Nordkinn, czyli zrób sobie prezent sam
Andrzej Zygmunt
Jest jeszcze jedna zasadnicza różnica: na ten pierwszy praktycznie wjeżdża się samochodem, a na ten drugi trzeba dojść, około 24 km w jedną stronę. Dystans nie jest duży, ale z uwagi na fakt, że przez jego większość trzeba iść po terenie usłanym głazami, tempo marszu praktycznie uniemożliwia wykonanie przejścia tam i z powrotem w jeden dzień, a raczej w ciągu jednej doby, bo w lecie na północy dzień jest na okrągło.
Ostatnia noc przed wędrówką – jest około północy, słońce nie ułatwia zaśnięcia i budzi wcześnie o poranku.
Idąc w pierwszą stronę nie wiedzieliśmy gdzie ponownie napotkamy wodę (płynącą), więc za każdym razem korzystaliśmy z obecności strumieni.
Takie krajobrazy pozostają w pamięci na zawsze. Przejście przez rzekę w tle nie było większym problemem, ale przy wyższym stanie wody warto chyba zdjąć buty.
Kolejna płynąca woda za kilka godzin – w taki upał dobrze mieć ze sobą co najmniej 2 litry płynu do picia.
Szukaliśmy każdego miejsca w pobliżu trasy, aby tylko nie iść po głazach.
Są też ławki w punktach widokowych.
Każdy krok wymaga koncentracji – w przypadku skręcenia nogi ratownicy mogą dotrzeć tylko helikopterem.
Czas na posiłek. Na szczęście nie brakuje głazów, które osłonią kuchenkę od wiatru.
Miałem nadzieję, że moje stare, zgrane ze stopami buty wytrzymają wędrówkę. Przed wyjściem zauważyłem, że może być problem i na szczęście zabrałem zapasowe – niestety z miękką podeszwą, co mocno dawało się we znaki.
Mieliśmy do siebie trochę pretensji. Buty za karę zostały pod stertą kamieni.
W drodze spotykaliśmy zwierzęta. Dla ułatwienia: jest w środku zdjęcia.
Po kilku godzinach od ostatniego doszliśmy do kolejnego strumienia. Piękne miejsce - jak pójdę kolejny raz na Nordkinn to spędzę tutaj dwie „noce”.
Ten najdalszy punkt to nasz cel. Szlak prowadzi w prawo, my jednak poszliśmy w lewo w kierunku plaży, aby tam zostawić plecaki i „na lekko” pójść na Cape Nordkinn.
Już widać Sandfjord, ale do plaży jeszcze nie jest blisko.
Wcześniej kolejna „przeprawa” przez strumień.
Takich widoków też się nie zapomina.
Miejsce naszego noclegu. Tu zostawiliśmy plecaki i wzdłuż plaży poszliśmy dalej. Po lewej Cape Nordkinn.
Niestety tylko niewielki fragment dalszej trasy szedł po ścieżce jak na zdjęciu. Większość oczywiście po głazach. Jeszcze tylko w prawo do góry, przejście dolinką, potem w lewo do góry i …
30 lipca 2018 roku, o godzinie 23.00 dotarliśmy na koniec lądowej Europy.
Droga powrotna na plażę. Na brzegu, oprócz kamieni, wiele „cennych” rzeczy …
. … , które pilnuje ten mały ptaszek na ostrych jak brzytwa skałach.
Nasz obóz na plaży w Sandfjord. Te ciemnozielone kamienie po lewej to miejsce gdzie wypływa słodka woda, dostępna niestety tylko podczas odpływu.
W powrotnej drodze odnajdujemy szczątki samolotu, który „wylądował” zimą podczas II Wojny Światowej. Przyziemienie odbyło się na pobliskiej górze, a potem nastąpił zjazd po śniegu do doliny. Piloci samolotu przeżyli, a jego fragmenty posłużyły do odbudowy muzealnych egzemplarzy innych samolotów tego samego typu.
Ostatni rzut oka na Nordkinn i Sandfjord.
Powrót prawie tą samą drogą. Niestety kamieni w drodze powrotnej nie ubyło.
Odpoczynek przy strumieniu – widać „lekkie” zmęczenie.
No i koniec trasy. W tym momencie wszyscy mieli naprawdę dość. Najbardziej dała się nam we znaki wysoka temperatura.
Po nocnym odpoczynku na kempingu Nordic Safari Wildlife Adventures w Mehamn humory ponownie dopisują. Wracamy do domu. Myślę, że w głowach już kiełkują plany na kolejną wyprawę na północ – może Nordkinn w zimie?
Profil, ślad i parametry naszego przejścia.
I to już koniec relacji. Dziękuję moim towarzyszom (Magdalena Krzyżańska, Kinga Rokicka, Kacper Zygmunt) za pomoc w realizacji urodzinowego prezentu oraz udostępnienie zdjęć.
LESOVIK
"LESOVIK to polski producent hamaków turystycznych. Nasz cel prosty: zaprosić wszystkich do lasu i zaoferować najwygodniejszy możliwy nocleg jakiego można doświadczyć w terenie. Dlatego wybraliśmy klimatyczną ideę hamakowania i ubraliśmy ją w nowoczesne materiały, tworząc w ten sposób hamaki superlekkie, pakowane i bardzo wytrzymałe. Słowem: takie, na jakie jest miejsce w plecaku podróżującego. Uczucie błogiego bujania między drzewami jest nieporównywalne z niczym innym, a samo nocowanie w hamaku to przygoda, od której nie ma odwrotu! Namiot? Niepotrzebny, bo nasze modułowe systemy hamakowe to pełna gama produktów pozwalających na nocleg w warunkach od mroźnej zimy, przez deszczową jesień, po upalne lato. Wszystko co robimy jest szyte w Polsce, z najlepszych dostępnych materiałów. LESOVIK to wygoda, lekkość, ale przede wszystkim kompletna zmiana perspektywy, z jakiej obserwujemy świat wokół nas. http://lesovik.eu/