Pierwszy raz w Azji - pierwszy raz w Chinach: wyprawa Agi,Jacka i Magdy,
12 kwietnia wylądowalismy w Nanjing,o 11, lotnisko takie sobie, odprawa
szybka, no problem
złapalismy bus do miasta za 20 yuan/1 os,jedziemy, jedziemy tak ze 40
min, przemysłowo, nic ciekawego, autobus miał dojechac do głównego
dworca-końcowy przystanek a tu sorry, kierowca krzyczy i macha rekami że
koniec w środku miasta, gdzie jestesmy tego nie wie nikt, zaraz jakiś
facet podszedł i pokazuje nam ze nas podwiezie, ja mu podstawiam pod nos
kartke z adresem hostelu po chinsku, a on 30 yuan, duuuuużoooo, idziemy
dalej, i po paru krokach podjezdza taxi, facet pokazuje ze liczy z
taksometru,a ja ze niech pokaze banknot, no za 10 y, bierzemy i jedziemy
prosto do hotelu,
lokum fajne, czysto, pokoj 3 os maaaałyyy dla chinczykow, ale my biali damy
rade, pare akrobacji i gitara :-)
dziewczyna z recepcji napisała nam po chinsku info o bilecie który
chcemy kupić z nanjing do taishan, ogarnelismy sie i idziemy w
miasto, podobno dworzec jest blisko
miasto:wiezowce, mnóstwo samochodów, sporo ludzi w
maseczkach-zanieczysczenie powietrza/zarazki? próbujemy sie odnależć w
kierunkach , pytam sie policjanta któredy na dworzec, pokazuje kierunek
,no i turlamy sie, po ok godzinie cos nie gra, na szczeście nazwy ulic po
angielsku i chińsku, zawracamy i chyba juz dobrze idziemy,
Nanjing
przez troche trzymamy sie glównej ulicy gdzie jezdzi metro -to taki
punkt odniesienia, Jacek dostaje skretu szyji od zagladania w boczne
uliczki,ok, zawijamy sie i tu sa prawdziwe Chiny, garkuchnie=kacze
główki, szyje, rapetki, palce lizać :-)
tak sie szwedamy,szwedamy ,rekonesans,trzeba sie odnależć w nowym
otoczeniu
po jakims czasie łapie nas głód,no i ryzyk fizyk idziemy do
garkuchni, pokazujemy na takie koszyczki z pierożkami, dostajemy
zestaw:pierożki, miski z bulionem, sosy, a teraz nauka obsługi
pałeczek, hihihihi, ja mam wprawe, Aga walczy dzielnie, Jacek luzik
maczamy pierogi w zupie a tu nie to nie tak, pani przynosi nam łyżeczki
,a myśmy juz zjedli, pośmiali sie z nas :-)
dotarliśmy na dworzec, w cholere kas i ludzi idę do mundurowego i
pokazuje kartke z tym co chcemy kupic wskazuje kase, dobijamy do okienka
,kobitka czyta , szuka w rezerwacji i znika , przychodzi z nią dziewczyna
mówi po angielsku, ufffff,
w końcu mamy bilety ,145 yuan/1os na hard sleeeper
dziś wyruszamy autobusem do muzeum nanjing(wstęp za free),dalej z
buta na purpurowe wzgórze :świątynia Linggu,mauzoleum Sun Yatsen,udaje
sie nam wejsc jako studenci=na nasze dowody osobiste,czlowiek musi
kombinować
chcemy wrócic do miasta a tu nie wiadomo jak sa numery busów , ale co i
jak na szczescie Jacek ma mapke z hostelu z chińskimi nazwami
miejsc, spoko docieramy do miasta, jestesmy głodni jak fix, dopadamy
pierogarni-pycha sa z czymś zielonym, szpinak?
dogryzam plackiem z ostrym sosem.
od rana pada deszcz bleeee, a tu pociag zaraz po północy,cały dzień przed
nami,zostawiliśmy bagaże w hostelu,zrobiłam rezerwacje na ostatni
nocleg,na powrot.mamy w planie świątynie konfucjusza
ok idziemy w miasto :-)))
wreszcie dopadlam szybki net,jestemy w Beijing!!!od 5 rano!drugi raz jechalismy nocnym pociagiem,czysto schludnie ,posciel jest ,tak to mozna podrozowac,
w miedzy czasie :weszlismy na góre Taishan-3500 schodów,masakra,ja skonczyłam wejscie troche wcześniej,kolana nie dały rady,stopnie dla chińczykow,płytkie jak nasze europejskie stopy :-)))
byliśmy w Qufu -skąd pochodzil Konfucjusz-bardzo nam sie podobalo,
i klasztor Lingyan ,40 km od Taishan ,w fajnych okolicznosciach przyrody :-)
a Pekin?okropne miasto ,niesamowity smog,oczy szczypia,bezsensu,wisi mgło-smog,dzis udalo sie nam wejść do zakazanego miasta(60 yuan/1 os)
hmmm jakoś nie wywarło nas wrazenia ,takiego piorunujacego,fajne ale bez przesady,plac Tiananmen -duży,tonie we mgle
ja znalazlam fajny kosciółek katolicki blisko tego placu,
po długich rozmowach ,dylemacie jechac czy nie jechać na mur chinski,zdecydowalismy sie pojechac,jak to Jacek stwierdzil :trzeba zobaczyc te kupe kamieni,odremontowana i wyrobic sobie zdanie czy warto,wiec jutro rano jedziemy,a pojutrze ciag dalszy zwiedzania pekinu,musimy zrobic sobie przerwe od smogu-to jest ciezkie do porowniania do czegokolwiek ,w Polsce nie ma czegos takiego.
a 21 kwietnia jedziemy do Datong ,uciekamy z Pekinu bo nie ma co tu siedzie ,na prowincje-na 2 dni zobaczymy jaskinie Yungang i wiszacy monastyr.
a co do kulinariów:wedzone tofu ze szczypiorem,ogórek z sosem sojowym i orzechowym.pycha i oczywiscie pierożki :-)
dziś -Pekin cd.-byliśmy w klasztorze chmury- taoistycznym ,najstarszy w chinach-za wyjatkiem tybetu
Pekin - food market
no i jestesmy w Datongu-miasto brzydkie przemyslowe,odbudowuja starówke,bedzie nówka z fabryki,
bylismy w jaskiniach Yungang-kilkanustometrowe rzezby Buddy,freski bardzo mi sie podobalo
okolice Datongu-groty Yungang
a dziś w wiszacym klasztorze-cudenko,budynki przyklejone do pionowej skalnej ściany-rewelacja,poprostu miodzio!!bardzo drogie bilety na pln ok 65,czasami udaje sie nam wejsc jako studenci na nasz dowod osobisty :-))trzeba sobie radzic
okolice Datongu-wiszący monastyr
dzis w nocy turlamy sie do Pingyao, 7godzin w pociagu,juz to przerabialismy
mała zmiana planów odpuszczamy jedno miejsce-Groty Longmen-niewiele z nich zostalo,i trudny dojazd jak sie okazało,z Pingyao,wcześniej zjedziemy do Xian -Armia terakotowa :-)))
jestesmy w Pingyao,starowka wpisana na Unesco,dzieki temu nie zrównali z ziemia i nie postawili szkła i metalu,sa stare hutongi ,dzieciaki w błocie sie taplające,suszy sie pranie,oczywiście sklepy z pierdołami made in china,sympatycznie,mielismy fajny hotel(za 3 os 120 julkow ze 200,ok 60 pln,pokój z łazienka i hot water)
mozna sie posnuć,poszwedac bez pospiechu,
pingyao
pingyao
dziś o północy jedziemy do Xian ,9 godzin w pociagu ,troche pośpimy,czeka na nas armia terakotowa i starówka-z dzielnicą muzułmanska-znacie moja słabosc do islamu :-)) tym razem wydanie chińskie
kupilismy bilety lotniczy xian-guilin-na tarasy ryzowe i rzeka li,zjawiska krasowe za całe 190 pln/1os ,na 28 kwietnia
z jedzonka:omlet ze szczypiorkiem i ostrym sosem,kruche ciastka z czarnuszka
jeszcze nic nie kupuje zeby nie tachać ale mam kilka swoich typow,min.spożywcze :-))),po powrocie troche popichce
Jestesmy od wczoraj w Xian.miasto jak to chinskie miasto:wieżowce,zapylenie kurzem i piaskiem,nic ciekawego,ale jak dotarlismy do muzulmanskiego kwartalu to inny swiat,krete uliczki,kobiety w chustach ,meżczyzni w czapeczkach,baklawa,buleczki z dżemem daktylowym,wyszperalam mały meczet,fajnie
xian-dzielnica muzułmańska
xian-dzielnica muzułmańska w meczecie
dzis bylismy w Armii Terakotowej-duzooooo gliny,no takie ok ,bez przesady,za duzo w telewizji widzialam ,ale jak sie nie pojedzie to sie nie wyrobi zdania,i znowu weszlismy jako studenci 45 zamiast 90 yuan,
armia terakotowa
jutro wstajemy o 5 rano ,bierzemy taxi i na lotnisko,lecimy na poludnie ,do guilin,w lładne okolicznosci przyrody :-)))),tarasy ryzowe,rzeka Li,jaskinie,coraz cieplej,i gitara
odpoczniemy z 6-7 dni,wymyslimy co dalej
polecielismy na południe Chin ,do Guilin,na lotnisku szybko sprawnie,prawie 2 godziny lotu i jestesmy w kompletnie innym klimacie,zielono,,krete rzeki,goraco,tropik,mielismy szybki transport lotnisko -dworzec busowy w guilin-longscheng-pingan=ryzowe tarasy,zaraz po wyjsciu z busa zgarnela nas kobitka ,zeby tylko looknac na jej guesthouse,z plecakami pod gorke,ciezko ,ale sie szlo,domki w wiosce fajne,drewniane,nasz z widokiem na tarasy,suuuupeeeer,potargowalam sie i mamy 2 noce za ok 80 pln za 3 os,niezle,poszlismy na krotki spacer,i spac
tarasy ryżowe-wioska ping`an
tarasy ryżowe
stwierdzilismy ze zrobimy maly trekking do nastepnej wioski Dazhai,ok 4 godziny,nie bylo latwo bo wiele sciezek,ale koniec jezyka za przewodnika,i spoko,przpiekne okolicznosci przyrody :-),zielono,strumyk szemrze,kilka wiosek po drodze,kobity maja fajne stroje amarantowo -czarne
deszczyk nas zlapal-tropikalny,luz,dotarlismy na miejsce,jedzonka i lapiey buasa z powrotem,ale tylko do pewnego momentu bo jedzie dalej a mamy podazamy troche w bok,udalo nam sie zlapac stopa,a w guesthouse niespodzianka 3 dziewczyny z polski,wlasnie przyjechaly z nad rzeki Li,a my tam jutro jedziem,mowia fajnie.siedzimy na tarasie z zielona herbata-i gitara
dziś szybkie sniadanie,ja mleko a Aga i Jacek zroblili jajecznice z chinskich jaj i boczku -suszonego,dlugo beda wspominac,do Yangshuo docieramy ok 14,i szukamy noclegu ,masakra,duzo po zajmowane-Chińczycy tez mają weekend majowy,ceny szok,ale udalo nam sie znalezc hotel 3 noce za 360 julkow=180 pln za 3 os,spoko miescimy sie w budzecie
idziemy w miasto mnostwo turystow,glosno ale ok,dalismy sie namówic na 40 min rejsik po rzece,za 70 julkow /3 os,super,górki porosniete krzakami,czarne kormorany
planujemy rejs 5 godzinny po rzece Li,poszwedac sie po wioskach,,wodne jaskinie,bedziemy tu do 3 maja ,potem nocnym pociagiem z guilin do hengshan
yangshuo
yangshuo
wczoraj bylismy nad rzeka Yulong,ok 10 km od Yangshuo,z kamiennym mostem Smoka,fajne miejsce ,cala okolica,sady pomaranczowe,pola ryzowe,mozna sie poszwedac ,cisza spokoj,nasza wies tylko w wydaniu chinskim
okjolice yangshuo
okolice yangshuo
zaczelismy robic zakupy-Aska mam to co chcialas :-),trzeba sie ostro targowac,mozna zejsc o 2/3 ceny,oczywiscie manewr z wychodzeniem ze sklepu dziala niezawodnie :-)))
a dzis podjechalismy do wioski Yangdi,zeby zalapac sie na splyw rzeka Li do Xingping,ok 25 km,udalo nam sie zalatwic bamboo boat za 200 za 3 os,zaczelismy od 400 :-))
rzeka Li
suuupeeer,mnie sie bardzo podobalo,zielono ,gorki zakrzaczone,wiatr we wlosach ,rewela!!!
jutro zaczyna sie czwarty tydzien naszego wyjazdu,zlecialo,w nocy jedziemy do Hengshan-jedna z pieciu gor pielgrzymkowych ,wazna dla taoistow,a pozniej park narodowy Lushan-trekking
z jedzonka:makaron ryzowy z imbirem,korzeniem lotosu i zielenina z woka,pycha,i pomarancze bardzo dobre chociaz te z Sycylii the best
wreszcie dotarlismy do Hengshan,9 godzin w pociagu,hard seat,twardy fotel,masakra,nie dalo sie pospac,na stacji kolejowej mielismy problem z kupieniem biletow do Nanchang bo tylko byly stojace(6 godzin) i po krotkiej debacie wzielismy,mam nadzieje ze uda sie jakos przetrwac ten przejazd,bo po pociagu czeka nas ok 2 godziny busem do parku narodowego Lushan-zapowiada sie ciezki dzien -6 maj,a w tej miescinie ,jak na chinskie warunki ,jestesmy atrakcja turystyczna,chyba nikt z bialych wczesniej tu nie byl,zalatwilismy sobie hotel dworcowy-najfajniejsze warunki jak do tej pory,za cale 200 yulkow/za 3 os/za 2 noce.ok 100 pln
ale z super info wczoraj przetestowalam z Aga chinski gabinet masazu:tradycyjny na cale cialo i stop a w zasadzie nog w mlecznej kapieli i to byl strzal w 10,rewelacja 2 godziny relaksu,panowie masazysci wiedzieli co robia,polecam ,a przy okazji smieszna kasa ok 50 pln
jutro wspinamy sie na gore Heng shan
gora hengshan?super!!!sporo sciezek,co troche mala swiatynia,rzeczka,wodospad,fajne miejsce,ja spedzialam tam ladnych pare godzin,
hengshan
hengshan
Aga i Jacek odpuscili sobie-co kto lubi
po powrocie z wloczenia sie czekala na mnie niespodzianka-powiedzmy.Jacek i Aga chca jechac z hengshan do nanchang-na ten kawalek mamy bilety stojace a pozniej do szanghaju,wiedzieli ze ja za bardzo nie chce kolejnego miasta(zero klimatu,wiezowce,smog,bleeee) ogladac tym bardziej jak w szanghaju jest expo 2010 czyli dziki szal cial ,nie mam ochoty na dobicie,no wiec rozdzielamy sie,kazdy ma swoj gust,ja chce pojecha do Lushan park narodowy odetchnac przed wylotem
i nastepny dzień ,wskakujemy do busika na stacje kolejowa,oberwanie chmury,zmoklam jak cholera,zmokla kura :-(((.wpadam szybko do przedzialu krotka walka slowna polsko-angielsko-chinska i mam siedzenie,po przyjezdzie do Nanchang lapie taxi na pks i tu przykra niespodzianka juz nic nie jedzie do Lushan,,kupilam bilet za 50 yuan na 7 kwiecien na 8:20, a teraz albo spanie w hotelu albo na dworcu,znalazlam hotel 40 yuan za jedynke z lazienka jakies 5,5 dolca,biore,mialam szczescie ze pomogla mi chinka mowiaca po angielsku,plynnie,poprostu z ulicy spytala can I help you? byla tlumaczem miedzy mna a szefem hoteliku,super!!!
szybki prysznic i do garkuchni za 10 yuan ryz i ze 4 rozne griliwane warzywka,wszystko widac za szyba nic tylko pokazywac paluszkiem co sie chce wciagnac, mniam
Aga z Jackem przyslali sms ze maja bilety do szanghaju na noc za cale jedyne 500 yulkow/1os ,masakra,ale to miasto jest numer jeden w chinach i nie tylko wiec wszystko jest drogie transport i noclegi,pare razy w gore
z rana łapie taxi na dworzec ,czekam na swoj check-in(w Chinach nie zaleznie czy pociag czy autobus najpierw cie przeswietla a pozniej sprawdza bilet ,to jest organizacja) i dostaje butelke wody na droge ,w ramach biletu,fajnie,jedziemy z 2,5 godz,krajobraz sie zmienil,serpertyny,gorki,zielono,jestem na miejscu,i na bus station mowia ze juz nie ma polaczen bezposrednich z Nanjing-szlag mnie troche trafia,moge jechac Lushan-Jiujing-Nanjing,start 7:50
,na 15 sie doturlam ,spoko,mam czas,zreszta reszta ekipy tez tak zjedzie.szukam hostelu z sieci Youth hostel,nowo otwarty i jest,30 julkow za noc 4,5 dolca,w dormie ,super,dla mnie 2 noclegi ,
a miasteczko jak nasza szczawnica,domki z kamienia,,zero smogu i wiezowcow,
lushan-miasteczko
lushan-miasteczko
mnie sie podoba ,kupilam mapke rejonu i jutro z rana z buta na Dragon Cliffs,
ciag dalszy zakupow:czarki maly imbryk,kubki do herbaty-prezenty dla herbaciarzy.:-)))
no to tyle na dzis,wlasnie wcinam swiezego ananasa pycha
ufff wlasnie wrocilam z wloczenia sie po Lushan,pogoda sie troche zepsula,tzn deszczyk sobie pada,ale jest cieplo,zainwestowalam w parasolke-15 yuan i z buta, :-))),szlaki wylozone kamiennymi plytami,wszystko dobrze oznaczone nie mozna sie zgubic tym bardziej ze wokol mnie z 50 Chinczykow a ja jedyna biala i tak troche wyzsza-chyba to smiesznie wygladalo,
wszystko porosnieta lasem sosnowym=piniowym,mgla sie unosi,co troche skalne platformy nieco wysuniete ponad przepasc,super! mimo pogody,doszlam do urwiska smoka
lushan-park narodowy
lushan-park narodowy
,mgliscie widac most podwieszany i kolejke.po drodze chinka mnie zaczepila cos mowi ja nic nie kumam,ide dalej ona zemna,pokazuje na mapce ze tu nie daleko jest stacja kolejki,ok no i wsiadam-30 yuan i jade ale guzik widac,na stacji okazuje sie ze bus do miasteczka jest o 15,za 2 godziny, i kosztuje 65 yuan-zlodziejstwo,w knajpie probowalam sie porozumiec na temat jedzenia ,kelnerka zaprowadzila mnie do kuchni i stanelo na omlecie z pomidorami i ryzu,pomogla mi sie dogadac mloda chinka -niezle mowiaca po angielsku,spytalam sie co z tym biletem na busik,podumala ze gdybym miala specjalna karte to bym pojechala za 20 julkow i zaproponowala mi ze kupi mi bilecik na swoja,spoko ,sa pomocni ludzie,i za 5 min wsiadlam do samochodu,
generalnie te okolicznosci przyrody polecam-baaardzooo :-)))
pieka dobre kruche ciastka z czarnym sezamem=czarnuszka i z bialym
9 maj no to przyjechalam do Nanjing,ostatnie zakupy,pare fajnych rzeczy
wlasnie dowiedzialam sie ze niektore lotniska w europie maja byc pozamykane przez popiol wulkaniczny,monachium juz closed ,ale frankfurt dziala ,wlasnie tu przylatujemy z chin.i dalej do monachium,w razie czego moze bedzie przekierowanie.mam nadzieje ze bedzie ok,naszej rezerwacji nie zmieniono
no ale tak szczerze mowiac do sie dopiero rozkrecilam i pojechalabym dalej ale obowiazki wzywaja :-)) wpadlam w rytm podrózowania
podsumowanie wyjazdu bedzie jak wroce
no to wróciłam, wczoraj (10 maj) tuz przed północa, na szczeście opóżnienia niewielkie, lotniska otwarte
a co do wyjazdu; jechac czy nie jechac do Chin? według mnie JECHAC!!!
ale z dystansem,z nie wygórowanymi oczekiwaniami,polecam kombinacje troche północy :Pekin,okolice Datongu-groty Yungang z Wiszacy monastyrem,Xian z muzułmanska dzielnica i armia terakotowa,troche południa:ryzowe tarasy w Ping`an i Dazhai,rzeka Li,góra Hengshan park narodowy Lushan,czyli zabytki sztampowe-maksymalnie skomercjalizowane i przyroda,po to żeby miec porównanie,generalnie wyszło na PLUS
ten wyjazd był dla mnie takim rozeznaniem w terenie,zeby sie dowiedziec o co chodzi i czym to sie je(jedzenie pycha), napewno wróce do Chin, pewnie w przyszlym roku, zachodnia połowka:Yunnan, Suczuan, wewnetrzna Mongolia , moze Tybet, przyroda to po pierwsze i po drugie, zabytki na dalszym planie,
Magda Pydo