Szwecja w jeden dzień czyli Karlskrona naszymi oczami
Iwona Zielińska-Buta
Jestem właśnie w trakcie urlopu, 9 dni na wyjeździe już za mną (co oczywiście nie oznacza , że mam czas :-) ale podobno na twarzy jestem wypoczęta ... ha, ha, ha)
Część urlopu spędziliśmy na północy Polski tj. Kaszuby, Gdańsk i przez chwilę Szwecja ... i o niej właśnie będzie słów kilka Wypłynęliśmy promem o 21.00 . Kiedy tylko weszliśmy na pokład słoneczny spojrzałam na szalupy ratunkowe, pojemniki z kamizelkami i od razu pomyślałam ... Tittanic ..... i żeby tylko w razie co miejsc w szalupach starczyło, i żebyśmy tylko szczęście mieli , bo zdrowie na razie mamy ... potem sprawdziłam czy głowa Marcyśki nie zmieści się między szczebelkami okalających pokład balustrad ... uff, nie zmieści się ... no i wyluzowałam się i wtedy już mogłam podziwiać widoki pozostającej w tyle Gdyni ... oczywiście z moim lękiem wysokości w tle (to było XI piętro) Na promie całkiem fajnie, choć nie mogę powiedzieć żeby tanio ... może dla Szwedów, sądząc po ilości kupowanego przez nich alkoholu. Z proponowanych atrakcji byliśmy na ... Mini Disco :-) no bo cóż poszaleją rodzice z małym dzieckiem ... ale takich jak my było całkiem dużo Kabinę mieliśmy z oknem, łazienką ... bardzo przytulną. Tylko to wstawanie ... trzeba było ją opuścić chwilę po 6.00 rano. Moja Marcysia pije wieczorem kaszę mannę a mój patent na nią był taki ... na wieczór w termosie, na rano w termotorbie z wkładem chłodzącym, w "wieczorny" termos gorącej wody z kranu (był prawie wrzątek), w to butelkę z kaszą i po takim podgrzewaniu była cieplutka :-) Dziecko obudzone więc na kawkę i podziwiać szwedzkie wybrzeże
Z terminala autobusem nr 6 do centrum Karlskrona ok. 30 min - 20 sek bilet dla jednej osoby.
Po wyjściu z autobusu (wysiada się przy skwerze obok Mc Donaldsa) poszliśmy do kawiarni Cafe TreG na tradycyjną kawę i cynamonowe bułeczki a Marcysia - fanka arbuzów, na miseczkę tegoż owocu - ok. 130 sek całość.
Dalsze kroki skierowaliśmy do biura informacji turystycznej , żeby wypożyczyć rowery (tak nam powiedziano na promie) co okazało się nie prawdą ale przynajmniej dokładną mapkę dostaliśmy i info gdzie po te rowery. Bo niestety oficjalny przewodnik z promu niewiele wniósł w nasze życie :-)
Mapka poniżej ... zaznaczyłam krzyżykiem w kółku gdzie po rowery ;-)
Wypożyczalnia znajduje się blisko rynku głównego, przy ulicy Hantverkareg, na tyłach sklepu sportowego.czynna od 10.00 Obsługa bardzo miła, nie wymaga okazywania dokumentu tożsamości a jedynie wpisania swoich danych i nr telefonu.
Koszt wynajęcia roweru na cały dzień to 100 sek. Bez problemu tez mogliśmy zostawić sobie w wypożyczalni jeden plecak (na promie nie , bo wracaliśmy drugim promem) Wypożyczenie rowerów to był świetny pomysł, bo zwiedzanie Karlskrona pieszo to moim zdaniem porażka - miasto jest rozległe i obfituje we wzniesienia a opisane w przewodniku atrakcje są mocno od siebie oddalone.
Podczas jazdy na rowerach spotykaliśmy utrudzonych pasażerów z naszego promu , którzy "modlili się" żeby ten dzień już się skończył.
Jeździliśmy sobie tak do 14.00, zwiedzając to co napotkaliśmy czyli ... place zabaw , które mnie urzekły z miękkim podłożem , wyścielone korkiem lub ścinkami drewna , które wprost zachęcało do zdjęcia butów ... co nasze dziecko robiło ekspresowo :-) z fantastycznymi "sprzętami"
Targ rybny ze słynna "Rybaczką"
i dalej brzegiem do campingu Dragso podziwiając po drodze piękne miejsca jak osiedle domków drewnianych Bjorkholmen
a na Dragso wykapaliśmy się , zjedliśmy świetne lody i pobawiliśmy się na polu do mini golfa
i na obiad ....
zjedliśmy w restauracji Castello przy głównym rynku - łosoś z ziemniakami i surówką (mniam, mniam polecam). Za dwie porcje z piciem zapłaciliśmy 190 sek. (zdjęć nie ma :-)
a potem dalej rowerami
finałem były zakupy ... w Lidlu m.in. (prosty dojazd nadbrzeżem od targu rybnego ok. 10 min.)
Lubię zwiedzać Lidle w różnych krajach ;-)
kupiliśmy m.in. kawę Zoega (smaczna, czytałam wcześniej w internecie i to prawda), deser Soppa - coś jak sok przecierowy , nasz z owocu dzikiej róży i z borówek, chlebek, który zdaje się nazywa się polarny , w każdym razie bardzo smaczny i długo świeży - na zdjęciu poniżej
no i jeszcze gofrownice ze zwierzątkami :-)
gofry już robimy ... :-)
Żeby tradycji stało się zadość chcieliśmy tez konika Dala ... w Lidlu nie było :-)
cena tej najczęściej drewnian j pamiątki wahała się od 340 sek do 600 sek (zależnie od rozmiaru konika ... co też nie było współmierne do ceny :-)
W sumie kupiliśmy ... magnes na lodówkę :-)za 70 sek