W poprzek Ameryki



Klub Podróżników Śródziemie
poleca

wywiad z Elżbietą Wiejaczką

Elżbieta Wiejaczka, z wykształcenia biolog i filozof, z zamiłowania pasjonatka Afryki, w styczniu postanowiła zasmakować czegoś innego i na blisko miesiąc zmienić kierunek swoich wypraw. Cel? Kolorowy świat. Peru, Chile i Brazylia. Czy warto?

Karolina Gołda: Jak sobie wyobrażałaś kraje Ameryki Południowej?
Elżbieta Wiejaczka: Myślałam, że Peru jest bardziej dzikie. Spędzam dużo czasu w Afryce i wydawało mi się, że tu będzie podobnie. Podświadomie czekałam na zamieszanie, na opóźnienia na lotnisku, brak obsługi komputerowej czy drukowaną listę pasażerów, jak to zdarzało się w Afryce. Byłam pozytywnie zaskoczona, że wszystko tak dobrze funkcjonuje. Infrastruktura turystyczna w miejscach, które widziałam jest dość dobrze przygotowana. Zdaję sobie sprawę, że nie zobaczyłam prawdziwego Peru: nie miałam czasu, żeby zasmakować codziennego życia mieszkańców. Ale to, co widziałam, naprawdę mnie zadziwiło. Tak zwany Trzeci Świat okazał się świetnie zorganizowany.

25 dni, żeby zobaczyć to, co najlepsze. Jak rozgraniczyć to naj, od tego mniej interesującego? Jak dobierałaś te miejsca?
Tak, jak się to robi w turystyce: są pewne miejsca-wizytówki, których nie można pominąć. Zdawałam sobie sprawę, że pewne punkty, z których Peru jest znane, po prostu trzeba obejrzeć, żeby móc potem powiedzieć: „Byłam tam", np. Machu Picchu czy jeziora Titicaca. Zależało nam, żeby w miarę możliwości poznać kontynent poprzez różne jego aspekty, dlatego w naszej podróży było trochę gór, dżungla, kawałek pustyni, wodospady, no i kilka miejscowości, głównie tych większych.

Zabrakło czasu na coś, co miałaś zaplanowane?
Udało się zrealizować wszystko z wyjątkiem raftingu, który nie był możliwy ze względu na wysoki poziom wody w rzekach oraz wycieczek na pustynię Atakama, gdzie akurat była powódź!

Czym zachwyca Peru?
Mnie zauroczyła dżungla.

Dlaczego?
Dlatego, że jest piękna i że było tam mało ludzi. W lodgy w środku lasu amazońskiego byliśmy jedynymi przyjezdnymi, dlatego miałam poczucie, że to jest mój najprawdziwszy kontakt z krajem. Kiedy podróżuję sama, staram się być w jednym miejscu dłużej, zobaczyć jak żyją miejscowi, poczuć atmosferę. We wszystkich innych miejscach było bardzo dużo turystów, więc nie mogłam naprawdę dotknąć kraju.

Zadziwiło Cię to, że ludzie nie mają takich rzeczy jak my, a jednak umieją sobie radzić praktycznie w każdej sytuacji?
Takie rzeczy nie są dla mnie już tak bardzo zadziwiające, bo w Afryce widziałam przedziwne wynalazki. Przyglądałam się kiedyś np. mężczyźnie w Kenii, ciągnącemu dwukółkę, która miała z przodu zamontowaną oponę. Zastanawiałam się o co chodzi. Okazało się, że jak zjeżdżał z górki, to opona służyła za hamulec. Albo kiedyś w Etiopii, w hotelowej łazience nie było klamki i jeden z gości zastanawiał się jak ma z niej skorzystać. Pracownik hotelu wziął kawałek tektury, włożył ją między ścianę a drzwi, uderzył w nie i zakrzyknął: „voilà". Dla nich ważne jest to, żeby coś działało, wcale nie musi przy tym dobrze wyglądać. Jest wiele sposobów na życie i na rozwiązywanie problemów. Zawsze budzi się we mnie radość, kiedy widzę, że ludzie znajdują sposób na wszystko i są szczęśliwi, mimo że nie mają tak dużo jak my. W Ameryce Południowej niestety nie miałam okazji podpatrzyć takich sytuacji.

Jakie wrażenie sprawiali ludzie, których tam spotkałaś?
Byli otwarci i dużo bardziej bezpośredni niż w Europie. Ale na to też patrzyłam przez pryzmat doświadczeń z Afryki, w której jest podobnie. Tam właśnie uczyłam się otwartości, korzystałam z tego doświadczenia podczas podróży po Ameryce Południowej.

A gdybyś miała opisać Peru jednym zdaniem?
Nie wiem czy można to zrobić w jednym zdaniu, ale... chcę tam wrócić.

Po kilkunastodniowym pobycie w Peru, przyszedł czas na złapanie kilku oddechów w Chile. I co?
I teraz koniecznie muszę pojechać tam jeszcze raz, ponieważ nie widziałam tego, co było najważniejsze! Nie zobaczyliśmy prawdziwej Atakamy, Doliny Księżycowej ani gejzerów. Niestety trafiliśmy tam podczas powodzi, drogi do wszystkich atrakcji były pozamykane. Ubolewam, ponieważ jestem zakochana w pustyniach.

Skąd wzięła się ta miłość?
Kiedy pierwszy raz miałam styczność z pustynią, miałam wrażenie, że to doświadczenie mnie przerasta. Jechaliśmy przez Saharę: piasek, piasek, piasek, żadnych bodźców. Nie miałam się na czym skupić, wszystkie krajobrazy wydawały mi się jednakowe. Ale już kiedy wracałam tą samą drogą, czułam spokój. Przyglądałam się poszczególnym fragmentom krajobrazu i zauważałam, że kolory i kształty się zmieniają, gdzieniegdzie są wydmy, dalej jest płasko, gdzieś tam jeszcze piach nawiany na asfalt. Wtedy dostrzegłam po raz pierwszy, że to jest piękno, to był początek mojej fascynacji, która trwa do dzisiaj. Dlatego chciałabym zobaczyć Atakamę – suchą, nie podczas powodzi.

Ostatnim punktem Waszej wyprawy była Brazylia. To podobno kraj specyficzny i tajemniczy. Jak myślisz skąd to się bierze?
Myślę, że nie mam prawa osądzać Brazylii ani jego mieszkańców po tak krótkim pobycie. Byliśmy tylko w dwóch miejscach i to zaledwie przez trzy dnia, ponadto w specyficznym czasie – był to okres karnawału, kiedy jest bardzo dużo osób napływowych. Uważam, że Brazylia może być specyficzna i tajemnicza, ponieważ tworzy ją mix kulturowy, mieszkają w niej ludzie ze wszystkich zakątków świata.

Trafiłaś tam w okresie karnawału. To robi wrażenie?
Wspaniałe!

Jak sobie wyobrażałaś karnawał w Rio zanim tam pojechałaś?
Z karnawałem kojarzyły mi się głównie kobiety z pióropuszami, w skąpym odzieniu. Nie zdawałam sobie sprawy, że bierze w nim udział tak wielu mężczyzn i osób starszych, czasami paradują też dzieci, a nawet osoby kalekie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jakie to są ilości osób – jedna szkoła samby może mieć 5 tysięcy uczestników! Przechodzą one grupami, najczęściej po około sto osób: jedni ubrani w przepiękne suknie, następni przebrani za kameleony, kolejni w strojach motyli, za nimi jedzie wspaniała platforma, na której tańczy wiele osób. To wszystko robi ogromne wrażenie.

Kiedy patrzy się na to wszystko z boku, ciało rwie się do tańca?

Pewnie! Atmosfera sprawia, że człowiek wychodzi na ulicę i od razu zaczyna podrygiwać. Kiedy przylecieliśmy do Rio, pierwszego wieczoru mimo zmęczenia poszliśmy do centrum. Podchodzili do nas obcy ludzie, zaczynali tańczyć, nie patrząc skąd jesteśmy, jak wyglądamy. To było niesamowite.

Chciałabyś to jeszcze raz przeżyć?
Chciałabym (uśmiech).

W czasie wyjazdu wydarzyło się coś co zapamiętasz do końca życia?

Tak, ale nie będę się tym dzielić (uśmiech).

Jesteś zakochana w Afryce, więc czy wyjazd do Ameryki Południowej wiązał się z jakimiś porównaniami z Twoim ukochanym kontynentem?
Szczerze – w ogóle nie zastanawiałam się nad wyjazdem do Ameryki Południowej. To była sugestia osób, z którymi pojechałam. Pomyślałam, że może to dobry moment, żeby się trochę zdystansować do Czarnego Lądu i zobaczyć go przez pryzmat innego kontynentu. Wcześniej poruszałam się tylko między Europą a Afryką, nie czułam potrzeby wyjazdu gdzieś indziej. Myśląc, że Ameryka Południowa to Trzeci Świat, nastawiałam się, że będzie tam tak jak w Afryce.

A nie było...
Tak jak już wspominałam – nastawiałam się na chaos, a zastałam porządek. To na pewno ułatwia organizację wyjazdu. Nie chcę przez to powiedzieć, że w tym aspekcie negatywnie odbieram Afrykę, bo przecież jestem w niej zakochana – po prostu tam funkcjonuje się zupełnie inaczej. Kiedy słyszę, że Ameryka Południowa to Trzeci Świat, uśmiecham się w duchu, bo myślę, że nasze wyobrażenie o niej znacznie odbiega od rzeczywistości.

Jak myślisz, dlaczego?
Pokazuje się ludziom to, co chcą zobaczyć i co może ich przyciągnąć. Nie pokazuje się placu w Limie, Arequipie czy Cuzco, bo one wyglądają podobnie jak rynki europejskie. Pokazuje się dżunglę i egzotykę, dlatego kiedy człowiek przyjeżdża na miejsce, jest zaskoczony, że to jest normalny świat. Będąc tam miałam wrażenie, że to druga Europa.

Warto tam jechać?
Na pewno. Zawsze warto podróżować, bo to bardzo dużo uczy.

Czyli ten wyjazd czegoś Cię nauczył?
Nauczyłam się, żeby być czujną. Jestem bardzo ufna, wychodzę z założenia, że człowiek jest dobry, ale jednocześnie uważam, że należy mieć oczy i uszy otwarte, by nie dać się zwieść. Nawet w sytuacjach, w których wszystko idzie dobrze, trzeba do końca zachować czujność. Często jednak trafia się na ludzi podobnych do siebie, więc jeśli będziemy bezpośredni i przyjacielsko nastawieni do innych, to i oni się tym odwzajemnią. Warto być otwartym, warto ufać, podróżować i wierzyć w to, że wszystko dobrze się potoczy, bo wtedy naprawdę zaczyna to w taki sposób działać...

 

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]