Sycylia – w poszukiwaniu mafii i … Targa Florio
Wojciech Matz
Z Warszawy ruszamy 17 kwietnia i po szybkiej przesiadce w Rzymie, lądujemy na lotnisku Punta Raisi pod Palermo. Niezwłocznie odbieramy zarezerwowany przez internet samochód i ruszamy w kierunku stolicy wyspy, ponieważ chcemy zameldować się w hostelu jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Niestety nasze plany biorą w łeb, w mieście odbywają się koncerty, festyny i inne wydarzenia, które skutecznie utrudniają nam dotarcie do celu. Samochodowa nawigacja wariuje i nie pozostaje nam nic innego, jak szukanie hostelu tradycyjnymi metodami. Ostatecznie klucze od naszego pokoju odbieramy około 21. Krótki spacer po okolicy, pierwsze lokalne piwo w miejscowym pubie i idziemy spać, bo najbliższy tydzień będzie dla nas bardzo intensywny. Czeka nas przecież emocjonująca podróż po perle Morza Śródziemnego – Sycylii.
Port w Palermo
Rano ruszamy na zwiedzanie niezwykle malowniczego, zatłoczonego i głośnego miasta. Pierwsze wrazenie jest takie, że miasto żyje bardzo intensywnie. Wszędzie jeżdżą samochody, skutery, autobusy. Wszędzie gwar, zgiełk i tumult.Wszyscy się gdzieś spieszą, ale inaczej niż w Polsce – tu wszystko odbywa się z uśmiechem na ustach, bez niepotrzebnych nerwów i agresji. Czas nas goni, więc zmuszeni jesteśmy skupić się na żelaznych punktach palermiańskiego programu, takich jak Palazzo dei Normanni, Cattedrale di Palermo, cudowny Piazza Vigliena, kościół San Cataldo, czy kościół San Giovanni degli Eremiti. Niestety na więcej nie możemy sobie pozwolić, musimy ruszać dalej.
Porta Felice (Palermo)
Pierwszy przystanek robimy tuż pod miastem, w Monreale. Znajduje się tu przepiękna katedra Santa Maria Nuova, naszym celem jest jednak nie tylko zwiedzanie, ale drugie śniadanie. Jemy tu prawdziwe, sycylijskie cannoli. Tak, to te same podłużne ciastka nadziewane serkiem riccota, które zyskały sławę wśród fanów „Ojca Chrzestnego”, w którym padły słynne słowa „leave the gun, take the cannoli”. Po zaspokojeniu głodu ruszamy w dalszą drogę szlakiem sycylijskiej mafii – kolejny przystanek to słynne Corleone. To od nazwy tego 12-tysięcznego miasteczka nazwisko przyjął tytułowy bohater książki i filmu „Ojciec Chrzestny”, Vito Corleone.
Corleone
Jednak historia opisana w dziele Mario Puzo to tylko romantyczna fikcja literacka, prawda jest dużo bardziej przerażająca. Corleone to miejsce urodzenia niesławnego Salvatore „Toto” Riiny, bossa Cosa Nostry, który dorobił się nie bez przyczyny przydomka „Bestia”... Miejscowość nie jest szczególnie ciekawa, dlatego po krótkim spacerze ruszamy dalej, do miasta o nazwie Lercara Friddi. Ta niewielka miejscowość rzadko pojawia się w przewodnikach turystycznych nie bez przyczyny – jest raczej nieciekawa i nie obfituje w zabytkową, klasyczną architekturę. Dla nas ciekawa jest z konkretnego powodu – to tu 24 listopada 1897 roku przyszedł na świat jeden z najpotężniejszych bossów świata przestępczego Stanów Zjednoczonych
Ameryki – Charles „Lucky” Lucciano, a właściwie Salvatore Lucania. Jest to postać o tyle ciekawa, że jego rozległe, nie zawsze legalne wpływy, dostrzegł i docenił rząd USA. Był rok 1943, trwała II wojna światowa, alianci szykowali się do zdobycia Sycylii i właśnie wtedy pomoc Luciano okazała się niezbędna. Dzięki jego wstawiennictwu u lokalnych sycylijskich bossów wojska amerykańskie napotykały bardzo słaby opór, dzięki czemu Operacja Husky zakończyła się pełnym sukcesem, ale to już zupełnie inna historia...
W drodze do Agrigento
Pierwszy dzień podróży po tej jednej z najpiękniejszych wysp Morza Śródziemnego kończymy w Agrigento. Stąd już tylko rzut kamieniem do naszego kolejnego celu, czyli Valle dei Templi (Dolina Świątyń). Za zwiedzanie zabieramy się następnego dnia rano. Zostawiamy naszego Volkswagena na parkingu i ruszamy na podbój starożytnych ruin. Najlepiej zachowana, a co za tym idzie najbardziej imponująca jest Tempio della Concordia. Ta powstała w V w. p.n.e. świątynia grecka zbudowana została na planie prostokąta o wymiarach 42 metry na 20 metrów. Co ciekawe budowla w 597 r.n.e. została zmieniona w chrześcijańską bazylikę San Gregorio delle Rape i dopiero w XVIII wieku przywrócono świątyni pierwotną formę.
W dalszej kolejności zwiedzamy ruiny Tempio di Giunone, Tempio di Ercole czy Tempio di Giove – wszystkie bardzo wiekowe i niestety czas równie mocno zniszczone. Nie miały tyle szczęścia, co Świątynia Concordii.
Świątynia Concordii pod Agrigento
Po południu ruszamy w dalszą drogę i obieramy kierunek na Caltagirone. Miasto wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO, dlatego uznajemy, że warto je odwiedzić, choć musimy zboczyć z trasy. Po wspaniałej jeździe górskimi serpentynami docieramy do pięknego, położonego na trzech wzgórzach miasta, słynącego z wyrobu ceramiki artystycznej. Wiele tutejszych budynków udekorowanych jest glinianymi ozdobami, w tym słynne, długie schody La Scalinata di Santa Maria del Monte di Caltagiro, wyłożone pięknymi, różnobarwnymi płytkami. Warto pokonać wszystkie 142 stopnie, wykonane z lawy wulkanicznej, by dotrzeć do znajdującego się na górze Kościoła pw. Świętej Marii z Gór, skąd rozpościera się wspaniały widok na całą okolicę.
Syrakuzy
Czas nas goni, opuszczamy więc piękne Caltagirone i ruszamy do miejsca naszego dzisiejszego noclegu – Syrakuz. Nasze lokum, zlokalizowane tuż przy historycznej części miasta, daje nam duży komfort zwiedzania, ale najpierw trzeba tam dojechać. Jazda samochodem po Sycylii potrafi być męcząca – znaki drogowe traktowane są jedynie jako wskazówki, zakazy parkowania to tylko drobne sugestie, a klakson służy miejscowym kierowcom do pozdrawiania znajomych. Jednak w tej drogowej anarchii jest coś pociągającego i wstyd się przyznać, ale już po dwóch dniach zachowywałem się na drodze dokładnie tak, jak Sycylijczycy. To bardzo pomaga nam dotrzeć do hotelu. Gdybyśmy kilka razy nie pojechali „pod prąd”, pewnie do teraz błąkalibyśmy się po wąskich uliczkach tego zabytkowego miasta, z którym nie radzi sobie nawet najlepsza nawigacja samochodowa Jeśli chodzi o zwiedzanie, to zacząć należy od wyspy Ortygii, na której znajduje się stare miasto. Dostajemy się tam jednym z dwóch mostów, które przecinają wąski pas morza, oddzielający Ortygię od Sycylii. To, co zastajemy na miejscu z pewnością oczaruje każdego – fantastyczne wąskie uliczki, greckie ruiny, gotyckie pałace, barokowe kamienice i piękne, monumentalne kościoły, w tym Duomo di Siracusa. Wszystko to robi niesamowite wrażenie. Zwiedzamy Plac Archimedesa z Fontanną Diany, Opactwo św. Łucji kryjące we wnętrzu obraz „Pogrzeb Łucji” autorstwa Caravaggio, spacerujemy Foro Vittorio Emanuele II aż do Zamku Maniace. Miasto zachwyca swą urodą, ale czas nas goni, dlatego kilka godzin poświęcamy na zwiedzanie Parku Archeologicznego Neapolis, który kryje m.in. ruiny rzymskiego amfiteatru, całkiem dobrze zachowany teatr grecki oraz jaskinię zwaną Uchem Djonizjusza.
Park Archeologiczny Neapolis
Jeszcze tylko ostatnie zakupy, powrót do samochodu i ruszamy w dalszą drogę. Najbliższy postój – Taormina! A tak naprawdę to przedmieścia Taorminy o nazwie Giardini Naxos. Tu zatrzymujemy się na dwa dni, bowiem właśnie osiągnęliśmy jeden z podstawowych celów naszego przyjazdu na Sycylię – start Targa Florio! 21 kwietnia rusza wyścig samochodów zabytkowych, który przejedzie przez Sycylię już po raz sto pierwszy. W latach 1906-1977 roku na drogach Sycylii rozgrywała się najprawdziwsza walka o ułamki sekund między kierowcami takich wspaniałych maszyn jak Maserati 6CM, Porsche 908/3, Alfa Romeo 8C, Ferrari 166MM, Mercedes-Benz 300 SLR czy Lancia Stratos Turbo. Dziś kontynuacją tamtych zmagań jest
rajd samochodowy będący rundą Rajdowych Mistrzostw Włoch, odbywający się w górach Parco delle Madonie oraz towarzyski przejazd kawalkady samochodów zabytkowych, który startuje w Taorminie. I to właśnie ten klasyczny „odłam” Targa Florio jest naszym celem. Po zameldowaniu w hotelu jedziemy do miasta, znajdującego się na wysokiej skale, górującej nad Morzem Jońskim. Dostanie się tam samochodem wcale nie jest takie proste, nasz małolitrażowy VW Polo ledwo radzi sobie ze stromymi podjazdami. Ostatecznie udaje nam się dotrzeć na kilkupoziomowy parking, z którego do miasta dojeżdżamy … windą. Taormina jest cudownie położona. Z jednej strony góry Sycylii i Etna, z drugiej morze, Cieśnina Mesyńska, a przy dobrej widoczności także góry Kalabrii. Zwiedzanie zaczynamy od głównej arterii – Corso Umberto. Ulica ciągnie się przez całą długość starej części miasta i jest rzecz jasna wyłączona w ruchu kołowego. No właśnie, ale czy na pewno? Teoretycznie nie można po niej jeździć, ale Włosi kochają piękne auta i dla uczestników Targa Florio zrobiono wyjątek. Dzięki temu turyści, odwiedzający rankiem tego dnia Piazza Duomo i Katedrę San Nicolo mieli okazję podziwiać wolne, defiladowe przejazdy takich wspaniałych aut jak Tatra TF z 1925 roku, Bugatti T40, Porsche 356 Pre A, Simca 8 Sport, Fiat Giannini 750 Sport, Alfa Romeo Giulietta SZ, Ermini 1100 Sport Motto i wiele, wiele innych cudownych, pięknych, zjawiskowych pojazdów.
Targa Florio (Taormina)
Piazza Duomo w Taorminie
W Taorminie żelaznym punktem programu jest zwiedzanie teatru greckiego, z którego rozciąga się wspaniały widok na wyspę, a jeśli pogoda jest łaskawa, to można stąd dojrzeć szczyt Etny. Prócz tego spacerujemy po zabytkowych uliczkach, wchodzimy w wąskie zaułki i w każdy zakamarek tego pachnącego historią miasta. Cały dzień zwiedzania Taorminy to jednak dla nas za mało. Schodzimy ze wzniesienia na morski brzeg, skąd już tylko rzut kamieniem na wyspę o dźwięcznej nazwie Isola Bella. To zdecydowanie perła Morza Jońskiego i jeśli się jej nie odwiedzi, to wizyta w Taorminie jest niepełna. Wysepka do niedawna pozostawała w prywatnych rękach i była… domem pewnej brytyjskiej rodziny. Fantazyjnie poprowadzone korytarze, pomieszczenia wyglądające, jakby wykute w skale, basen, bujna, egzotyczna roślinność i wąska, piaszczysta grobla, prowadząca na wyspę sprawiają, że Isola Bella robi niesamowite wrażenie. Następnego dnia opuszczamy piękną Taorminę i ruszamy do Cefalu. Żeby jednak nie było zbyt łatwo, decydujemy się omijać autostrady i utarte szlaki – ruszamy drogą przez góry. Kręta nitka asfaltu pnie się coraz wyżej i wyżej, prowadzi nas przez opustoszałe miasteczka, ruchu turystycznego właściwie tu nie ma. Tak, to jest ta najciekawsza, pusta Sycylia, kraina małych osad ludzkich, gdzie życie jest ciężkie, ale niezbyt spieszne. Surowe góry, oszczędna roślinność, pola ogrodzone kamiennymi murkami. Jest cudownie! Tuż przed miejscowością Petralia Sottana spotykamy zmierzającą w przeciwnym kierunku kawalkadę aut, uczestniczących w Targa Florio. Lepiej nie mogliśmy trafić
W drodze do Cefalu
Chwilę później zjeżdżamy z drogi krajowej i lokalną szosą przejeżdżamy przez sam środek dzikiego i bezludnego rezerwatu Parco delle Madonie. Choć na wybrzeżu jest już ciepło jak latem w Polsce, to tu, na wysokości 1300 m. n. p. m. temperatura spada do 1-2 stopni C, a na poboczach jeszcze leży jśnieg. Ale mimo chłodu czujemy się tu cudownie, mamy wrażenie, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żywej duszy, jesteśmy tylko my i piękna, niczym niezmącona natura.
Parco delle Madonie
Jadąc w kierunku wybrzeża Morza Tyrreńskiego zbaczamy do miejscowości Collesano, gdzie mieści się Muzeum Targa Florio. Oglądamy tu kombinezony, kaski, wyposażenie samochodów, medale, zdjęcia i wiele innych pamiątek po tym tak bardzo kochanym na Sycylii wyścigu. Tu też dociera do nas bardzo smutna wiadomość o wypadku, jaki zdarzył się na trasie rajdu. Na trzecim odcinku specjalnym Rally Targa Florio zginęły dwie osoby, a impreza została odwołana. Targa Florio to ważne wydarzenie dla mieszkańców wyspy, widać, ze ta tragedia nimi wstrząsnęła.
Collesano
Do Cefalu docieramy wczesnym popołudniem i od razu zabieramy się za zwiedzanie. Punkty obowiązkowe to jedna z najważniejszych sycylijskich katedr znajdująca się oczywiście przy Piazza Duomo. Prócz tego warto odwiedzić Piazza Marina nad samym morzem, pospacerować klimatycznymi wąskimi uliczkami i oczywiście wdrapać się na górującą nad miastem skałę o dźwięcznej nazwie La Rocca.
Cefalu
Następnego dnia ruszamy do Termini Imerese, gdzie mieści się kolejne muzeum poświęcone sycylijskiemu wyścigowi – Museo del motorismo Siciliano e della Targa Florio. Szybko zaprzyjaźniamy się z jego właścicielem, Pana Nuccio Salemi, który miał okazję uczestniczyć w wyścigu i opowiada nam wspaniałe historie o tradycji ścigania się po krętych, sycylijskich drogach. Oglądamy plakaty, kombinezony, pamiątki oraz piękne i bardzo rzadkie auta, które wiele lat temu brały udział w Targa Florio – Paganucci-BMW, Lancia Fulvia HF Barchetta, Alfa Romeo Tipo 33/3 i inne śliczne okazy.
Lancia Fulvia HF Barchetta w Museo del motorismo Siciliano e della Targa Florio
Po wylewnym pożegnaniu z Nuccio ruszamy jeszcze na ostatnie zakupy do Palermo, a potem na lotnisko, by z żalem oddać do wypożyczalni samochód, który przez ostatni tydzień stał się naszym przyjacielem. Do Polski wracamy dopiero następnego dnia rano, dlatego na ostatni nocleg wybieramy miejscowość położoną najbliżej Punta Raisi, czyli Terrasini. To małe, spokojne miasteczko wolne jest od rzeszy turystów, znanych z Taorminy, Syrakuz, czy Cefalu. Dzięki temu można poczuć tu klimat prawdziwej Sycylii, na której żyje się powoli, po cichu, spokojnie. To idealne miejsce na ostatnią noc na Sycylii.
Terrasini
To niestety koniec naszej wyspiarskiej przygody. Szukaliśmy mafii i wyścigów samochodowych. Czy znaleźliśmy? Tak, ale nie tylko tym oczarowała nas na Sycylia...