Strona 7 z 8
Boliwia El Dorado - relacja cz.6
Ameryka Południowa
Odsłony: 44768
Spis treści
Dopóki nie obudziły Go wrzaski Adama dziabniętego przez mrówkę! Pamiętacie film "Apocalipto"? Były tam takie same.
Jakże uroczy poranek...
...zastał nas w jakże brzydkim miejscu.
Rolnicy uwijali się już od pierwszych promieni słońca...
... a my chwyciliśmy za wędki i pognaliśmy nad lagunę łowić pavony.
Grzesiu jednak zapiął coś innego.
Co myśmy mieli, żeby gada odpiąć!
Trzeba się nieźle było nagimnastykować by go uwolnić.
Ale udało się.
Przy robieniu tego zdjęcia w biednego kajmana były wymierzone dwie flinty - tak na wszelki wypadek gdyby postanowił Lolka dziabnąć w tyłek;)
Niestety mieliśmy pecha i dzień wcześniej spory wiatr mocno zdołał wzburzyć powierzchnię jeziorka a ta rozkołysana zmącić mocno wodę. Na szczęście kilka pavonów złowiliśmy. Większe niestety były nieaktywne.
Z małą piranią.
A w końcu chcąc nam pokazać duże stada capibar wsadzono nas na osiodłane konie i pognano w pampę.
Uprzęże bywały przeurocze.
Adam w koszulce Polo jako jedyny miał stosowny strój na taką okazję:)
Lolek przy capibarach.
Faktycznie ganiały tam jak kury w kurniku.
W końcu nasze psy postanowiły zapolować i spłoszyły stadko. Jedną jednak złapały...
... a że wszystkiego i tak by nie zjadły:P Żartuję - to szaszłyki z wołowiną;)
W końcu Tito dogadał się z Indianinem i postanowiliśmy ruszyć z laguny z pavonami prosto na sumy w rzeczce nieopodal.
Paweł Mamoń
Wojtek Polowiec
Grzesiek Borowski
Kormoran z małym sumikiem
W rzece tej są jednak sumy do 100kg! Surubi, General, Toro i Muturo - do koloru do wyboru. Na zdjęciu Indianie odpoczywający "pod parasolami"
Rzeka El Dorado w dole. W ogóle rzek w Ameryce Południowej, które nazywają się El Dorado jest pełno. Zatem "nasza" niezbyt oryginalnie się nazywa;)
W jakimś momencie rzeka rozwidliła się na 5 odnóg - wpłynęliśmy w jedną znaną naszemu Indiańcowi. Przed trzema dniami wieczorem przepychał on w tym miejscu przez mieliznę łódź. Wyobraźcie sobie, że złapała go duża anakonda! Na szczęście miał koszulę na grzbiecie. Wywinął się jakoś a wąż znikł w wodzie z koszulą w pysku! W tym miejscu gdzie stoi łódź zdołał jednak wcześniej złowić z ręki 30 ryb! Sumów i pacu!
Miejsce jednak wydawało się nam mało interesujące. Przynajmniej woda wydawała się jak z kaczego dołka. Olaliśmy zatem wędkowanie i skupiliśmy się na... czymś innym;) Jedynie Tito w przebłysku trzeźwości wieczorem zdołał złowić niewielkiego sumka.
Adam z Coporo - ryby te gonione przez jakiegoś większego drapieżnika wskakiwały z wody nam do łodzi! Nie do wiary!
Sumik Tita na śniadanie. Jak zwykle na ruszcie z nieprzepalających się gałązek.
Nie zdzierżyliśmy długiego przebywania w miejscu ochrzczonym "czarną d...", tym bardziej że u Yoni'ego działy się ciekawsze rzeczy. Dziewczyny z wioski ćwiczyły do regionalnych wyborów miss.
Nic dodać, nic ująć;)
Któregoś dnia w końcu zebraliśmy więcej paliwa i postanowiliśmy ruszyć w górę rzeki ku źródłom by znaleźć złote dorady. Dzieci na całym świecie są zawsze otwarte, odważne i ciekawe, co się dzieje.
Jedna z dziewczynek miała małą hirarę (Eira barbara)
Adam z hirarą - drapieżną łasicą, która potrafi w pogoni bądź ucieczce poruszać się tak zwinnie, że także skacze z czubka jednego drzewa na drugie.
Chica Tsimane
Kolejne indiańskie dzieci po drodze do źródeł El Dorado
To dziecko ma szczęście mieć mamę. Niestety bardzo często w Boliwii spotykaliśmy osierocone dzieci, których matki padły ofiarą El Tigre. O atakach jaguarów na dzieci słyszeliśmy nawet jeszcze częściej! To nie fikcja - to fakt. Uświadamia nam to także jak bardzo Boliwia jest dziksza od sąsiednich krajów Ameryki Południowej.
Indianin polujący z łukiem na ryby. Tsimane strzały wyrabiają z długich jakby termokurczliwych trzcin. Opalają je nad ogniem i formują jak chcą. Gdy ostygną kształt utrwala się na amen. Potem jeszcze tylko naostrzenie i nacięcie dwóch grotów i gotowe. Polując celuje się w głowę ryby by nie uszkodzić mięsa. Trzeba się na tym znać i brać poprawkę na ruch ryb i efekt soczewkowy wody.
Grzesiek z sumem Toro, czyli z bykiem 60kg!
Spójrzcie ile rybek kręci się przy ogonie rybska.
Im wyżej tym ryb więcej, ale że i większe?!
Potrzeba pomocy by go udźwignąć!
Uff... Grzesiek myślał, ze to kolejna ryba na stracenie. Hol trwał w nieskończoność.
DO! RA! DO! OLE!
Niestety po sumie nie było dane odpocząć łowcy toro ale jak tak patrzyło się na te złote dorady to krzyczeć się chciało, że odpocznie się po śmierci!
Idealne złoto!
Dla odmiany pacu.
Jak widać nie tylko Egipt i nie tylko Mongolię nawiedza szarańcza.
Patrzcie na tą czystą wodę!
Podobnie jak na Ichoa - w wolnych dołach pacu i surubi a na szybszych przewężeniach dorady.
Nie zawsze duże ale zawsze z wielkim sercem do walki.
Tak rosną dzikie papaje a ich smak jest chyba najlepszym smakiem świata!
Jedno z pełnych sabalo przewężeń.
Zbliżając się do doradowego wlewu.
Woda z daleka na zdjęciach wydaje się taka spokojna...
... podczas gdy w rzeczywistości jest pełna życia i rozgrywających się dramatów...
Taka sunąca ławica tylko pozornie jest bezpieczna - wielokrotnie jakby znikąd od dna odrywał się ciemny kształt po czym surubi połykał jedną z rybek.
Albo spod bystrzyny wyskakiwało kilka dorad i z całym impetem wbijało się w środek ławicy nieszczęsnych sabalo! Piękne widoki, które w sercach nosić będziemy do końca życia! Dodam, że na suchego chrusta, red taga czy jakąkolwiek nimfę ryby siadały na muchówce raz po raz. Płoszyły się, po czym wracały po dwóch minutach i zbierały muchę po raz kolejny. Wystarczyło tylko położyć suchara przed napływającymi cieniami.
Grzybki jak gwoździe - na wszelki wypadek nie próbowaliśmy;)
Ataki ryb na nasze woblery tuż po wpadnięciu ich do wody bywały fascynujące! Piekielnie dynamiczne!
Dorady wyskakiwały do przynęty całymi stadami.
I walczyły wybornie, jak najlepsze asy przestworzy, lepiej niż czerwony baron...
... co ja wypisuję?! Lepiej niż złoty baron!
I nie trzeba być wielkim by doprowadzić kogoś do palpitacji serca!
Jedna z dobrych dorad pod wodą.