Strona 6 z 8
Boliwia El Dorado - relacja cz.5
Ameryka Południowa
Odsłony: 44774
Spis treści
Ostatni obóz w boliwijskiej dżungli nad Ichoa. Niestety po dotarciu do wodza Indian okazało się, że Argentyńczycy już nas ubiegli i przygotowana wcześniej umowa została podpisana ale nie z nami! Ależ żeśmy się wkur...rzyli! Przyszło nam podążyć dalej.
Dotarliśmy nad Santo Spirito - widoki były fantastyczne.
Przeprawa na drugą stronę. Wsiada się do takiego wagoniku i pedałuje ręcznie. Faktycznie było to takie solidne jak wyglądało.
Starodawna ścieżka inków na skalnej półce
Niestety woda w Santo Spirito była za zimna. Byliśmy za blisko gór (powyżej 4000m n.p.m.) i mimo obfitości sabalo dorad nie było. Pewnie za zimna woda.
Muszę wspomnieć, że w sierpniu wystąpiły jakieś anomalia i przez trzy dni temperatura w tej części Boliwii spadła do 2 stopni Celsjusza! Indianie byli w szoku i chcąc przetrwać palili wszystko co trafiło im pod rękę. Również odbiło się to na rybach - pierwsze padły pavony, potem piranie a w końcu pacu i surubi. Dorady jednak poradziły sobie wyśmienicie. Najwyraźniej w Santo Spirito w ogóle nie występowały. Widać jednak, że drastycznie postępujące ocieplenie klimatu potrafi nawet w najzdrowszych regionach naszej planety spłatać niezłego figla. Oczywiście ignorantom śmiejącym się z teorii ocieplenia klimatu Ziemi trzeba tłumaczyć, że nie musi się ona przejawiać w wysokich temperaturach - może się dziać coś kompletnie odwrotnego w miejscach gdzie nie ma prawa. Skomplikowana sprawa i gdy dalej będziemy się ocierać o bandę ignorantów jakimi są decydenci i politycy tacy ludzie jak my w Bayan-goł będziemy musieli się coraz bardziej spieszyć by zdążyć w wiele miejsc.
Wojtek na plantacji koki
Gdy się trafi na takie miejsce lepiej uważać i nie pstrykać zbyt dużo zdjęć - po prostu spadać.
Koka czyli krasnodrzew pospolity (Erythroxylum coca Lam.). Liście koki zawierające kokainę są wykorzystywane przez południowoamerykańskich Indian jako używka. Sama roślina odgrywa ważną rolę w tradycyjnej kulturze andyjskiej. W wielu rejonach Boliwii stanowi podstawę egzystencji indiańskich rolników, zwłaszcza w górach, niesprzyjającym innym uprawom. Roślina wykorzystywana jest w produkcji Coca-Coli. Dziś jest głównie używką samą w sobie (działa lepiej niż 10 mocnych kaw na raz!) - zwiększa wytrzymałość i pozwala pokonywać szybciej spore odległości pieszo i radzić sobie z chorobą wysokościową. Oczywiście jest też surowcem do produkcji narkotyku.
Kokainę pierwszy raz wyekstrahował z koki Albert Niemann w 1860. W Niemczech chlorowodorek kokainy zaczęto stosować w medycynie w 1884. Jakkolwiek syntetyczne środki znieczulające są dzisiaj bardzo rozpowszechnione, kokainę nadal w pewnym stopniu wykorzystuje się w stomatologii i okulistyce, w 1879r zaczęto ją także używać w leczeniu uzależnienia od morfiny. Jednak część pacjentów zaczęła eksperymentować z zażywaniem obu środków.
Już w późnych czasach wiktoriańskich używano kokainy dla rozrywki. Określano ją jako silnie stymulującą i rozjaśniającą umysł. Zygmunt Freud był jednym z wielu entuzjastów kokainy. Opowiadanie Roberta Stevensona "Doktor Jekyll i pan Hyde" powstało podczas sześciodniowej kokainowej sesji. Nieustraszony polarnik Ernest Shackleton badał Antarktykę wspomagając się kokainowymi tabletkami o nazwie Forced March. Fikcyjna postać literacka, bohater znanych powieści detektywistycznych, Artura Conan Doyle'a – Sherlock Holmes, nie stronił od przyjmowania kokainy dożylnie.
Kiedy kokainę zmiesza się z alkoholem uzyskuje się kokatylen. Było to przyczyną popularności domieszkowania kokainą win – najbardziej znane Vin Mariani. Kokainowe wina zyskały sobie smakoszy wśród premierów, szlachty, a nawet papieży. Architekt Frédéric Auguste Bartholdi stwierdził, że gdyby posmakował Vin Mariani wcześniej w swoim życiu, zaprojektowałby Statuę Wolności kilka setek metrów wyższą.
Co ciekawe w 1996 r. gazeta San Jose Mercury News opublikowała serię artykułów śledczych pt. Ciemny związek (Dark Alliance), zarzucając spowodowanie epidemii kokainizmu w gettach amerykańskich działaniom świadomym i celowym CIA. Publikacja wywołała społeczne oburzenie w USA, aczkolwiek nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Kokainę pierwszy raz wyekstrahował z koki Albert Niemann w 1860. W Niemczech chlorowodorek kokainy zaczęto stosować w medycynie w 1884. Jakkolwiek syntetyczne środki znieczulające są dzisiaj bardzo rozpowszechnione, kokainę nadal w pewnym stopniu wykorzystuje się w stomatologii i okulistyce, w 1879r zaczęto ją także używać w leczeniu uzależnienia od morfiny. Jednak część pacjentów zaczęła eksperymentować z zażywaniem obu środków.
Już w późnych czasach wiktoriańskich używano kokainy dla rozrywki. Określano ją jako silnie stymulującą i rozjaśniającą umysł. Zygmunt Freud był jednym z wielu entuzjastów kokainy. Opowiadanie Roberta Stevensona "Doktor Jekyll i pan Hyde" powstało podczas sześciodniowej kokainowej sesji. Nieustraszony polarnik Ernest Shackleton badał Antarktykę wspomagając się kokainowymi tabletkami o nazwie Forced March. Fikcyjna postać literacka, bohater znanych powieści detektywistycznych, Artura Conan Doyle'a – Sherlock Holmes, nie stronił od przyjmowania kokainy dożylnie.
Kiedy kokainę zmiesza się z alkoholem uzyskuje się kokatylen. Było to przyczyną popularności domieszkowania kokainą win – najbardziej znane Vin Mariani. Kokainowe wina zyskały sobie smakoszy wśród premierów, szlachty, a nawet papieży. Architekt Frédéric Auguste Bartholdi stwierdził, że gdyby posmakował Vin Mariani wcześniej w swoim życiu, zaprojektowałby Statuę Wolności kilka setek metrów wyższą.
Co ciekawe w 1996 r. gazeta San Jose Mercury News opublikowała serię artykułów śledczych pt. Ciemny związek (Dark Alliance), zarzucając spowodowanie epidemii kokainizmu w gettach amerykańskich działaniom świadomym i celowym CIA. Publikacja wywołała społeczne oburzenie w USA, aczkolwiek nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Wojtek Polowiec na jednym ze ściętych południowoamerykańskich drzew - niesłychanie twarde i o pięknym kolorze drewno. W Wenezueli nazywa się je "sejba".
A dżungla jak to dżungla - mało przyjazna człowiekowi.
Z Santo Spirito przemieściliśmy się dalej, na kolejną rzekę - Ibirisu. Dojechaliśmy późną nocą.
Rano opadły nam kopary! Widok był doskonały, podobnie toaleta.
Obóz nad Ibirisu.
Zapięliśmy namioty, uzbroiliśmy wędki...
...przeżyliśmy bliskie spotkanie trzeciego stopnia z miejscową fauną, ...
...pocykaliśmy okazy geologiczne...
... i ruszyliśmy dalej w górę rzeki by znaleźć dorado.
Dorady były ale nie było ich dużo.
Bardzo dużo sabalo i bocony jednak dorad niewiele. Nie zmienia to jednak faktu, że nasz Indianin - przewodnik złowił tam niegdyś doradę powyżej metra!
Rzeka podobnie jak góry wokół przepiękna.
Podobnie jak na Ichoa, woda w Ibirisu była podobnie, ekstremalnie niska.
Po brzegach i wyspach widać jaka woda potrafi tędy płynąć w porze deszczowej. Pod tą wyspą była fajna bańka gdzie harataliśmy bocony jak chcieliśmy i ile chcieliśmy.
W poszukiwaniu dorados.
Wysokości i dystanse potrafią wycisnąć z człowieka wiele kropel potu. Czego jednak nie robi się by znaleźć El Dorado.
W końcu dotarliśmy ponownie do cywilizacji. Szybko opłukaliśmy gęby i w przydrożnej restauracji zamówiliśmy palmito, czyli serce palmy - marynowany, miękki palmowy rdzeń o smaku warzywa przypominającego tatarak. Wraz z musztardowym sosem i kieliszkiem czerwonego wina - wyborne.
Można też było kupić... kompot - darowaliśmy sobie;)
Podczas przeprawy na Ibirisu Wojtek rozdarł swoje sandały - zanieśliśmy je do elektryka samochodowego a ten zszył je tak, że niejeden szewc mógłby się od niego uczyć!:)
W końcu wróciliśmy do Santa Cruz. Adam miał urodziny i nie do pomyślenia było by nie spędził ich w domu. Najpierw jednak niemal prosto z podróży trafiliśmy na grilla do Jego przyjaciół. Piwo było wszędzie a gdy zajrzeliśmy do lodówki...
Pamiętacie reklamę Heineken'a? Jezu - czuliśmy się jak w niebie!
Po grillu, Adam zabrał nas na "after party", gdzie grająca kapela słysząc Polaków zagrała nam nawet kawałek Perfectu - ale czad!
Oczywiście południowoamerykańska kultura macho nie pozwala zainstalować w męskim kiblu innych drzwi jak takie;)
Lolek po imprezie urodzinowej Adama. Jak jest?!:)
Biedak już, już sięgał do woreczka z liśćmi koki, które postawiłyby go na nogi lepiej niż cokolwiek innego. Niestety - nie zdążył;)
Samolot miał następnie zabrać nas do Trinidadu
Skutki uboczne nocnego imprezowania pojawiły się pięć minut po zrobieniu tego zdjęcia - wszyscy padliśmy.
Niestety z uwagi na ścianę dymu z wypalanego lasu unoszącą się nad górami mieliśmy nieplanowane lądowanie w Rurrenabaque. Zwróćcie uwagę na wysokość zawieszenia autokaru. No i oczywiście cały czas czuliśmy, że prowadził nas Jezus!:)
Nie ma się jednak co dziwić skoro drogi wyglądają tam tak.
Znowu nie mogliśmy sobie odmówić soków z pomarańczy - tym bardziej, że musieliśmy uzupełnić wypłukaną witaminę C z organizmów;)
Typowy hotel w typowej południowoamerykańskiej dziurze.
Publiczne ubikacje i prysznice:)
Młody przy tokarce do pomarańczy. Owoc w takim urządzeniu jest obrany w 10 sekund!
Nie było co barłożyć i marnować czasu. W końcu wsiedliśmy w autokar jadący na zachód.
Dotarliśmy w końcu do ośrodka naszego przyjaciela Yoni'ego. Miał się on okazać bazą wypadową do naszej rzeki właściwej!
Mała lapa, nazywana także paką (Cuniculus paca) – gatunek dużego południowoamerykańskiego gryzonia z rodziny Cuniculidae. Ceniona przez Indian za smak mięsa.
Młody benato
Wojtek z trzymiesięcznym ocelotem!
Ocelot (Leopardus pardalis). Koty te żywią się wieloma zwierzętami, w tym: szczurami, świnkami morskimi, małpami, pancernikami, mrówkojadami, aguti, różnymi jeleniowatymi, młodymi pekari, jaszczurkami, wężami, żółwiami i różnymi ptakami. Często zakradają się do kurników.
Młody został przyniesiony do Yoni'ego przez któregoś z Indian - jego matkę potrąciło auto a młody kociak został sierotą. Ślinił wszystko co mógł - biedak cały czas szukał matczynego sutka a karmiony mlekiem ze smoczka był wręcz nienasycony!
Adam z ocelotem. Co ciekawe, matki takich ocelotków są bardzo opiekuńcze - potrafią wyrywać sobie sierść z brzucha by wyścielić gniazdo a młodym przynoszą żywe, małe zwierzęta by te mogły nauczyć się szybciej i skuteczniej polować! Ponadto oceloty mają najbardziej miękkie poduszki łap z całej kociej rodziny, przez co diablo skutecznie i cicho potrafią polować nawet na suchym listowiu. Dodam, że jeszcze świetnie pływają i zupełnie nie boją się wody. Zatem na zdjęciu Adam z małą maszynką do zabijania.
Wojtek "w objęciach śmierci". Kajman, którego czaszkę tu widać pochodzi z laguny, na którą niedługo mieliśmy ruszyć łowić pavony.
Maska z centrum kultury Indian Tsimane.
Obrazek na skorupie żółwia.
Zaraz ruszamy z Tito - kolejny, bardzo pomocny przyjaciel.
Dotarliśmy do farmy, gdzie koła drewniane w wozach funkcjonują do dziś. Jak widać - takie rzeczy to nie tylko w Mongolii.
Indiańska churuata
Kajman przy Bayan-goł
Tito skręcił jakieś dziwne papierosy po których wszystkie zwierzęta wydawały się nam jakieś dziwne. Gdy patrzę na te zdjęcia - oczy też mieliśmy nienormalne;)
Młody szop rakojad (Procyon cancrivorus)
Pisklę długoszpona krasnoczołego (Jacana jacana). Samce, jak w przypadku innych gatunków tej rodziny, odpowiadają za inkubację jaj. Samice są poliandryczne, bronią nawet do czterech gniazd swoich partnerów i potrafią nawet zniszczyć lęg rywalki, by "odbić" jej samca.
Ptaszki te jakby zahipnotyzowane podążały do świateł naszych latarek!
Nawet pełnia księżyca po tych papierosach była nieco bardziej krwista. Dziwne, bo nasz aparat przecież niczego nie palił;)
A to to nie mam pojęcia co to jest. Podobna do zmierzchnika sówka albo jakiś lelek...
A może odkryliśmy nowy gatunek? ;)
Wojtek po tej fajce drzemał jak małe dziecko;)