeby ból był najbardziej dotkliwy. Istniał pewien rytuał, opisany przez hiszpańskiego zakonnika z największym obrzydzeniem i słowami „ohydny i godny ubolewania”. Mężczyźni zbierali się w świątyni i ustawiali rzędem, jeden obok drugiego. Przekłuwali sobie członki, robiąc w nich w poprzek otwór tak duży, żeby dało się przez niego przeciągnąć sznurek. Następnie nawlekali się na niego kolejno i stali, pociągając sznurkiem i zbierając kapiącą z ich penisów krew. Ten kto wytrzymał najdłużej, był uważany za najdzielniejszego i najbardziej szlachetnie wypełniającego swoją misję. Krwią smarowano posągi bogów. Synowie Majów od młodego wieku ćwiczyli się w tej sznurkowo-penisowej sztuce, ucząc się jednocześnie panowania nad bólem i świadomego cierpienia. Był to wszak jedyny sposób na uratowanie świata przed zagładą.
Ale czy we współczesnym świecie od setek i tysięcy lat nie dzieje się dokładnie to samo, co w Imperium Majów? Ludzie zabijają siebie nawzajem z niewytłumaczalnego dla mnie powodu, a może robią to tylko dlatego, że są wśród nas tajni kapłani Majów, którzy do dzisiaj spełniają swoją powinność i dostarczają bogom ludzkiej krwi?...
Nie mogliby oczywiście robić tego otwarcie, bo gdyby powiedzieli publicznie, że bogowie zniszczą naszą planetę jeśli nie otrzymają rytualnej porcji ludzkiej krwi, to po pierwsze zostaliby wyśmiani, a po drugie być może nie spodobałoby się to bogom.
Wyobraźcie sobie talk show w telewizji, do którego zostaje zaproszony tajny kapłan Majów. Wygląda zupełnie współcześnie, być może jest nawet ubrany w garnitur i krawat. Patrzy w kamerę i mówi prawdę:
- Bogowie, którzy stworzyli ziemię i nas, ludzi, postawili pewne warunki. Wiemy co się stało kiedy te warunki nie zostały spełnione.
- Co się stało? – pyta prowadzący.
- Ludzie zostali zamordowani, a ziemię zalał wielki potop.
- Zamordowani? Przez kogo?
- Przez bogów.
- Przez bogów? – prowadzący jest zdumiony. – Przez jakich bogów?
- Bogowie stworzyli ludzi i pozwolili im żyć na ziemi – powtarza uparcie kapłan – ale po pewnymi warunkami.
- Czy chce pan przez to powiedzieć – prowadzący marszczy czoło, próbując zrozumieć sedno sprawy – czy chce pan przez to powiedzieć, że jeśli nie spełnimy warunków stawianych przez bogów, to zostaniemy przez nich zamordowani?
Publiczność wstrzymuje oddech.
- Tak – odpowiada kapłan.
Słychać okrzyki niedowierzania, oburzenia i śmiech.
- A jakie to warunki? – pyta prowadzący.
- Bogowie żywią się ludzką krwią – odpowiada kapłan, a jego słowa giną we wrzawie.
Publiczność krzyczy, macha rękami i głośno wyraża swoje niezadowolenie.
- To skandal! – woła ktoś z widowni.
- To jakaś sekta! Sataniści!
Prowadzący patrzy na kapłana z lekko drwiącym uśmiechem. Czuje, że ma całą widownię po swojej stronie, a siedzący naprzeciw niego gość jest prawdopodobnie albo sprytnym manipulantem, który usiłuje w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, albo godnym pożałowania oszołomem o niezbyt stabilnej psychice. Tak czy inaczej, łatwo będzie udowodnić mu fałsz i upokorzyć na oczach milionów widzów. Niech się następnym razem nie pcha do telewizji i nie straszy porządnych ludzi wizją zagłady wszechświata.
- A mówił pan, że jakiej religii jest pan kapłanem? – zagaduje prowadzący.
Kapłan widzi już, że nie zostanie zrozumiany przez ludzi żyjących w świecie nowoczesnych zasad, którzy nie zdają sobie sprawy z tego jak bardzo pozorna jest ich wolność, niezależność i demokracja. Czy ma im tłumaczyć, że nikt na świecie nie jest prawdziwie wolny dopóki w jakimś zakątku ziemi ktoś wciąż cierpi głód i umiera z wyczerpania, podczas gdy połowa ludzkości kupuje więcej jedzenia niż jest w stanie zjeść i resztę wyrzuca do śmieci?... Czy zrozumieją jeśli uświadomi im, że żyją w globalnym chaosie, niszcząc przez swoją bezmyślność więcej środowiska naturalnego niż kiedykolwiek w historii? Czy zechcą przyjąć do wiadomości, że są tylko pionkami w grze rozgrywanej przez bezdusznych, chciwych i żądnych władzy osobników nazywających się politykami albo mężami stanu?
Skąd. Będą tylko głośniej krzyczeć i rzucać krzesłami. Chcą wierzyć w swoją samorządność i zdolność wpływania na losy świata. Są przekonani o tym, że w XXI wieku stworzyli najbardziej światłą, mądrą i wysoko rozwiniętą cywilizację, której nic nie może zagrozić. Pogardzają barbarzyńcami z przeszłości. Czują się władcami świata. Mają telewizję, zimne piwo w puszkach, frytki i hamburgery. Mają samochody, którymi lubią się popisywać, a przy agresywnej jeździe wysyłają do atmosfery miliony ton zabójczych dla siebie spalin. Mają elektryczność i lampy w każdym pokoju, których nie gaszą, powodując produkowanie niepotrzebnej energii, przy której wytwarza się miliony ton szkodliwego dwutlenku węgla. Mają tysiące sklepów, w których pakują zakupy do milionów plastikowych torebek, które rozkładają się w ziemi przez setki lat, zatruwając glebę, wodę i zabijając zwierzęta. Wynaleźli sposoby masowego produkowania taniej żywności, która jest bardziej toksyczna od wielu substancji oficjalnie uznanych za trucizny. Rolnicy karmią krowy kukurydzą, od której zwierzę szybciej przybiera na wadze, ale jednocześnie nie jest w stanie jej strawić, więc wytwarza śmiertelne bakterie, które zostają w jej mięsie także po śmierci i zabijają ludzi przez niedosmażone hamburgery…
Czy ktoś z nich o tym wie? Kapłan spokojnie patrzył na protestującą widownię. Pewnie nie. Żyją w przeświadczeniu o swojej doskonałości. Nie chcą poznać prawdy, bo musieliby przyznać się do własnej porażki.
Gdyby powiedział im prawdę o Babci Świtu, Sercu Raju i stworzeniu świata, zaczęliby pewnie złorzeczyć bogom. Powstałyby organizacje żądające obalenia bogów i powołania nowej boskiej komisji, która uwzględniałaby życzenia ludzi.
Kapłan uśmiechnął się pod nosem.
Śmieszni są ci nowocześni ludzie. Dlaczego wydaje im się, że mają moc panowania nad światem? Bo jest ich kilka miliardów? Kiedy większości nie podobał się jakiś król, wysyłali go na gilotynę albo organizowali zamach. Czy stąd wzięli to dziwne i niezrozumiałe przekonanie o tym, że jeśli zjednoczą się w jakiejś sprawie, to zwyciężą?...
Kapłan prawie niewidocznie skinął głową do swoich myśli. Wiedział, że ludzie nie są gotowi zaakceptować jego prawdy. Wiedział, że gdyby nawet udało się ich przekonać, natychmiast powstałaby oficjalna opozycja przeciwko bogom, a to byłoby niewybaczalne. Świat zostałby zniszczony po raz czwarty i być może ostatni. Nie można do tego dopuścić.
Kapłan wstał ze swojego miejsca i skierował się do wyjścia.
- Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy! – zawołał zaskoczony prowadzący. – Program jeszcze trwa!
- Dziękuję za zaproszenie – odrzekł kapłan. – Muszę już iść. Mam ważne sprawy, którymi muszę się zająć.
- Sprawy życia i śmierci, oczywiście? – zażartował prowadzący.
- Oczywiście – przytaknął kapłan i wyszedł.
Niech telewizje pokazują kolejne seriale telenoweli i talk show, niech publiczność rzuca w gości butami, gryząc przy tym słone chipsy, niech współczesna cywilizacja kręci się wciąż wokół reklamy, władzy i pieniędzy. Kapłani Majów będą kontynuowali dzieło ocalenia świata, podszeptując do wojny, wywołując bratobójcze walki i namawiając przywódców wielkich państw do atakowania mniejszych. Niech leje się krew. Niech ludzie przekłuwają sobie najdziwniejsze części ciała, zawieszając kolczyki na sutkach, językach i penisach, spełniając jednocześnie najdawniejszą tradycję Majów i wywołując uśmiech zadowolenia na twarzach Babci Świtu i Serca Raju. Czasem ktoś będzie chwytał za broń i składał w ofierze niewinne dzieci w szkole albo przechodniów na ulicy. Czasem niewytłumaczalna siła będzie zatapiała statki, rozbijała samoloty albo zderzała pociągi – a ich pasażerowie złożeni w ten sposób w ofierze bogom będą przedłużali trwanie naszego świata.
Kapłani Majów od najdawniejszych czasów działają w ukryciu jak najbardziej wytrawni i absolutnie nieuchwytni agenci FBI i CIA. Bardziej bezwzględni niż James Bond, szybsi od pana i pani Smith, skuteczni jak KGB. Są tajemnymi wysłannikami z przeszłości, którzy sumiennie i w milczeniu wypełniają obowiązek dostarczenia bogom ludzkiej krwi, czyli dowodu na nieustające uwielbienie i hołd ich potędze. Dzięki nim ludzkość wciąż istnieje.
To jeszcze jeden współczesny, dotychczas nikomu nieznany kod da Vinci pochodzący wprost z Imperium Majów.
Fragment ksiązki "Blondynka, jaguar i tajemnica Majów" - wyd. National Geographic, maj 2010