Boliwia El Dorado - relacja cz.7


Gdy robiłem to zdjęcie - nie widziałem tych małych rybek. Po przypatrzeniu się stwierdzam, że wszędzie to małe dorady! Jest tego bez liku!

Ileż to razy widziałem żyłkę wchodzącą do wody w jednym miejscu a w tym samym czasie kilkametrów dalej z wody wyskakiwała dorada z moją przynętą w pysku.

Były tak niesłychanie szybkie, że nie raz nie wiedzieliśmy po prostu co się dzieje!

Albo pruły powierzchnię jak dwudziesto cztero karatowe torpedy!

Niestety nie byliśmy zbyt dobrze przygotowani do łowienia ich na muchę, więc katowaliśmy się spinningami. Na przyszłość nie pogardzimy i jednoręcznymi muchówkami klasy minimum 9!


Z tej skały rzucaliśmy sliderem w górę a przynętę 5 razy odprowadzało stado po 10 ryb i wszystkie ok 10kg!

Niestety poza żuciem koki człowiek musi i normalnie jeść i spać więc mimo niegasnącej współpracy złotych ryb trzeba było odpoczywać. Wracamy do obozu.

Nawet Adam nie do zdarcia musiał czasem też coś zjeść;)

Motyle tropików.

Podchaczona sabalo.

Górna El Dorado rodzi się z łączenia wielu dopływów - oto jeden z nich. W sumie mamy tam przynajmniej cztery różne, górskie rzeki którymi płynąć można łodzią. Dochodzą jeszcze mniejsze strumienie i potoki w których też żyją dorady.

Jedna z sabalo, na które polują dorady. Nasz wobler przy tym to śmieszne maleństwo.

Ale wciąż skuteczne maleństwo! Siedzi! Ole!

I o to chodzi!


Koka w gębie + złoto w rękach = szczęście w sercu!

Złota dyszka!

I dla odmiany miejsce na surubi.

Przy okazji pragnienie można ugasić dziko rosnącymi, niewielkimi ale jakże słodkimi arbuzami! Pycha!

Górne El Dorado o poranku.

Kolejny dopływ jest na początku głębszy, bez dostępu z brzegów...

... od czego jednak ma się łodzie?!

Po przepłynięciu dolnego odcinka można znów oddać się łowieniu sztab złota...

... wypuszczaniu ich...

...i łowieniu kolejnych!

Yeah! Kolejna dobra ryba!

Górska rzeka w Boliwii gdyby nie dżungla i łowione ryby a przede wszystkim ich ilości nie różniłaby się mocno od górskich rzek Syberii czy choćby niektórych cieków południowej Polski.

Czasem by móc podróżować swobodniej curriarami trzeba przygotować przepływ. Co ciekawe - już po dwóch dniach ustawiały się tam dorady!

Spadek rzeki widoczny był na każdym kroku.

Kolejny surubi.

Ależ te ryby potrafią mieć kolory!

El Dorado znalezione!

Opuszczona churuata okazała się świetną metą przez kilka dni.

Gniazda wikłaczy.

Sabalo wypełniają rzekę praktycznie po brzegi.

No i ciągle dorady!

Walczą wspaniale i długo a gdy pozwolisz rybie choć chwilę odpocząć guzdrząc się z podebraniem po chwili widzisz kolejny wyskok ryby i wobler wypadający jak w zwolnionym tempie ze złotej paszczy.

Ale gdy rozegrasz to dobrze, po kilku chwilach i kolejnej walce zaliczającej się do lepszych w życiu trzymasz tą sztabę złota w łapskach i pozujesz do zdjęć.

Dorado ma także płetwę tłuszczową.

Zęby w takiej paszczy są mocno osadzone, lekko zagięte do środka, trójkątne i szarpiące jak tarka, nie poddają się naciskom jak choćby u szczupaka.

Miejsce to na zawsze zostanie w naszych sercach. Wyobraźcie sobie kilkanaście metrowych dorad przeciskających się między kamieniami przez płytką wodę nie sięgającą im nawet do połowy ciała. Przesuwały się o poranku z bani poniżej na doły w górze rzeki. Coś doskonałego!

Dobraliśmy się do nich kolejnego dnia:)

W tej czystej wodzie mienią się złotem i żółcią wyjątkowo. Nigdzie indziej nie doświadczy się takich kolorów na tle zielonej dżungli odbijającej się w powierzchni rzeki.

Dłuższe i głębokie banie obławia się tam z łodzi.

I jest to nie mniej skuteczne.

Kolejne 10kg.

Ryby są bardzo szerokie, spłaszczone od spodu. I spójrzcie na jej paszczę, na język jak u jaszczura.

Dorado są piękne - mienią się jak złota obrączka na palcu.

To że weźmie w takim miejscu to kwestia bardzo krótkiego czasu.

Potem to już kocioł...

...wyskok...

...wyskok...

...kocioł...

...kocioł... - jednym słowem: STANDARD...

Złoty standard

Taki kocioł po braniu przez machnięcie ogonem po prostu musi robić wrażenie!

Powrót przez uprawę bananów do obozu.

Alfabet Indian Tsimane

Młoda Indianka Tsimane...

...i cała rodzinka.

Sąsiednia chata przygotowywała się do wymiany dachu.

I powrót.

Ostatni zachód nad El Dorado - rzeką gdzie już wtedy wiedzieliśmy, że postawimy naszą bazę.

Indianie - przewodnicy oczywiście nie mogli wrócić do domu z gołymi rękoma - musieli zabrać i uwędzić kilka ryb.

Podążamy w kierunku lądowiska samolotów - niby prosta ale w tych temperaturach niełatwa robota. Wyżej nad rzeką klimat jest znacznie przyjemniejszy.

I cessna, która zabierze nas do cywilizacji.

Lecimy do Yoni'ego.

Bo u Yoni'ego nawet tandetne figury syren mają ogony surubi! Kto by zwracał uwagę na gołe cycki? ;)

Po rybach wybraliśmy się posmakować kolejnego męskiego sportu - walki kogutów.

Adam postawił 50 Bolivianów na czerwonego a gość z prawej strony w kowbojskim kapeluszu postawił 10 000 USD na białego! Gość ten sprzedaje 250 000 krów rocznie! Ale oczywiście Adam się denerwował bardziej;)

Pani Doktor Helena Vargas (po prawej) - Amerykanka, która bada reakcje mózgu indian na różne bodźce. Zupełnie jakby byli kosmitami - projekt oczywiście dotowany przez amerykańskie uniwersytety.

No i stało się - Grzesiek z Adamem byli gośćmi honorowymi a Adam w końcu został jednym z jurorów. Miss wyborów regionu Beni! Ale jaja!





Wszystko na ziemi Yoni'ego.

Finalistki konkursu.


Adam w końcu sforsował wątpliwości reszty jury i musiała wygrać ta dziewczyna. Pewnie dlatego, że suknie miała w kolorze wspaniałych dorad z El Dorado!

Sabalo i dorado:)

Wróciliśmy do kraju. Teraz wszystko w rękach Adama. Droga urzędowa w Boliwii bywa długa i żmudna na szczęście jak powiedziało kilku burmistrzów na kolacji z nami - na takich ludzi jak my czekali siedem lat! Wszystko się dzieje. Właśnie budują dla nas lądowisko dla samolotów, co w świecie kokainy, gdzie amerykanie potrafią bombardować podobne miejsca wcale nie jest takie proste do załatwienia. Łodzie i silniki już czekają. Podobnie drewno i inne materiały, z których powstanie nasza lodge. Pierwsza lodge nad El Dorado. Rzeka jest praktycznie nieruszona - sprawdziliśmy ledwo 30% naszego areału. Piszę "naszego" bo umowa już podpisana!

Wiosną 2011 lecimy pilnować budowy bazy, od maja będziemy gotowi przyjmować pierwszych gości. Na razie w formie spływu i flying camp'u (mobilnego obozu namiotowego), z końcem roku ruszymy już z przyjmowaniem gości w budynkach. Chciałbym jednak zaprosić Was do siebie już teraz - do najpiękniejszego miejsca na ziemi. Choćby po to byście odkrywali rzekę wraz ze mną. Byście stanęli nad rzeką taką, jaka płynie nieskrzywdzona od początku istnienia świata. Byście zobaczyli jak sztaby złota dostają skrzydeł. Jak gonią w amoku całym stadem wszystko co przypomina uciekające sabalo, choćby była to kieszeń wyrwana z koszuli i założona na hak! Byście popatrzyli ze mną jak Indianie Tsimane wyrabiają strzały a potem stanęli w szranki w turnieju strzelania z łuku! Moglibyśmy ruszyć na pewne słone jezioro ukryte w górach albo pooglądać freski w jednej z niezbadanych inkaskich jaskini, których tu kilka w dżungli się znajdzie. Ruszylibyśmy rano zaliczając jeszcze kilka dorad po drodze, obudzeni przez papugi, które lubią się sprzeczać o owoce, które im rano wykładam. Żyjemy obok siebie. Zapraszam na nową przygodę Waszego życia. Paweł Mamoń.

W przypadku pytań korzystajcie śmiało z zakładki "KONTAKT" albo po prostu piszcie do Słowika bądź Mariusza - są w pełni zorientowani:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
lub dzwońcie:
Rafał +48501762321
Mariusz +48664141277


Tekst i opracowanie: Rafał Słowikowski w porozumieniu z Pawłem Mamoniem
zdjęcia: Grzegorz Borowski, Adam Kubisiak, Paweł Mamoń, Wojciech Polowiec

Acha... A czy wspomniałem, że wielokrotnie byliśmy świadkami jak dorady w amoku wyskakiwały nad powierzchnię wody i atakowały sabalo niczym rakiety powietrze - ziemia?!


zapraszamy na wyprawy z BAYAN GOŁ

Pokrewne artykuły

Administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Klubu Podróżników Śródziemie Aleja Podróżników KRS: 0000556344 na podstawie art. 6 ust. 1 lit. b RODO. Skontaktować się z nami możesz mailowo alejapodroznikow@gmail.com

Jeżeli chcesz wykorzystać materiały naszego autorstwa zamieszone na portalu skontaktuj się z nami: alejapodroznikow@gmail.com