Stopem po Libanie




Stopem po Libanie

Monika Stypuła



Moja przygoda rozpoczęła się w grudniu 2010r. kiedy kupiłam swoją przepustkę do
dwutygodniowej przygody na Bliskim Wschodzie. W Bejrucie wylądowałam o północy 7 maja 2011.
Wczesnym rankiem, wychodząc z terminala po przespanej na podłodze nocy, moje
stopy stanęły na kontynencie azjatyckim, w kraju o którym do tej
pory nie miałam pojęcia, a kraju, który miał mnie później zachwycić.



Liban to kraj dwujęzyczny, poza językiem arabskim, większość mieszkańców włada
francuskim, ze względu na fakt historyczny, jakim była przynależność terytorialna kraju do
Francji. Porozumiewanie się po angielsku nie stanowi problemu, językiem tym włada znaczna
część obywateli, od dzieci, przez młodych mieszkających w odciętych od cywilizacji
wioskach, po pasterzy (i nie ma tu ironii). Drut kolczasty, okopy z worków z
piaskiem, rogatki na ulicach, wozy pancerne w centrach miast. To nie opis
filmu wojennego, a smutnej, libańskiej rzeczywistości. Po kilku dniach człowiek
przyzwyczaja się do codziennego widoku żołnierzy z karabinami w ręku.
Przywołuje to jednak na myśl trudną historię kraju, który zaledwie 6 lat temu
stał się w pełni wolnym państwem, po latach okupacji syryjskiej.



Mimo wielu bolesnych przeżyć wojna nie odcisnęła negatywnego piętna na charakterach Libańczyków.
Wciąż są to ludzie życzliwi, otwarci i pomocni. Spotkałam się z niezliczoną ilością ofert pomocy i
rad. Ludzie skłonni są do gościny, poczęstunku, choć sami niewiele mają. Mimo niespełna równej ilości
Muzułman i Chrześcijan, zarówno w życiu codziennym, jak i w rządzie, ludzie żyją w zgodzie i
harmonii. Da się jednak dostrzec ośrodki wyłącznie monoteistyczne, gdzie olbrzymie figury Matki
Boskiej niwelują istnienie meczetów. W dużych miastach kultury te przenikają się, a granice zacierają.



Liban to kolebka smaków, zapachów, kolorów. Na sukach obok siebie stoją stragany
tandetnych chińskich podróbek markowych firm i worki pełne kolorowych przypraw, ziół,
orzechów. Falafel i shawarma to tutaj typowe fast foody, a do tego manusz, mój ulubiony
pieczony placek z roztopionym, słonym serem. Co do picia? Podczas upałów świetnie orzeźwia bezalkoholowe piwo
jabłkowe, cytrynowe, czy malinowe Laziza, wyjątkowo udane dziecko największego browaru
Almaza. Narodowych potraw nie sposób zliczyć, warto więc zacząć od hummusu
podawanego z chlebem pita – pasty z ciecierzycy, która pochodzi właśnie z Libanu, a
popularna jest na całym Bliskim Wschodzie.



Liban to kraj ogromnie bogaty wróżnorodne dobra turystyczne. Na długości 180 km i szerokości 50km
odnalazłam przyjemnie ciepłe Morze Śródziemne, wysokie, zaśnieżone góry
Liban i żyzną Dolinę Bekaa z winnicami. W całym kraju znajduje się
5 obiektów wpisanych na listę UNESCO, z czego 4 to ruiny
starożytnych miast, których niektóre fragmenty zachowały się w stanie
niemal idealnym. Najnowszą pozycją
na Liście jest Dolina Qadisha wraz z Lasem Bożych Cedrów, które to drzewa są chlubą
narodu i jego najznamienitszą wizytówką.

Polecam odkrywanie Libanu na własną rękę, z plecakiem na plecach, przysłowiowymi
kilkoma dolarami w kieszeni i mnóstwem determinacji w poznawaniu miejsc prawie lub
wcale nie dostrzeżonych przez zachodnich turystów. Dziś świat stoi otworem, za kilkaset
złotych możesz poznać zupełnie obcy kraj. Ja spróbowałam, a Ty?

Informacje praktyczne:
Przelot: brak bezpośrednich połączeń z Polski, loty kombinowane, koszt ok. 1200-1600zł w
dwie strony (w promocji nawet 600zł)
Ceny: nieco niższe niż w Polsce
Waluta: funt libański 1000LBP=1,80zł
Języki: arabski, francuski, angielski
Komunikacja: popularny „serwis”, małe autobusy – bardzo tanie, działający bardzo dobrze
„stop”

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo [email protected]

Jeżeli chcesz wykorzystać materiały naszego autorstwa zamieszone na portalu skontaktuj się z nami: [email protected]