POLSKI GRZEBIEŃ - praca konkursowa

 POLSKI GRZEBIEŃ

Anna Prościńska

Słyszę dzwoniący budzik i wyciągam rękę by go wyłączyć. Jest czwarta nad ranem. Pobudka! Przecieram zaspane oczy i wyłaniam się spod ciepłej pościeli. Otwieram okno i patrzę. Tatry są! Widać je pięknie, choć nocne lenistwo jeszcze tli się dookoła w postaci niewielkiej pierzynki nad Giewontem, który kurzy faję. Światełko na Kasprowym już przyblakło, znak, że zaczyna się nowy dzień. Nagle przeszedł mnie dreszcz. Zimno jest na dworze, pomimo tego, że sierpień, że lato. Ale to są góry. Mieszkam na wysokości 820 m npm i to normalne, że rano jest tu rześko. Nie ma nawet dziesięciu stopni , chociaż w dzień będzie zapewne koło dwudziestu pięciu a na dworze termometr-zgrywus pokazuje minus siedem. Tak już ma…
Za oknem, u sąsiadów biały kundelek zaczyna swą serenadę. Zaczyna wyć jak wilk jak słyszy gdzieś hen daleko karetkę, choć dla ucha człowieka jest ona jeszcze niesłyszalna. Idę do łazienki, potem ubieram górskie buty, gruby czerwony polar, chustkę góralską z okularami na głowę i ruszam. Paweł już czeka przed domem w aucie. Widać tylko przez otwarte drzwi jego przyjazną, uśmiechniętą twarz. Słychać kłapnięcie drzwi i już silnik mruczy swą kołysankę, kołysankę do nowej przygody, która w tej chwili właśnie rozpoczyna się. Celem jej jest dzisiaj Polski Grzebień – Przełęcz w Tatrach Wysokich na Słowacji. Samochód toczy się bezszelestnie w górską ciszę, za oknem trwa jeszcze walka pomiędzy cieniem a słońcem, między dniem a nocą. Góry zacienione wyglądają groźnie, jednak gdy tylko słońce chwyci je w swe ramiona, od razu rumienią się i błyszczą złotem aż ich blask odbija się w naszych oczach i one również płoną z zachwytu w barwach wschodzącego słońca.
Przejeżdżamy przez Tatrzańską Łomnicę i Stary Smokowiec by zatrzymać się w Tatrzańskiej Polance, gdzie w prawo prowadzi wąska asfaltowa dróżka na parking do początku szlaku. Samochód więc wtacza się powoli w tę ścieżynę i po chwili dojeżdża do szlabanu gdzie można zacumować naszą kapsułę czasu – kapsułę czasu, gdyż teraz oto wchodzimy w inną przestrzeń – tatrzańską – to tak jakby naprawdę przenieść się w czasie będąc w górach, zwłaszcza po słowackiej stronie, gdzie cisza i spokój. Turystów mijamy bardzo niewielu, bo w ilości palców u rąk…
Szybko dochodzimy równą wstążką asfaltu pomiędzy drzewami i trawami do schroniska a właściwie hotelu górskiego Śląski Dom.

 

1a

1b

 

Jego prostokątna bryła gra imponującą muzykę Tatr na swych akordeonowych, brązowych żebrach. Nad nim wystaje sina głowa Gerlacha a po przeciwnej stronie cała grań Granatów Wielickich, w dole zaś błyszczy podłużne oko Wielickiego Stawu, do którego spływa Siklawą potok ze stawów wyżej położonych. Tym razem Gerlach pali faję, a białe jęzory chmur sięgają najwyższej tatrzańskiej głowy.

Stąd idziemy prawą stroną stawu - mieniącego się tysiącem barw w odcieniach niezliczonych kolorów nieba i siności skał, gdzie z pozoru ponure góry odbijają się uroczo w tafli wody, niczym w najpiękniejszym lustrze – do szlaku prowadzącego na próg skalny, skąd dostajemy się do Wielickiego Ogrodu. Skały tutaj czasem płaczą a ich łzy spadają nam na głowę, przechodząc pod Mokrą Wantą, zaś powbijane haki świadczą o tym, że bywają tu wspinacze. Stajemy na progu wodospadu a oczom ukazują się najpierw piękne kozice zerkające niesfornie w naszą stronę. Całe to stado zgromadzone dookoła oddaje się miłemu leniuchowaniu, tylko niektóre skubią smaczną trawę, której w tym ogrodzie jest dostatek a kolejne po drugiej stronie strumyka schodzą spod Gerlacha. Jest niesamowite to, że są one tak blisko, że można dosłownie spojrzeć w ich piękne, brązowe, mądre oczy.

2 1

Wszędzie tu pełno zieleni, kwiatów i ziół a ich zapach roznosi się dookoła wraz z delikatnym powiewem wiatru i przyciąga niezliczoną ilość pięknych owadów. Motyl dopiero siadł mi na ramieniu… Ptaki również rozpoczęły swój koncert, do których dołączyły świstaki ze swoimi gwizdami. Normalnie czuję się jak w raju. No i Gerlach teraz jeszcze bliżej. Stąd taternicy rozpoczynają wspinaczkę na jego szczyt. Staw Wielicki z góry wygląda jak kałuża a Śląski Dom jak pudełeczko zapałek.

 

3 1

Idziemy kamienną ścieżyną, zielonym szlakiem przez piękny Ogród Wielicki. Pachnie łąką i latem a sine, groźne skały dodają uroku. Na wysokości 1939 m npm mijamy kolejny staw o nazwie Długi Staw. Jest pięknie położony w dolince, przytulony do Gerlacha, gdzie zalęgają wieczne śniegi. W pewnym momencie po prawej stronie widać kozicę. Dumnie stoi na brzegu skały na tle nieba. Po chwili podchodzi do niej koźlątko i zaczyna ssać mleko. Przepiękna scena.

 

4 1

5 1

6 1

 

Po około dwóch godzinach dochodzimy do ostatniej „prostej” – czyli najtrudniejszego etapu naszej wędrówki na Polski Grzebień. Do stromego podejścia, dużej ekspozycji i łańcuchów. Jest kilka miejsc gdzie strach było nawet patrzeć a co dopiero tamtędy przejść. Odcinek ten na szczęście nie jest długi i już po kilkunastu minutach wciągania się i podpychania w górę przez kolegę, wśród sinoniebieskich skał i wielkich głazów, dochodzimy do naszego celu!

7 1

8 1


Przełęcz Polski Grzebień położona jest na wysokości 2200 m npm i otoczona nieziemskim krajobrazem. Staję obok uroczego, drewnianego słupka – drogowskazu, a raczej wielkiego drzewa z poprzycinanymi konarami i obdartego z kory. Na nim wiszą żółte tabliczki ale najważniejsza dla nas jest ta, z napisem wskazującym, że właśnie jesteśmy TUTAJ i patrzymy na Gerlach, Jaworowy Szczyt, Wielicki Szczyt, Przełęcz Rohatka czy Małą Wysoką. Niebieski jak letnie niebo Zmarzły Staw, mruga w naszą stronę z doliny po drugiej stronie przełęczy, gdzie niebieski szlak przez Litworową Dolinę i kolejne stawy prowadzi do Doliny Białej Wody i ostatecznie do Łysej Polany. Jest on o wiele dłuższy. Siedzimy wpatrzeni w całe to piękno i nagle czujemy jak zaczepia nas Mała Wysoka i zaprasza na swój szczyt, na który jest jeszcze godzinka wspinaczki i który znajduje się na wysokości 2429 m npm. Stratusy jednak usilnie go zasłaniają więc rezygnujemy z dalszej wędrówki. Przepraszamy go pięknie i obiecujemy poprawę następnym razem. Teraz zaś postanawiamy posiedzieć w tym skalno- niebiańskim krajobrazie, zjeść pajdę chleba, która na tej wysokości i w tych warunkach smakuje niesamowicie i patrzeć, patrzeć, patrzeć…

 

9 1

10 1

11

12

 


Trzeba jednak kiedyś niestety zejść a schodząc mijamy po raz kolejny mnóstwo kozic i świstaka – pięknego brązowego futrzaka, który siedząc na skale, ostrzega kumpli głośnymi gwizdami przed niebezpieczeństwem. Dzień już chyli się ku wieczorowi, więc i my na czas schodzimy do naszej kapsuły czasu i znów przenosimy się w czasoprzestrzeni do teraźniejszości i razem ze Słońcem przytulamy od razu twarz
do poduszki…

(15 sierpnia 2017r.)

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]