LITWA Mierzeja Kurońska
Grzegorz Rosa
Mierzeja Kurońska leżała w naszych planach od dobrych 3...4 lat. Zawsze jednak wyskakiwały jakieś okoliczności, które uniemożliwiały nam wyjazd na półwysep. Ale w końcu się udało. Mierzeja przyciągała nas nie tylko zdjęciami przepięknych wydm, które oglądaliśmy w necie i nie tylko zachęcającymi do odwiedzenia uroczej Nidy opisami, które czytaliśmy. Oboje z Elą, to moja żona oprócz wędrówek lubimy również trochę popedałować, a półwysep Mierzei z uwagi na dobrze przygotowane ścieżki rowerowe na całej jego długości to świetne miejsce na rowerowy trekking. To właśnie możliwość zwiedzania Mierzei Kurońskiej na rowerze przyciągała nas jak magnes.
Przed wyjazdem na Litwę mieliśmy już za sobą wspaniałe wakacje na Sardynii, interesujący pobyt w Austrii i górskie wędrówki w Czechach. Mierzeja miała być małym dopełnieniem naszych wiosenno-letnich wypadów. Tymczasem to wspaniałe miejsce rozbroiło nas swoim urokiem na części. Ogromne, dzikie wydmy, cisza, zapach prawdziwego morza, bardzo czyste tereny, przepyszne ryby sprzedawane przez żony rybaków w małych budkach, śliczna, kolorowa Nida, piękne... ech dużo by wymieniać. Jesteśmy pewni, że każdy kto się tam wybierze, na dodatek z rowerem nie pożałuje.
Założymy się, że nie wszyscy słyszeli o Mierzei Kurońskiej, dlatego na początku przedstawimy to piękne miejsce. Mierzeja Kurońska to wąski półwysep oddzielający Zalew Kuroński od Morza Bałtyckiego. Będąc na Litwie można dostać się na niego z Kłajpedy przeprawą promową lub łodziami kursującymi z przeciwległego brzegu Mierzei. Na półwysep można oczywiście wjechać lądem, jednak można to zrobić tylko z terytorium Rosji. Czytając o Mierzei Kurońskiej w innych publikacjach spotkacie się z określeniem Nerynga jako nazwy miasta. Tego miasta nigdzie nie znajdziecie, ponieważ nazwa dotyczy paru mniejszych miasteczek, a w zasadzie osad Mierzei: Juodkrantė, Pervalka, Preila i Nida, które wspólnie tworzą jedno miasto o długości 50 km o nazwie Nerynga. Wjeżdżając na półwysep od strony Kłajpedy po paru kilometrach dojeżdża się do granicy Parku Narodowego nazwanego właśnie Nerynga. Tu od razu uwaga, w sezonie wakacyjnym za wjazd samochodem na teren parku trzeba słono zapłacić, dokładnie 20 EURO, podczas gdy poza sezonem wjazd kosztuje 5 EURO. Mało tego, kiedy wybieramy się do Kłajpedy samochodem i wyjeżdżamy z Parku, to wracając znów trzeba zapłacić mimo, że mamy kwaterę na terenie Neryngi. Dla nas to jawne ździerstwo, ale cóż. W relacji podpowiemy jak można sobie z tym na pewien sposób poradzić.
Cała Mierzeja Kurońska to 98-kilometrowy półwysep, którego południowa część należy do Federacji Rosyjskiej. Park Narodowy NERYNGA na Litwie powstał w 1991 roku, nieco wcześniej, bo w 1987 roku utworzono Park Narodowy "Kurskaya Kosa" w rosyjskiej części półwyspu. Od 2 grudnia 2000 roku Mierzeja Kurońska jako wspólny obiekt dwóch państw znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Przybywając na Mierzeję Kurońską, a zwłaszcza do Nidy musimy liczyć się z wyższymi cenami niż na pozostałym obszarze Litwy. To ze względu na kochających to miejsce turystów z Niemiec. Ceny ustawiane są pod nich, dlatego noclegi, jak również wyżywienie w restauracjach jest droższe. W tym momencie nasuwa się pytanie gdzie najtaniej. Z pewnością nie będzie to Nida. Ale bardzo ładnie zlokalizowana nad brzegiem Zalewu Kurońskiego miejscowość Juodkrantė będzie świetnym rozwiązaniem np. na nocleg. I to nie tylko pod względem nieco niższych cen niż w Nidzie, ale również pod tym, że Juodkrantė leży mniej więcej w środku półwyspu, więc lokalizacja dla rowerzystów chyba nie może być lepsza. Stąd można ruszyć rowerem w kierunku Kłajpedy, jak również na drugi dzień do Nidy. Należy zwrócić uwagę, że ścieżki rowerowe poprowadzone są w 95% z dala od drogi dla samochodów. To niewątpliwie duży plus i poczucie bezpieczeństwa na rowerze. Ścieżki rowerowe są dobrze oznakowane i przygotowane w sposób nienaganny. Poprowadzone są utwardzonymi i asfaltowymi traktami. Musimy się przyznać, że nie pojechaliśmy rowerem w kierunku Kłajpedy. Ale wybraliśmy jeszcze inne kierunki, o których wspomnimy później.
No dobrze, do rzeczy. Jako bazę noclegową poleciliśmy Juodkrantė. Nie trudno się więc domyślić, że sami tam kwaterowaliśmy. Miejscówka na kwaterę bardzo nam przypasowała i przede wszystkim sprawdziła się jako dobra baza wypadowa. W miejscowości znajduje się sporo miłych, niedużych restauracji serwujących naprawdę dobre jadło. I to nie tylko ryby, choć je właśnie polecamy na Mierzei. Każda serwuje dobre piwko i to nie koniecznie dobrego, litewskiego Sviturisa. Jest również belgijski Grimbergen. Małe centrum rozrywki znajduje się nieopodal kościoła przy nabrzeżu. Jest tu kilka połączonych ze sobą knajpek. Te jednak proponujemy tylko na jedno piwko. Mieliśmy wrażenie, że jedzenie jak również piwo jest lepsze w knajpkach przy drodze. Wzdłuż nabrzeża zalewu i całej centralnej części miasteczka wiedzie spokojna promenada. Jeśli nie ma zbyt dużo komarów to można nią spacerować przez całą noc. Panuje tu niesamowita cisza i spokój. Wspaniale czuliśmy się w tej wiosce, osadzie sami nie wiemy jak to nazwać.
Jak już wspomnieliśmy Juodkrantė leży nad brzegiem zalewu. Aby dostać się na plażę morską, niestety najlepiej zrobić to autem. Oczywiście nie jest to daleko, ale miejscowość leży u podnóża większego wzgórza, więc spacer nad morze trochę może zmęczyć, poza tym szkoda czasu. Samochodem dostajemy się nad morskie wyrzeże w 5...7 minut. W Juodkrantė znajduje się przystań, z której w sezonie wakacyjnym kursuje statek na drugą stronę Zalewu, dokładnie do miejscowości Dreverna. Nasz pierwszy plan jednej z naszych wycieczek rowerowych opierał się właśnie o tą przeprawę i przejazd rowerami do wsi Minija. Nastąpiły tu jednak zmiany, ale o tym w innej relacji. W naszym małym miasteczku oprócz bardzo przyjemnej atmosfery i spokoju znajduje się całkiem fajna atrakcja. O czym mówimy? O Wzgórzu Wiedźm. Na szczytach tego małego nazwijmy to górsko-wydmowego pasma wiedzie ścieżka, wzdłuż której wyrastają duże, drewniane, bardzo ciekawe, a niektóre wręcz imponujące rzeźby. Przedstawiają one postacie z różnych baśni, bajek czy też opowieści.
Wejście na szlak jest nieodpłatny i znajduje się przy charakterystycznej rzeźbie wiedźmy usytuowanej przy ulicy nieopodal centrum knajpkowego, o którym wcześniej pisaliśmy. Szlak pokonujemy w około 40 minut z prawdziwą przyjemnością bez większego wysiłku. To tyle na temat Juodkrantė. Czas wyruszyć na naszą rowerową przygodę. Praktycznie zaraz po opuszczeniu apartamentu wskakujemy na szlak rowerowy w kierunku Nidy. Biegnie on wzdłuż nabrzeżnej promenady i wyprowadza poza miasteczko. Widzimy tablicę informującą, że do Nidy mamy 38 km. Nie jest to daleko, ale jak się później okazało ścieżka rowerowa jest troszkę dłuższa niż droga dla samochodów. Na dodatek człowiek jeszcze gdzieś zboczy, gdzieś podjedzie, po to żeby coś więcej zobaczyć i dystans samoczynnie się wydłuża. Pierwszym punktem postojowym, była platforma widokowa na Wzgórzu Czapl. Kiedyś w lesie tuż za Juodkrantė, na wierzchołkach sosen południowej wydmy wiły gniazda szare czaple. Obecnie te piękne ptaki przeniosły się na wschodnie zbocza wydm. Tu z kolei można zobaczyć sporo kormoranów, czego doświadczyliśmy osobiście.
Samo miejsce wgląda bardzo tajemniczo, trochę jak po wybuchu bomby. Panuje tu dość specyficzny klimat, warto się zatrzymać. Jedziemy dalej. Pokonujemy mały podjazd, który poprawia nam krążenie. W końcu udaje nam się wdrapać na szczyt, skąd ładnie widać wybrzeże. Szlak rowerowy wyprowadzający z Juodkrantė przeskakuje z jednej strony ulicy na drugą. Kolejnym punktem, do którego można dotrzeć to Owcze Wzgórze. Stąd zaczynają się tzw. martwe wydmy Nagliai rozciągające się na długości prawie 10 km. Niestety ścieżka rowerowa nie doprowadza w to miejsce. Tutaj po prostu trzeba dojść piaszczystą drogą przez las. Trochę czasu to zajmuje, więc warto się zastanowić czy tam iść, czy przejechać parę kilometrów dalej gdzie znajduje się piękne wejście do Parku Narodowego wydm Nagliai. Obszar rezerwatu przyrody Nagliai wynosi 1680 ha. Biegnie od Juodkrantė do Pervalki, dokładnie dziewięć kilometrów. To właśnie tu można zobaczyć szare, zwane także martwymi wydmy, pokryte dziką roślinnością leśną oraz przykryte piaskiem wielowiekowe lasy.
Silne wiatry na wydmach tworzą imponujące wąwozy i nory. W niektórych miejscach fragmenty starych gleb wychodzą z piasku tworząc klimat jakby z innej planety. Wejście do Parku znajduje się na 31 kilometrze do Nidy. Znajduje się tu parking i przewoźne cafe bistro z pyszną kawką. Od Owczego wzgórza dojeżdżamy tu najpierw wzdłuż wydm morskich, później szlak przechodzi asfaltową, piękną drogą przez las i wyprowadza nas na utwardzoną ścieżkę rowerową wiodącą, nie na, ale przy drodze głównej. Ten kawałek trochę się dłuży, ponieważ nic się tu nie dzieje pod względem krajobrazu, tylko las i nasza ścieżka. Jednak kiedy dojedziemy do parkingu z wejściem do Nagliai trochę odpoczniemy od siodełka. Tutaj po uiszczeniu opłaty 2 EURO / osobę wchodzimy na teren parku. Uwaga, wszyscy kolarze zostawiają tu rowery przypięte do drewnianych poręczy. Trochę się obawialiśmy pomimo, że mieliśmy solidne zabezpieczenia. Wyszliśmy jednak z założenia, że jeśli inni zostawiają tu swoje rowery to my też musimy. Zabraliśmy tylko torby z dokumentami i piciem. Po powrocie rowery stały nienaruszone.
Spacer do wybrzeża trwa około 15 minut. Szlak o długości 1100 m. poprowadzony jest w sporej części drewnianymi kładkami. Kiedy dochodzimy do wybrzeża, kładki znikają i idziemy już tylko złoto - białym piaskiem. Tutaj można poczuć się jak na innej planecie. Wspaniałe dzikie tereny. Kiedy już dojdziemy do wybrzeża to po prostu nie chce się wracać na parking. Tu jest oszałamiająco. Atmosferę tworzy nie tylko krajobraz i dzika przyroda, ale również zapach, wiatr, powietrze... no wszystko razem. Wspaniałe miejsce. Żałujemy tylko, że nie podjechaliśmy tu drugi raz któregoś wieczora. Po 18:00 wejście do parku jest już bezpłatne, kasa zamknięta, a bramy tu nie ma, więc każdy wchodzi. Jesteśmy pewni, że przy miękkim, zachodzącym słońcu wrażenia byłyby jeszcze większe. Zaznaczamy, że Wydmy Nagliai znajdują się u wybrzeży Zalewu Kurońskiego, a nie wybrzeża Bałtyku. Na wydmach spędziliśmy łącznie z przejściem w obie strony i kawką ponad godzinę. Nawet nie wiedzieliśmy, że to tak szybko przeleciało.
Zdaliśmy sobie jednak sprawę, że do Nidy mamy jeszcze spory kawałek ścieżkami, których nie znamy. Ruszyliśmy więc nadając sobie nieco szybsze tempo. Szlak wiedzie znów przez las, dalej przechodzi przez drogę łączącą oba wybrzeża Mierzei, aż w końcu doprowadza nas do Pervalki, malutkiej osady u wybrzeża Zalewu Kurońskiego. Wioska powstała w 1843 roku po przybyciu rybaków, którzy po przez zalesienie nie dopuścili do przesunięcia się w to miejsce wydm, czyli po prostu zasypania piaskiem. W Pervalce odpoczywają również turyści, ale jest to o wiele mniejsza miejscowość od naszego Juodkrantė. Jedziemy dalej. Szlak znów wiedzie leśnymi ternami od czasu do czasu pokazując nam krajobraz Zatoki. Mijamy również drogowskazy piesze na szczyty wyższych wydm na półwyspie. Przy Wzgórzu Karvaiciai znajduje się mały punkt widokowy na Zalew. Tutaj zrobiliśmy sobie małą przerwę, spoglądając z ambony widokowej na wybrzeże Mierzei. Po 10 minutach ruszyliśmy dalej dość szybko dojeżdżając do drugiej małej osady Preili. Wioska ta powstała w tym samym czasie co Prevalka, tak samo po przez osiedlenie się tu rodzin rybackich. Przejeżdżając wioską znów oglądamy charakterystyczne dla tego terenu kolorowe domy budowane w pruskim stylu. Wyjeżdżając z Preili mamy przed sobą długi, nieco nudny, ale komfortowy odcinek szlaku. Można powiedzieć, że to szeroka, asfaltowa, niemal 10 kilometrowa autostrada, wiodąca przez las. Tutaj mijamy już więcej turystów wypoczywających w Nidzie, którzy wybierając się na rowerową wycieczkę dojeżdżają do Preili i wracają. W godzinach popołudniowych dojechaliśmy do Nidy. Jako pierwszy cel obraliśmy sobie znalezienie dobrej restauracji. Jest tu tego trochę. Ceny niemieckie. Skromna pizza minimum 8 EURO. Pozostałe dania średnio 15 EURO. No chyba, że makaron to można zjeść do około 12 EURO. Przy wjeździe do ścisłego centrum Nida wita nas małym hotelem z restauracją BO HOUSE. Bezpośrednio przy tej restauracji znajduje się mała pizzeria VARNA. Tu polecamy zajść na pizzę. W sklepie powiedziano nam, że to najlepsza pizzeria w centrum miasteczka. To tyle jeśli chodzi o gastronomię.
Kiedy wjechaliśmy do Nidy podobnie jak w innych miasteczkach Mierzei przywitały nas charakterystyczne wiatrowskazy. Kiedyś, zresztą chyba nawet do tej pory każdy ród mieszkający na Mierzei miał swój charakterystyczny wiatrowskaz. Dlaczego tak? Dawno temu, kiedy wszyscy mieszkańcy półwyspu żyli z rybołówstwa wszyscy pływali tam gdzie chcieli co wprowadzało spory chaos. Z tego powodu ówczesny inspektor Ernst Wilhelm Berbomas zaczął znakować łodzie rybackie po przez stworzenie prostokątnych kolorowych elementów, które rybacy zaczepiali na masztach znakując w ten sposób łodzie przynależne do konkretnych wiosek. Takie posunięcie zdecydowanie ułatwiało kontrolę, a każda wioska miała swoje obszary połowowe. Przebywając długimi godzinami na połowach rybacy zaczęli dekorować znaki identyfikacyjne tworząc z nich charakterystyczne dla regionu Mierzei Kurońskiej niemal dzieła sztuki. Umieszczali w nich elementy z życia lub marzenia rybaka. Klasyczny wielki wiatrowskaz dzieli się na kilka części. Przednia - nawietrzna część często przedstawia symbole księżyca i słońca (koła, gwiazdy), dalej symbole wiatru, powietrza, czyli strzały, pióra.
Umieszczany na szczycie wiatraka dom jest często przedstawiany jako symbol przytulności, zaś własność zaznaczona jest inicjałami właściciela statku. Powszechne było przedstawianie symboli religijnych w najwyższej części wieży meteorologicznej - na szczycie tęczy. Sądzono, że symbole te są w stanie ochronić rybaka i jego krewnych przed katastrofą na morzu i na lądzie. Często szczyt tęczy zdobiono krzyżem - symbolem wiary chrześcijańskiej oraz mężczyzny i kobiety, jego żony. Istniało także zwierzę lub roślina, na przykład koniczyna, symbol szczęścia i sukcesu lub też zamek, statek itd. Tworzone w ten sposób znaki identyfikacyjne stały się małą wizytówką mieszkańców Mierzei. W Juodkrantė na przeciw kościoła znajduje się małe muzeum i sklep z takimi wiatrowskazami. Każdy turysta może sobie zamówić własny wiatrowskaz. Spacerując pośród domków półwyspu możemy jeszcze zobaczyć te charakterystyczne elementy. Aktualnie jednak wiatrowskazy ustawiane są grupami w celu pokazania ich turystom. Taka właśnie mała grupka ustawionych wiatrowskazów przywitała nas przy wjeździe do miasteczka. Szlak prowadzi tutaj wzdłuż nabrzeża. Trzeba uważać przy mijaniu się z innymi rowerzystami, aby nie wpaść do wody, bo tu część chodnika dla rowerzystów nie jest zbyt szeroka. Po uzupełnieniu utraconych kalorii udaliśmy się na spacer. W ścisłym centrum, obok portu ze statkami wycieczkowymi znajduje się osiedle charakterystycznych dla Mierzei domków.
Kiedyś mieszkały tu rybackie rodziny, teraz większość domków lub nawet wszystkie zostały odremontowane i wynajmowane są turystom jako miejsca noclegowe. W niektórych z nich znajdują się małe, domowe restauracje. W środku osiedla znajduje się mini skansen pokazujący jak dokładnie wyglądały kiedyś takie domki. Wejście do skansenu jest bezpłatne, a samo obejście go zajmuje może 10 minut. Kiedy wejdziemy poczujemy się trochę jak w bajce, bo kolorowe domki są po prostu urocze. Jeśli nie przepadacie za pizzą, a chcecie spróbować oryginalnych potraw pochodzących właśnie stąd to bardzo polecamy rodzinną restaurację Bangomusa znajdującą się w jednym z tych ślicznych domków na końcu osiedla. Oprócz wyśmienitego jadła mamy tu przemiłą obsługę. Popróbujcie tu wszystkiego co się da, zaczynając od chłodnika litewskiego i kończąc na rybie. Nida to bardzo urokliwe miasteczko zlokalizowane na wybrzeżu Zalewu Kurońskiego. Do plaży nad morzem najlepiej przejechać autem, bo spacer pieszo zabiera trochę czasu. Sporo turystów jednak chodzi pieszo taszcząc sprzęt plażowy przez około 2 km. Kierując się z centrum Nidy wzdłuż wybrzeża zalewu w kierunku granicy z Rosją dochodzimy do kolejnej wydmowej atrakcji. Co to takiego?
To znajdujące się na wysokości 53 m wydmy Parnidis. Od wschodniej strony, czyli skręcając na górze w lewo można wejść na śliczne, białe wydmy. Po stronie południowej znajduje się taras widokowy, z którego wspaniale widać cały teren wydm, a dalej już tereny Federacji Rosyjskiej. Jeśli mamy więcej czasu możemy zejść na dół i przejść obszar wydm, na którym w latach 1870 - 1872 znajdował się francuski obóz dla jeńców wojennych. Wielu więźniów zmarło w wyniku złych warunków w więzieniach, wyczerpania i choroby. Z tego powodu miejsce to nazwano Doliną Śmierci. Bezpośrednio przy tarasie widokowym znajduje się zegar słoneczny z kalendarzem. Składa się z ronda z półkolem i małych stopni oznaczających godziny. W jego centralnej części wryty jest w ziemie wysoki na ponad 13 m obelisk, którego cień pokazuje godzinę. Wydmy Parnidis były ostatnim punktem jaki udało nam się odwiedzić podczas pełno dniowej wycieczki rowerowej. Przejechawszy w sumie prawie 80 km dotarliśmy do naszego Juodkrantė po 20-stej kierując się oczywiście na mały posiłek i zimne piwko do nabrzeżnych knajpek.
Na początku napomknęliśmy, że podpowiemy jak pominąć opłatę za ponowny wjazd na teren Neryngi. Organizując sobie wyjazd autem do Kłajpedy chcąc nie chcąc musimy wyjechać poza teren Parku. Czyniąc to sugerujemy dojechać pod delfinarium i Muzeum Morskie na samym końcu półwyspu w Smiltynė, które należy odwiedzić najlepiej z samego rana. Na bilet z muzeum wjedziemy z powrotem bezpłatnie na teren parku. Oczywiście zanim to zrobimy to zaraz po odwiedzeniu muzeum możemy przeprawić się pieszo w starym porcie na drugi brzeg praktycznie do samego centrum Kłajpedy. I tak, po zwiedzeniu miasta oraz muzeum i delfinarium bezpłatnie wjeżdżamy z powrotem na teren parku, gdzie kwaterujemy. Samochód można zostawić również troszkę wcześniej na parkingu jacht klubu. Tu jednak trzeba trochę zapłacić, ale nie jest to duża kwota, a przynajmniej auto mamy bezpieczne przez cały dzień. Na terenie jacht klubu funkcjonuje całkiem fajna restauracyjka serwująca bardzo dobre tiramisu.
Podsumowując, wycieczka rowerowa przyniosła nam sporo radości i pozytywnych wrażeń. Trasa rowerowa na Mierzei zaczyna się na samym początku półwyspu w Smiltynė, gdzie sporo rowerzystów wczesnym porankiem przeprawia się z Kłajpedy ze swoimi "wielbłądami". Myślę, że większość z nich nie objedzie w jeden dzień całej Mierzei. To jednak zbyt duży dystans na to, by nie tylko przejechać tam i z powrotem, ale również zobaczyć, przynajmniej to co my między Juodkrantė, a Nidą. Szlak rowerowy kończy się oczywiście w Nidzie. Jesteśmy pewni, że każdy kto lubi pedałować i przyjedzie na Mierzeję będzie nie tyle zadowolony, ale nawet zachwycony rowerowym trekkingiem w takim miejscu.