Kosmici na rowerach - dwaj śmiałkowie, którzy udowadniają, że niemożliwe nie istnieje

Kosmici na rowerach - dwaj śmiałkowie, którzy udowadniają, że niemożliwe nie istnieje

Kosmici na rowerach - dwaj śmiałkowie, którzy udowadniają, że niemożliwe nie istnieje

 

Rosja. przez trzy miesiące ta sama zupa, prawdziwą kąpiel zastępuje zwilżony ręcznik, a czystą wodę, woda z kanałów. 11333km na rowerach? czemu nie! Andrzej Mrożek i Tomasz Wójtowicz – dwaj śmiałkowie, którzy udowadniają, że niemożliwe nie istnieje…

 

 

 

Karolina Gołda: Długo się znacie?

Andrzej: Półtorej roku. Randka w ciemno – może to głupio zabrzmi, ale tak w skrócie można określić naszą wyprawę.

To był pomysł Pana Andrzeja, tak?

Andrzej: Pomysł był mój. Chciałem go zrealizować, a że najlepiej byłoby jechać we dwie, trzy osoby, to zacząłem szukać towarzystwa.

I kiedy je Pan znalazł?

Andrzej: Z Tomkiem poznaliśmy się na maratonie w Marrakeszu. Byliśmy w dwóch różnych grupach z Krakowa, które spotkały się w hotelu. Każdy opowiadał coś o sobie, więc pochwaliłem się, że byłem w Egipcie oraz że chciałbym jechać rowerem do Władywostoku. Tomek zaraził się moim pomysłem na tyle mocno, że rzucił pracę i pojechał ze mną.

Od momentu pomysłu do realizacji, czyli do 1 maja, minęło sporo czasu. Bywały chwile w których myśleliście, że może jednak to zły pomysł, może lepiej zrezygnować?

Andrzej: Nie było czegoś takiego. Tutaj trzymała nas tylko wiza.

Tomasz: Załatwialiśmy formalności, kompletowaliśmy sprzęt i oprzyrządowanie. Pierwotnie chcieliśmy wyruszyć 1 kwietnia, ale nie dostaliśmy dłuższej wizy, więc skróciliśmy wyjazd do 3 miesięcy.

Jeśli nie na 3 miesiące to na ile można było ją dostać?

Andrzej: Tam są pewne obostrzenia. Można dostać dłuższą, ale i tak trzeba po trzech miesiącach wrócić do kraju i jeszcze raz jechać. To rozbiłoby nam wyjazd.

Tomasz: Poza tym taka wiza jest bardzo droga.

Andrzej: Nam proponowano wizę na 2 lata, dzięki której nie musielibyśmy wracać do kraju co kilka miesięcy, ale była za dwa tysiące euro.

A ta na kwartał ile kosztowała?

Tomasz: Za naszą wizę, z ubezpieczeniem i wizą chińską, płaciliśmy po ok. 1200zł.

Który etap podróży był dla Was najtrudniejszy?

Tomasz: Myślę, że ten pierwszy. Duże przestrzenie, duży wiatr, dużo samochodów. Na początku wiatr uniemożliwiał nam przemierzanie 160km dziennie, które zakładaliśmy. Raz jechaliśmy 14 godzin, skończyliśmy o 1 w nocy, a zrobiliśmy tylko 120km. Jeżeli jednego dnia przejechaliśmy tyle, to wiedzieliśmy, że w kolejnych będziemy musieli to nadrobić. Na początku nie było pięknych okolic, ale późniejsze krajobrazy, te za Bajkałem, niejednokrotnie rekompensowały cały wysiłek, upał i przeciwności losu.

Co Wam sprawiało największy kłopot?

Andrzej: Ten wiatr, który momentalnie mnie męczył. Wolałem jechać pod górę niż pod wiatr.

Tomasz: Czasem brakowało nam wody, a ciężko było ją znaleźć. Ta rzeka nie, następna nie…

Andrzej: Wcześniej mogliśmy kupić wodę w sklepach, a później musieliśmy zaopatrywać się w nią w naturalnych źródłach. Najlepiej, jeśli strumyk spływał z góry, ale nieraz braliśmy wodę z kanałów.

Nie mieliście przez to żadnych problemów zdrowotnych?

Tomasz: Nie. Myślę, że czosnek, który jedliśmy zadziałał i oczywiście byliśmy zaszczepieni na różne choroby. Dyskomfortem był też brak higieny. Nieraz nie było miejsca, gdzie moglibyśmy się umyć porządnie, a po całym dniu jazdy wszystko się kleiło – brud, pot i środki przeciw komarom.

Jak wyglądała wtedy taka prowizoryczna kąpiel?

Andrzej: Na Ukrainie braliśmy wodę do worka z zaworkiem i robiliśmy sobie rewelacyjną kąpiel, natomiast kiedy zaczęło jej brakować, zmieniliśmy taktykę. Polewaliśmy wodą ręcznik, przecieraliśmy ciało, znów polewaliśmy i tak parę razy. Na wymycie wystarczało jakieś pół litra. Robiliśmy to na asfalcie, bo w lesie było zbyt dużo komarów. Po odświeżeniu ubieraliśmy długie spodnie, bluzy oraz czapki, a później wchodziliśmy do lasu, rozbijaliśmy namiot i robiliśmy kolację…

Jaką?

Andrzej: Zawsze taką samą - zupę. Makaron z małą ilością wody, do tego torebka zupki chińskiej, siekany czosnek, czasem ketchup i standardowo puszka konserwy. Mogła to być wołowina, konina, baranina albo jakieś ptaki. Z tych ostatnich jednak zrezygnowaliśmy, bo w puszkach były kości. Gdy pierwszy raz otworzyliśmy konserwę to myśleliśmy, że to jedzenie dla psa, ale u nich to chyba normalne…

Przez trzy miesiące, każdego wieczoru i każdego poranka, to samo towarzystwo. Mieliście czasem siebie dość?

Andrzej: Zdarzało się, że powiedzieliśmy sobie coś nieprzyjemnego, ale to nie wpływało na to, że nagle mieliśmy się pożegnać i rozstać.

A jak napotkani ludzie reagowali na Was?

Tomasz: Jak dowiedzieli się skąd i dokąd jedziemy, to z dużym szacunkiem. A niektórzy byli zdziwieni i patrzyli na nas, jak na kosmitów.

Andrzej: Na wsiach ludzie byli strasznie bezpośredni. Mnie to czasem przeszkadzało i drażniło, ale Tomek był dla nich wyrozumiały. Ludzi bardziej wykształconych interesowało, jak postrzegamy Rosję i Rosjan. Pomimo tego, że czują się dumni ze swojego państwa, ważny jest dla nich ten odbiór.

Po drodze zatrzymywaliście się w różnych miastach. Które wywarło na Was największe wrażenie?

Tomasz: Ułan-Ude. Można powiedzieć, że to taka azjatycka miejscowość. Inne rysy twarzy i bardzo serdeczni mieszkańcy - nie tak jak w innych miastach. Ludzie jadący samochodem pozdrawiali nas, uśmiechali się, byli szczerzy i otwarci. Cieszyli się, że przyjechaliśmy do nich. Poza tym budynki były ładniejsze. Widzieliśmy jakieś kopuły, łuki i ciekawsze pomniki, bo tak to wszędzie tylko Lenin i reszta przystojniaków.

Mijaliście też wsie – panowała tam jedna wielka bieda?

Andrzej: W dużej mierze tak. Mnóstwo starych, mocno zniszczonych domów. W Zachodniej Rosji widać, że coś nowego powstaje, ale im dalej na wschód, tym mniej nowości.

Tomasz: Jeżeli w pobliżu przejeżdża kolej transsyberyjska to wieś ma się nieco lepiej niż pozostałe. W ogóle w rosyjskich wioskach jest dość niebezpiecznie. Motocykliści jadący do Madaganu, których spotykaliśmy po drodze, byli uzbrojeni i ostrzegli nas, żebyśmy bez potrzeby nie wjeżdżali do wsi i nie wdawali się w dyskusje z miejscowymi.

Dlaczego?

Tomasz: Bo byliśmy innymi, obcymi ludźmi. Gdy kiedyś uzupełnialiśmy wodę przy drodze, pewien człowiek ostrzegł nas, byśmy pojechali 40km dalej bo tu gdzie jesteśmy nie jest bezpiecznie.

Jak wspominacie moment, w którym dojechaliście do celu?

Andrzej: Koniec męczarni. To zabawne, ale z jednej strony cieszyliśmy się, że dojechaliśmy, a z drugiej pojawiło się straszne pytanie – co dalej? Byliśmy szczęśliwi, że udało nam się to zrobić, ale to już skończone. Zostaje tylko powrót i co potem?

Tomasz: I znowu praca.

Andrzej: Przez 3 miesiące ciągle było coś przed nami.

A jak Wam się podobał ten Wasz cel - Władywostok?

Tomasz: Mnie się nie podobał.

Andrzej: To nie jest miasto z zabytkami. Są starsze budynki, ale nie traktuje się ich jakoś szczególnie. Mnie podobało się położenie miasta na wzgórzach. Są tam takie ostre podjazdy jakich w Krakowie nie ma.

Nadszedł czas powrotu i kolej transsyberyjska. Wiem, że na wielu ludziach podróż tą koleją robi wrażenie, na Was również?

Tomasz: Nie. Może dlatego, że tę trasę przemierzaliśmy już na rowerach. Mieliśmy wtedy głębszy kontakt z przyrodą, a z wagonu wszystko widać z oddali.

Andrzej: Dla mnie to jest tylko ciekawostka świata. Przejechać raz i jeśli nie zajdzie taka potrzeba, nigdy więcej. Liczyłem, że zobaczę jakieś piękne widoki, że ta kolej wspina się po zboczu i że rozciągnie się przed nami otwarta przestrzeń. A nic takiego nie było. Ciągle jechaliśmy przez las, więc nawet trudno było zrobić jakieś zdjęcie, bo co chwilę coś wyskakiwało przed obiektyw…

Jaki obraz Rosja pozostawiła w Waszych głowach?

Tomasz: To ogromny kraj, ale w pamięci mam wszystkie obrazy - te brzydsze i te ładniejsze. I biedę.

Andrzej: Widoki są na pewno niezapomniane, ale dla mnie ważniejsze było coś innego. Zrozumiałem, że do Rosji naprawdę można pojechać. Przed wyjazdem to nie było takie oczywiste. Okazało się, że to taki kraj, jak wszystkie inne. Nie ma ciągłego zatrzymywania i legitymowania. Do tego zwyczajni ludzie i ciekawa przyroda.

Co Wam ta podróż dała?

Tomasz: Przede wszystkim satysfakcję. Mimo wszystkich trudności i przeciwieństw, które napotkaliśmy po drodze, dopięliśmy swego.

Macie już teraz takie poczucie, że skoro zrobiliście to, to wszystko inne też możecie?

Tomasz: Oczywiście, że możemy.

Andrzej: Możemy jechać ile chcemy. Wystarczy wszystko racjonalnie rozłożyć i robić co jakiś czas odpoczynek. Każdy może zrobić coś takiego. Jeżeli stać go na 10km, to dzisiaj pojedzie 10, jutro tyle samo, pojutrze 15, a za dwa tygodnie już 100km. Najważniejszy jest spokój i cierpliwość…

Przygoda życia czy najlepsze wciąż jeszcze przed Wami?
Andrzej: Na razie to przygoda życia. Nigdy nie miałem tak długich wakacji, nawet jak chodziłem do szkoły… (śmiech)


 

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]