Wiosna w Tatrach rozgościła się na dobre i choć przyroda obudziła się o miesiąc wcześniej a pierwsze krokusy pojawiły się już w lutym, to jednak nie zachęciło turystów do szturmu na Tatry. Szlaki tatrzańskie świecą pustkami a turystów nie zachęciły nawet dywany krokusów.
Od wielu lat weekend świąteczny przyciągał w Tatry turystów z najdalszych zakątków Polski. Wydawać by się mogło że i tym razem będzie podobnie, tym bardziej że zamiast tradycyjnego "śniegu po pas" i przejażdżek saniami w Dolinie Kościeliskiej czy Chochołowskiej, śnieg leży jeszcze na szczytach a w dolinach kwitną łany krokusów.
Sprawdziłem jak wyglądał szturm na krokusy w Tatrach Zachodnich, bo słoneczny piątek i sprzyjająca prognoza pogody wręcz gwarantowały tłumy na szlakach. Wyjazd z Krakowa 05.50 i już pierwszy sygnał. Choć spodziewałem się walki o wolne miejsce w autobusie, zajętych było ok 1/3. Po dotarciu do Zakopanego kolejne zdziwienie. Piękna pogoda i zachęcający widok na Tatry, na dworcu pustki. Ruszyłem w stronę Siwej Polany, skąd zaczynają się pielgrzymki chętnych by na Polanie Chochołowskiej podziwiać dywany krokusów.
Kierowca nie czekał na komplet pasażerów, tylko odjechał zgodnie z rozkładem jazdy. W dużym busie sporo wolnych miejsc. Sytuację ratowali Węgrzy i Ukraińcy, zarówno w transporcie zbiorowym jak i na szlakach. Kasa na Siwej Polanie i zaledwie kilka osób które wysiadły z busa. Tutaj warto podkreślić bezsensowność biletów zakupionych online, z założenia ułatwiających wejście i omijanie kolejek, tymczasem sytuacja z piątkowego poranka... dwoje młodych osób omija kolejkę i wchodzi za szlaban. Z okienka pan krzyczy, stop! a bilety? Młodzi odpowiadają że mają bilety na telefonie bo zakupili online. Nic to jednak nie daje bo pan każe im stanąć w kolejce i musi te bilety zeskanować... kurtyna.
Przychodzi moja kolej i kupuję za 10 zł bilet wstępu do hmmm... Tatrzańskiego Parku Narodowego ale jednak to nie powinno nosić takiej nazwy, skoro jest to prywatny teren Wspólnoty 8 Wsi, z masową wycinką drzew i chaotyczną zabudową doliny. By tego było mało, tuż przy granicy PARKU NARODOWEGO stoi sobie ambona myśliwska. Zapewne nie jest to ambona do podziwiania krokusów na szlaku wiodącym z Siwej Polany do Doliny Lejowej. Czyżby zatem strzelanie do zwierzyny żyjącej na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego?... nic innego nie tłumaczy istnienia tutaj ambony myśliwskiej, a nie jest to jedyna.
Idę dalej, wszak pogoda rozpieszcza, krokusy ścielą się łanami a na szlaku pusto, jak w bajce. Od odbicia szlaku z Doliny Chochołowskiej minąłem jedną rodzinkę idącą w stronę przeciwną. Ten szlak nie zachęca bo na całym odcinku aż po Halę Przysłop Kominiarski, szlak to droga błotnista, zdewastowana ciężkim sprzętem do zrywki i wywozu drewna. Ale uwaga, nie wolno schodzić ze szlaku by nie niszczyć przyrody i o zgrozo! by przypadkiem nie zadeptać krokusa...
Mam odpowiednie buty i stuptuty, więc błoto mi nie straszne. Kieruję się w stronę szałasu na Hali Przysłop Kominiarski, ale wcześniej odbijam 200 m w prawo, na jedno z mniej popularnych miejsc a jakże urokliwe. Niżnia Polana Kominiarska na której stoi pięć zabytkowych szałasów pasterskich i spora łąka z tysiącami krokusów. Ten szlak jest jednym z najmniej uczęszczanych a prowadzi z Doliny Kościeliskiej do Doliny Chochołowskiej. Po kilku fotkach krokusów i szałasów, wracam na swój szlak, czyli na Halę Przysłop Kominiarski.
Jest szałas i jest miejsce gdzie można usiąść i odpocząć. To miejsce jest łatwo dostępne krótkim podejściem z Doliny Kościeliskiej, dlatego też, tutaj docierają inni turyści. Trójka Węgrów, kilkoro Ukraińców i sporadycznie rodacy. Oni nie znają zakazów więc śmiało buszują z telefonami pomiędzy krokusami. Po chwili wszyscy znikają poza linią lasu.
Słońce świeci, ptaszki śpiewają a wiatr zaczyna coraz mocniej powiewać. Na Czerwonych Wierchach wieje już konkretnie i zwiastuje to nadciągający halny. Ma wiać coraz mocniej a po świętach ma popadać. To wszystko w połączeniu, przyspieszy ubywanie śniegu i rozkwit przyspieszonej wiosny. Czy to dobrze? Górale mają zdania podzielone i jak mówią: "obserwujemy sytuację i będziemy reagować".
Schodzę do Doliny Kościeliskiej nastawiony na tłumy, a tymczasem... na wysokości Cudakowej Polany widzę kilkanaście osób. Odbijam w lewo w stronę wylotu doliny w Kirach. Idę i nie wierzę. Tak pusto było tutaj w pandemii i przy wielu ograniczeniach. Teraz jednak nie ma żadnych ograniczeń, jest początek świątecznego weekendu, piątek godz ok 13.00, piękna pogoda i czas krokusów. Turystów na szlaku brak.
Zdjęcia nie są stworzone przez sztuczną inteligencję a osoby nie są wymazywane w programach do obróbki zdjęć. Tak wygląda szlak na którym w analogicznym okresie bywało setki czy tysiące osób. Wszak Dolina Kościeliska jest najpopularniejsza tuż po drodze wiodącej do Morskiego Oka.
Przechodząc obok rzędu czekających dorożek, zagaduję fiakrów. Od rana mieli jeden, słownie jeden kurs na wszystkich oczekujących na klientów. Takiej pogody dawno nie było bo zazwyczaj w święta wozili turystów saniami a nie dorożkami. Nie pamiętają także by było aż tak źle z turystami, zważywszy że nie ma zamieci śnieżnej czy ulewy. bo tylko takie warunki atmosferyczne odstraszały chętnych na spacery tatrzańskimi dolinami.
Zamiast tysięcy osób w tak pięknym przedświątecznym dniu, przez cały dzień było około 500 wejść do Doliny Kościeliskiej. Tak wygląda kasa biletowa i szlak na dosyć długim odcinku, w piątek 29 marca ok godz 13.00.
Nieco lepiej było w samym Zakopanem, gdzie po Krupówkach spacerowało już trochę osób. Tak jednak było tylko na Krupówkach, bo po zjedzeniu obiadu w ulubionym (i tanim) barze, ruszyłem w stronę dworca. Piątek weekendu początek i tradycyjne korki na Zakopiance. To miałem w głowie i poważnie zastanawiałem się czy nie ruszyć jeszcze w inne rejony by wracać wieczorem, gdy już zmniejszą się korki. Tymczasem...
Nowy dworzec PKP i autobusowy także świecił pustkami. Idąc na autobus, przeszedłem wzdłuż pociągu relacji Zakopane - Warszawa Wschodnia czekającego na odjazd (kilka minut przed odjazdem). W całym składzie było kilkanaście osób.
Wsiadam do autobusu relacji Zakopane - Kraków i dopiero przed odjazdem było wewnątrz kilkanaście osób, a przypomnę że to piątek a godzina odjazdu 15,20. Na całej trasie zero niespodzianek czy korków.
Górale a w tym jedyny prawdziwy Miś czyli pan Marek Zawadzki mówią wprost, że taka sytuacja nie jest już ewenementem i że należy się do tego przyzwyczajać. Zarówno do pogody jak i zmiany upodobań turystów. Turystów którzy bardziej otwarli się na świat, bo ceny w Zakopanem nie zachęcają a za to samo można pojechać w inne równie piękne i ciepłe miejsca na świecie.
29 marca 2024
opracowanie & foto: Albin Marciniak